Samolot podszedł do lądowania, Nastia poczuła ucisk w uszach i rozbolała ją głowa. Z powodu słabego krążenia źle znosiła zarówno start, jak i lądowanie, w dodatku niedobre przeczucia sprawiły, że dostała okropnych mdłości.
Gdy tylko podwozie samolotu dotknęło ziemi, najbardziej niecierpliwi pasażerowie zerwali się z miejsc i zaczęli ubierać. Gdzieś z przodu mignęła głowa Korotkowa. Jura wstał i wciągając kurtkę, odwrócił się przodem do Nasti. Ona zaś ledwo dostrzegalnie wzruszyła ramionami, co oznaczało: brak nowych pomysłów oraz instrukcji, w głowie pusto, działaj według uznania i na własne ryzyko.
– Ilu ich jest? – rozległ się szept Pawła.
– Czterech. Dwaj osobno i dwaj razem.
– Adorator i dwaj faceci z samochodu. Kim jest czwarty?
– Ma miejsce w środku – chłopak w czapce z futra wilka. Był wczoraj rano koło kolonii, ale na widok wołgi się ulotnił. Nie wiem, może jest razem z tamtymi.
– Który z nich wydaje się pani najniebezpieczniejszy?
– Wszyscy. Nie jestem wróżką, nie potrafię czytać w myślach.
Saulak gwałtownie się ku niej odwrócił i Nastię znowu oblała fala gorąca.
– Jest pan hipnotyzerem? – zapytała, uśmiechając się z wysiłkiem.
– Nie. Skąd ten pomysł?
– Ma pan dziwne spojrzenie…
– Jakie?
– Nieprzyjemne. Niech pan wstaje, musimy się ubrać.
– Jest pani zbyt nerwowa. Zresztą słyszałem, że podobno wszystkie aktorki w mniejszym lub w większym stopniu są histeryczkami.
– Zespół h-igrekowy – wybąkała, wyciągając torbę spod siedzenia.
– Co takiego?
– O takich jak ja psychiatrzy mówią, że mamy nadmiernie rozwinięty zespół h-igrekowy. „H” oraz „igrek” to dwie pierwsze litery słowa „histeria” w wielu językach.
– A więc jest pani również psychiatrą? – Saulak się uśmiechnął.
– Nie, ale skończyłam kurs psychodiagnostyki.
– Moim zdaniem taka z pani aktorka jak ze mnie mistrz kickboxingu.
– Ja też tak sądzę. Ruszajmy do wyjścia. I nie kłóćmy się, dobrze?
Lotnisko w Uralsku było małe, ciasne, brudne i byle jakie. Przecisnąwszy się przez tłum pasażerów stojących w kolejce do odprawy i do kontroli dokumentów, Nastia i Paweł wyszli na zewnątrz. Na dworze było o wiele zimniej niż w Samarze, przenikliwy wiatr nawiewał do oczu drobne, kłujące płatki śniegu. Pasażerom rejsu zaproponowano, żeby przenocowali w hotelu na lotnisku, biorąc bowiem pod uwagę prognozy synoptyków, loty do Jekaterynburga planowano wznowić najwcześniej nazajutrz. Niewiele osób skorzystało z uprzejmego zaproszenia, bo do Jekaterynburga kursowały pociągi i pokonywały trasę w ciągu dziesięciu godzin. Jednakże Nastia doskonale wiedziała, że podróż pociągiem nie wchodzi w grę. Nawet jeśli przez cały czas Korotkow będzie w pobliżu, nic nie poradzą, w razie gdyby ich natrętni przyjaciele zapragnęli zrobić jakieś świństwo. W pociągu nikt nie jest do końca bezpieczny. Lepiej już tkwić tutaj, w Uralsku, i cierpliwie czekać na samolot. Poza tym Nastia potrafiła wymknąć się prześladowcom tylko na lotnisku Kolcowo, tam na nią czekano, tam dostanie nowe dokumenty. A więc za wszelką cenę musi tam dotrzeć, i to nie od strony ulicy, tylko z hali przylotów.
W hotelu zaproponowano im miejsca leżące w osobnych sześcioosobowych pokojach – męskim i damskim. Nastia kategorycznie odrzuciła to rozwiązanie, sięgnęła po jeszcze jeden studolarowy banknot, na którego widok recepcjonistka uśmiechnęła się promiennie i dała jej klucz do dwuosobowego pokoju z telefonem i z łazienką. Był to prawdopodobnie pokój o najwyższym standardzie.
W środku Nastia cisnęła torbę na podłogę, ściągnęła kurtkę i padła na łóżko. Saulak starannie powiesił ubranie do szafy i usiadł w fotelu. Nastia nie widziała go ze swojego miejsca, ale dałaby sobie głowę uciąć, że znowu siedział ze skrzyżowanymi rękami i zamkniętymi oczami.
– Zamierza pan kontynuować głodówkę? – zapytała z ironią.
– A pani znowu jest głodna? – odparował. – Żeby panią wyżywić, potrzeba fury pieniędzy.
– Mam normalny apetyt zdrowego człowieka, którego nie dręczą wyrzuty sumienia – wesoło odparła Nastia. – Tymczasem patrząc na pana, można by pomyśleć, że jedzenie staje panu w gardle. Ze strachu?
– Podziwiam pani optymizm. Zresztą nie bez powodu powiadają, że ogrom trosk jest wynikiem zbyt dużej wiedzy.
– No to niech się pan podzieli ze mną swoją smutną wiedzą, wtedy może ja też stracę apetyt. Zaoszczędzimy na jedzeniu.
Paweł nie odpowiedział, ale Nastia z satysfakcją pomyślała, że nie wypowiada się tak lakonicznie jak wczoraj. Z czasem się rozkręci, należy tylko uzbroić się w cierpliwość i wykazać pomysłowością. Jedną cechę Pawła Saulaka już odkryła: nie potrafi błyskawicznie zmieniać sposobu bycia. Wczoraj w restauracji, gdy nagle nazwała go Paszeńką i odezwała się czułym, proszącym głosem, zrezygnował z surowych zasad, które przyjął. Nie dlatego że jej uległ, ale dlatego że się stropił. Tym właśnie można wytłumaczyć jego zachowanie podczas tańca. Ten mężczyzna traci zimną krew, gdy czegoś nie rozumie. No cóż, to właśnie trzeba wykorzystać.
Przez pewien czas leżała w milczeniu z uniesionymi dłońmi, uważnie studiując manikiur. Potem przewróciła się na brzuch, oparła brodę na rękach i wbiła wzrok w Pawła. Ten w ogóle nie zareagował, nawet się nie poruszył, jak gdyby skamieniał.
– Pańskim zdaniem oni siedzą na dole czy pilnują nas na ulicy? – zapytała.
– Najprawdopodobniej jeden siedzi na dole, a drugi w holu na naszym piętrze. Przecież przed sobą też się ukrywają.
– Tutaj nie Moskwa, długo się nie da. Musimy ich gdzieś wyciągnąć, niech się spotkają.
– Chce pani poeksperymentować? – Uchylił powieki, ale nie odwrócił głowy.
– Czemu nie? Tylko panu wolno? Lubię się rozerwać, nuda mnie przygnębia i pozbawia chęci do pracy. Kompan z pana żaden, a skoro nie mogę zabawić się ze wspólnikiem, spróbuję wykorzystać do tego wrogów. Co pan na to?
– Ten, kto panią wynajął, jest chyba zupełnym idiotą – wycedził Saulak. – Ciekawe, skąd panią wytrzasnął?
– Niech pan nie będzie niegrzeczny, Pawle Dmitrijewiczu. Gdybym nie odebrała pana przy bramie pańskiego dobroczynnego zakładu, już by się pan poniewierał w przydrożnym rowie, a drobny lutowy śnieżek przysypałby pana martwe ciało. Może to prawda, że nie mam dość doświadczenia, by bezpiecznie odstawić pana na miejsce, ale przynajmniej podarowałam panu dodatkowy dzień życia. Więc choćby za to mógłby mi pan podziękować.
– Nie ma dodatkowych dni życia, podobnie jak pieniędzy.
– No proszę, pan jeszcze filozofuje! Godny pozazdroszczenia