Na przełomie maja i czerwca 1981 r. monografia Poznański Czerwiec 1956, dość nieoczekiwanie poszerzona o artykuł W. Markiewicza i wygładzona nieco za sprawą uwag recenzentów, została wreszcie podpisana do druku, który w trybie nadzwyczajnym miał zostać ukończony w ciągu najbliższego miesiąca31. Brak oryginalnego maszynopisu powoduje zarazem, że niezwykle trudno orzec, jaki charakter i zasięg miały owe recenzenckie korekty. Bez odpowiedzi pozostaje również pytanie o zakres ingerencji cenzorskich dokonanych w omawianym dziele. W tej sytuacji pewnym oparciem pozostaje relacja Z. Trojanowiczowej, która podkreślała po latach, że na pierwszą wizytę do Okręgowego Urzędu Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk w Poznaniu udali się wspólnie prof. J. Maciejewski, M. Lenartowski oraz grupa pracowników Wydawnictwa Poznańskiego, sama zaś „rozmowa podobno nie była całkiem łatwa”. „Na drugą rozmowę – jak wspomina Z. Trojanowiczowa – profesor wysłał mnie. Atmosfera, w moim przekonaniu, była już bardziej książce przychylna. Zauważyłam na przykład, że jeżeli jakąś informację skreślano w Kalendarzu dr. Ziemkowskiego, pozostawiano ją (przez nieuwagę?) we wspomnieniach uczestników wydarzeń. Albo odwrotnie. Uszczuplenie maszynopisu w rezultacie nie było wielkie i książka mogła pójść do opracowania redakcyjnego”32. Relacja Z. Trojanowiczowej znajduje skądinąd potwierdzenie w informacji, którą poznański MKZ NSZZ „Solidarność” niemal na bieżąco otrzymał od szefa Solidarności przy Wydawnictwie Poznańskim Bronisława Kledzika. Stała się ona podstawą krótkiej notatki zamieszczonej 1 czerwca 1981 r. na łamach „Wiadomości Dnia MKZ Wielkopolska”, z której wynikało, że zmiany narzucone przez cenzurę dotyczyć miały wyłącznie „kilku drobnych informacji o znaczeniu militarnym i nie naruszały całości tomu”, wszystkie zaś „propozycje Urzędu zostały zaakceptowane przez redaktorów książki”33. Z kolei Jan Sandorski, w cytowanym wywiadzie z czerwca 1981 r., utrzymywał, że „cenzura interweniowała w kilkudziesięciu miejscach w naszą książkę” i tylko dzięki wsparciu władz Wydawnictwa aż „90% interwencji, sugestii byśmy zmienili tekst, nie zostało przez zespół uwzględnionych”. Jego zdaniem owe 10% ingerencji cenzorskich dotyczyć miało „takich spraw jak informacja o dyslokacji wojsk”, „nazw poszczególnych jednostek wojskowych”, „zachowania się wojska”, a także ważkiego problemu związanego z postawioną w książce tezą na temat domniemanego rozstrzelania grupy kilkunastu żołnierzy, którzy odmówili w Poznaniu wykonania rozkazów związanych z pacyfikacją miasta34.
Książka, tak długo wyczekiwana przez poznaniaków, trafiła na księgarskie półki niemal równo na wielkie obchody 25. rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956 i od razu stała się bestsellerem. Dość tylko powiedzieć, że cały 30-tysięczny nakład sprzedał się właściwie na pniu, a ceny egzemplarzy w antykwariatach i na bazarach gwałtownie wzrosły. Z tej przyczyny jeszcze w czerwcu 1981 r. zapadła decyzja o dodrukowaniu kolejnych 20 tysięcy egzemplarzy książki, które dwa miesiące później trafiły do odbiorców. Mimo olbrzymiego sukcesu wydawniczego książka nie spotkała się, co oczywiste, z przychylnym przyjęciem ze strony władz. Na partyjnym gruncie jej publikacja łączyła się jednak z obietnicą „rozsądnej ofensywy propagandowej”, którą pod koniec czerwca 1981 r. złożył nowy I sekretarz KW PZPR w Poznaniu Edward Skrzypczak. Do wdrażania swoich propozycji w tym zakresie przystąpił on błyskawicznie, zwołując na 30 czerwca 1981 r. naradę podległych sobie pracowników politycznych KW PZPR, podczas której nakreślił najistotniejsze zadania stojące przed nimi w przededniu z IX nadzwyczajnego zjazdu PZPR (14–20 lipca 1981 r.). Jednym z nich było wypracowanie nowej strategii propagandowej związanej z 25. rocznicą Poznańskiego Czerwca 1956, której pierwszym etap zakładał bezpośrednie uderzenie w monografię zredagowaną wspólnie przez J. Maciejewskiego i Z. Trojanowiczową. W trakcie wspomnianej narady książka została zresztą oceniona jako publikacja „wybitnie tendencyjna”, co z kolei nakładało na poznańską PZPR obowiązek znalezienia odpowiedniego „antidotum w postaci polemik, recenzji i wspomnień autentycznych uczestników wydarzeń sprzed 25-ciu laty”35. Smaku całej sprawie nadawał dodatkowo fakt, iż sam Skrzypczak, występujący do niedawna z pozycji liberalnego I sekretarza KZ PZPR HCP, zaledwie kilka miesięcy wcześniej przyczynił się w jakimś stopniu do opublikowania omawianej książki.
Wnioski wynikające z opisanej narady znalazły swoją kontynuację w rozmowach, na jakie 3 lipca 1981 r. E. Skrzypczak zaprosił przedstawicieli wszystkich poznańskich redakcji, aby m.in. omówić zadania stojące przed środkami „masowego przekazu w procesie stabilizacji nastrojów społecznych, podejmowania problematyki najnowszej historii Polski ze szczególnym uwzględnieniem II wojny światowej i Czerwca ‘56”. Redakcji „Gazety Poznańskiej” polecono wówczas podjęcie natychmiastowej „akcji publicystycznej” wokół książki zredagowanej przez J. Maciejewskiego i Z. Trojanowiczową, podkreślając jednocześnie, aby w tego rodzaju czynnościach polemicznych „wykorzystać uczestników wydarzeń i naukowców – powinna się ukazać recenzja”. Dziennikarzy partyjnego dziennika zachęcano dodatkowo, by prezentowali racje „ludzi z drugiej strony barykady – funkcjonariuszy MO, żołnierzy LWP”, pisząc zaś artykuły poświęcone przebiegowi Czerwca 1956, korzystali z książki stanowiącej dorobek z sesji naukowej zorganizowanej w maju 1981 r. w Instytucie Historii UAM36. Podobne wytyczne otrzymały redakcje poznańskiego ośrodka TVP, Polskiego Radia oraz kierownictwo „Głosu Wielkopolskiego”, które usłyszało obietnicę bliźniaczo podobną do tej złożonej „Gazecie Poznańskiej”: „Czerwiec 56 – niektóre rzeczy będą robione piórem ludzi nauki”37.
Zaledwie dziesięć dni wystarczyło, aby tak pożądana przez KW PZPR recenzja Poznańskiego Czerwca 1956 ukazała się na łamach „Gazety Poznańskiej”. Jej autorem był znany poznański historyk prof. Antoni Czubiński. W swoim obszernym omówieniu nie miał on dla książki żadnej litości, oceniając większość zamieszczonych w niej rozpraw jako „fragmentami bałamutne, a często także sprzeczne w wymowie”. Jedynym pozytywnym wyjątkiem w tym gronie był jego zdaniem artykuł W. Markiewicza, który zasłużył nawet na miano „ciała obcego w książce”, korzystnie odbiegającego „sposobem ujęcia” od reszty. Spore zastrzeżenia recenzenta wzbudził również dobór autorów relacji i wspomnień zawartych w ocenianej publikacji,