Oby tak się stało, bo szkoda byłoby waszej pracy.
To prawda, ale ja klipy robię dla zajawki, często za symboliczne pieniądze. Za klip Żyta [„Friko?” – przyp. red.] dostałem od Prosto zajebistą niebieską nerkę Niewidzialnej Nerki – i spoko! Mam sentyment do tej formy i do różnych artystów, dlatego w takich sytuacjach zawsze dużo z siebie daję. Utrzymuję się z innych produkcji.
Ważne są dla ciebie pamiątki z przeszłości?
Pamiętam, że miałem swój egzemplarz „W pogoni za lepszej jakości życiem” podpisany przez wszystkich, którzy brali udział w powstawaniu naszego albumu. To były fajne czasy. [Ajron przegląda leżące na stole pierwsze wydanie płyty] Kiedyś pozdrawiało się dziesiątki osób we wkładce. Teraz... nie wiem, może z trzy osoby mógłbym pozdrowić.Jak rapował Sokół: „Zacieśniam grono, choć znajomych coraz więcej / Coraz więcej osób patrzy na ręce / Ja w tym balu...”.
Od lat w hiphopowym środowisku karierę robi sformułowanie: „wygrywanie życia”. Dla czytelnika twoje życie może wydawać się jego definicją. Zgodzisz się z tym?
Nie znałem, co prawda, tego sformułowania, ale zdecydowanie tak. Uważam, że wygrałem – nie dlatego, że życie jest dla mnie wyścigiem, ale dlatego, że konsekwentnie realizuję swoje plany i zajawki. Jestem zdrowy, spokojny, szczęśliwy i otacza mnie grono osób, które myślą podobnie do mnie. W tym sensie jestem bogaty, mam wszystko i cały czas się rozwijam.
Słyszałeś może drugi solowy album Małolata „Więcej” z 2015 roku?
To było w 2015…? Jestem w szoku, jak szybko ten czas leci. Tak, słuchałem tego albumu i zapadł mi w pamięć kawałek „12 lat”. Małolat nawija tam dokładnie w taki sposób, z jakiego go zapamiętałem i za jaki go polubiłem: emocjonalnie i szczerze. „Chciałbym znowu mieć dwanaście lat”… Wracamy do punktu wyjścia, bo też bym chciał być znów w takim wieku i przeżyć wszystkie te akcje od początku.
Rzadko, choć regularnie, zajawiasz na swoim fanpage’u powrót do muzyki. Na ile jest to realne, a na ile to tylko sentyment do starych czasów i nieumiejętność pożegnania się z nimi?
Chyba nie mogę się od tego odciąć i pewnie nigdy to nie nastąpi. Czasem robię jakieś bity – Groh na przykład strasznie mnie ciśnie, żebym nie zamulał. Chciałbym, żeby coś jeszcze ode mnie wyszło i ciągle zbieram sprzęt, ale brakuje mi czasu. Myślę o tym, żeby zrobić sobie małe studio na Śródmieściu. Nie umiem natomiast określić, z kim chciałbym nagrać... Nie robię planów, mam z tym problem. Sentyment do muzyki jest, ale brakuje jakiegoś bodźca czy inspiracji, żeby wrócić do niej na poważnie.
Nie pytam o konkretne deklaracje. Bardziej chodzi mi o ten sentyment, który sprawia, że ciągle wracasz do tamtych dni.
To były zajebiste czasy. Nie mieliśmy poczucia, że robimy coś wyjątkowego, co nie zmienia faktu, że hip-hop kompletnie nas pochłonął. Potrafiłem siedzieć do świtu, pracować non stop nad każdym kolejnym bitem. Strasznie zazdroszczę obecnym nastolatkom, którzy zaczynają się za to brać i nie mają jeszcze pojęcia, jak piękna przygoda ich czeka.
Jakiś czas temu spotkałem się z Tytusem – dwóch dorosłych facetów, cztery butelki wina i zamykaliśmy knajpę (śmiech). Szef Asfalt Records odgrażał się, że jeśli nie uda mu się namówić Pezeta i NOONa na jeszcze jedną płytę, to musi wyjść chociaż Pezet/Ajron. O pierwszej w nocy dzwoniliśmy do Pezeta z informacją, że robimy płytę. Następnego dnia oczywiście śmialiśmy się z tego, co wygadywaliśmy.
Z Małolatem utrzymujesz jeszcze kontakt?
Obecnie nie jesteśmy z Michałem w stałym kontakcie. Każdy poszedł swoją własną drogą, choć jak się widzimy, zawsze jest bardzo sympatycznie. Z Pezetem mam częstszy kontakt – no, raz na jakiś czas. Mam wrażenie, że mam jeszcze niezałatwione sprawy w muzyce, że za szybko się z niej wymiksowałem, że muszę się jeszcze z czegoś rozliczyć, coś zrobić…
Cały czas rozkręcam nowe pomysły
Dlaczego.
Po pierwsze, Bilon jest żywą legendą polskiego hip-hopu i nie ma tutaj nawet o czym dyskutować. Po drugie, jest to postać spełniająca się na wielu polach: zarówno muzycznym, jak i tekstylnym oraz gastronomicznym. Po trzecie, jego ewolucja od premiery przełomowego „Klucza” do teraz jest czymś zasługującym na najwyższy szacunek. Choć wywodzę się z diametralnie innego środowiska niż on i treści głoszone niegdyś przez Hemp Gru były mi często zupełnie obce, to szczerze podziwiam to, czego Bilon dokonał. Pamiętam, jakim zaskoczeniem była dla mnie jego wydana w 2015 roku solówka „3xNie”, która nadspodziewanie daleko wychodziła poza ramy ulicznego rapu. Jak dowiecie się za chwilę, Bilon nigdy nie odbił ze streetu, ale wyrósł z niego i dziś jest odpowiedzialnym facetem, szczęśliwym ojcem i właścicielem dwóch dużych biznesów – DIIL oraz Gringo. Wzór do naśladowania dla tysięcy młodych ludzi w Polsce.
Jak.
Bilon był pierwszą osobą, której wysłałem zaproszenie do współtworzenia książki, mając nadzieję, że jego zgoda będzie dobrym prognostykiem dla powodzenia całego przedsięwzięcia. „Możesz na mnie liczyć” – odpowiedział. Wywiad rozbiliśmy na trzy części, a pierwsza z nich odbyła się przy ulicy Odolańskiej w Gringo, czyli knajpie Bilona. Drugą część przeprowadziliśmy w Hemp Studio, zaś trzecią – w jego śródmiejskim mieszkaniu. Na dogrywkę goniłem Bilona przez dwa i pół miesiąca – kilkukrotnie musieliśmy zmieniać termin. Podobnie było w przypadku zdjęć, które zrobiliśmy w połowie maja nad Wisłą, gdzie Bilon szykował się do otwarcia kolejnej knajpy. W obliczu tak napiętego kalendarza tym bardziej jest mi miło, że udało się skompletować materiał i możemy w tej książce zaprezentować pierwszą tak obszerną rozmowę z warszawskim raperem.
Na niwie hiphopowej można mówić o tobie jako o człowieku, który zrobił coś z niczego. Potrafisz wskazać moment, kiedy to „coś” zaczęło się wykluwać?
Taki moment nastąpił, kiedy już wydaliśmy „Klucz”, ale wciąż byliśmy jeszcze mocno na streecie. Wcześniej z Wilkiem byliśmy tylko takim hypem na występach Molesty, a po premierze płyty zaczęliśmy grać koncerty już z własnym materiałem jako Hemp Gru. Wtedy stało się to naszym głównym zajęciem, w związku z czym wszelkie ciemne, streetowe historie zaczęły się powoli wyciszać. Dopiero wówczas tak naprawdę zrozumiałem, że to jest kierunek, który kształtuje to, co ja robię, i że ja też kształtuję ten kierunek. Nigdy nie chciałem być na ulicy dla samego bycia na ulicy. Mówię: na ulicy, co wtedy oznaczało, że na ulicy się zarabiało i funkcjonowało. Wynikało to z tego, że w domach się nie przelewało i szukaliśmy swoich źródeł zarobku. W momencie, w którym poczułem, że mogę robić inne rzeczy i na nich zarabiać, zacząłem iść w tę stronę. Szukałem wyjścia z getta, a nie umocnienia pozycji w getcie.
Zastanawiam się, czy możemy się zagłębiać w te streetowe historie…
Możesz mnie o nie pytać, ale nie zawsze o wszystkim ci opowiem.
Przybliżysz zatem pokrótce,