Analiza techniczna wypadku wyklucza lansowaną tezę, że to 15-letni chłopiec zabraną z więzienia broń „próbował” na ulicy i postrzelił Owsianną. Mały rozrzut padających pocisków wskazuje, że broń była oparta o stałą podporę (np. parapet okna) i strzały oddano z góry, jak wieść gminna głosiła już wówczas – z II piętra domu stojącego naprzeciw sądu, a ranna była przecież otoczona przez współuczestników demonstracji. Z bliska oddane strzały pozwoliłyby zauważyć strzelca.
Już po otwarciu więzienia radiowóz, który dłużej zatrzymał się przed „Bazarem”, przyprowadził wielki pochód demonstrantów z chorągwiami, śpiewem i okrzykami. Uczestnicy penetrowali i plądrowali otwarte więzienie, wchodzili do przyległego gmachu Sądu Wojewódzkiego, przez okna wyrzucali togi sędziowskie i prokuratorskie oraz akta sądowe. Stos papierów palił się na ulicy. Prokuratorzy i sędziowie uciekli. Woźny sądu perswazją ratował przed zniszczeniem księgi wieczyste.
Przed gmachem UBP narastało napięcie. Tłum rzucał kamieniami, z gmachu lała się na ludzi woda. Poprzez strumienie wody przedarło się z tłumu kilku ludzi i jeden z nich „walił czerwonym łomem w drzwi”.
Na telefoniczne wezwanie dyżurnego oficera WUBP, kpt. Bertranda, ppłk Lipiński wysłał część dawno postawionych w stan pogotowia resztek demobilizowanego 10. pułku KBW w liczbie 17 żołnierzy, których do gmachu wprowadzono tylnym wejściem. Równocześnie do więzienia na Młyńską pojechało 40 żołnierzy KBW, którzy jednak przybyli już za późno, i wobec zakazu strzelania ulokowali się w części administracyjnej więzienia.
Od pewnego czasu od strony ul. Kochanowskiego słychać było pojedyncze i seryjne strzały. Znaczny tłum z ul. Młyńskiej ruszył zatem w kierunku ul. Kochanowskiego. Maskę, błotniki i zderzaki radiowozu oblepili ludzie, niektórzy z bronią. Panował nastrój uniesienia.
Dyrektor Międzynarodowych Targów Poznańskich zamknął kasy biletowe i kazał otworzyć bramy – wstęp na Targi wolny dla wszystkich. Odgłosy strzałów z ul. Kochanowskiego słychać wyraźnie.
Na ul. Dąbrowskiego przy skrzyżowaniu z ul. Kochanowskiego przewrócono tramwaj. Pomagali przy tym żołnierze. Ogółem w ciągu dnia zniszczono 32 wozy tramwajowe, które bądź spalono, bądź użyto jako barykady.
Już od godziny 10.10 centrum wydarzeń zaczęło się przenosić na ul. Kochanowskiego – pod gmach Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, w którego piwnicach niejeden z uczestników poddawany był torturom śledztwa. Tu należy się pewne wyjaśnienie. W grudniu 1954 r. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego zostało podzielone na dwa resorty: Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, któremu podlegały MO, KBW i Wojska Ochrony Pogranicza, oraz Komitet do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego (resort w randze ministerstwa), który kontynuował złowrogie tradycje Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Stąd też demonstranci – świadomi układów politycznych w kraju – dogadywali się z milicjantami, a nawet z KBW, natomiast z wielką nienawiścią skupiali się wokół tego ubowskiego gniazda, obciążonego wielu zbrodniami i codzienną praktyką terroru. Okrzyki tłumu wyrażały jego nastroje: „Precz z komuną!”, „Precz z Ruskami!”, „Precz z katami narodu!”, „Dziś skończymy z wami!”.
Przed gmachem wzdłuż ulicy defilowały tramwajarki ze sztandarami. Przyszły tu na czele pochodu. Teraz stały naprzeciw głównego wejścia do gmachu UBP przy parkanie domu nr 17: Helena Przybyłek (Porębna) i Stanisława Sobańska (Przybylska). Trzecia koleżanka Maria Kapturska usunęła się. Podniecenie demonstrantów wzrastało podsycane jeszcze kilku nieudanymi próbami sforsowania drzwi gmachu.
Przed godziną 11 (może nawet o 10.40) z okna gmachu na II piętrze padł strzał. Po nim słychać już dalsze strzały. Tłum usunął się, tworząc półkole. Nowe strzały, po chwili seria z broni automatycznej. W tłumie chwilowa panika. Wkrótce jednak ludzie przystosowali się. W oknie nad bramą widać strzelającą kobietę.
Około godziny 11 kierowca karetki pogotowia ratunkowego typu „Phaenomen”, z sanitariuszem bez lekarza, 29-letni Franciszek Figler, jadący ul. Dąbrowskiego w kierunku Rynku Jeżyckiego, został zatrzymany przez tłum przy ul. Kochanowskiego, aby zabrał rannych. Do karetki wniesiono lub weszło 6 rannych, których Figler zawiózł do szpitala dyżurnego im. Pawłowa. Byli to: Marian Komorowski – robotnik ZNTK, Julian Kamiński – kolejarz, Zygmunt Szyfman – robotnik Fabryki Maszyn Żniwnych, Stanisław Bentkowski – robotnik Zakładów Gazownictwa Okręgu Poznańskiego, Stanisław Gust – robotnik Wrocławskiego Zjednoczenia Elewacyjnego, Stefania Utrata – pracownica Kolejowych Zakładów Gastronomicznych. Kierowca karetki woził rannych do godziny 19 do różnych szpitali, często – w związku z urazami głowy – do kliniki neurochirurgicznej.
Wszyscy oni okazali się robotnikami, ludźmi pracy, wbrew propagandowej tezie, że robotnicy zostali na pl. Stalina, a na UBP rękę uzbrojoną podniosła awanturnicza grupa prowokatorów i chuliganów wraz z wypuszczonymi z więzienia przestępcami. Polemizując z tą tezą, przyjrzyjmy się, kim byli następni ranni przywiezieni do szpitala dyżurnego im. Pawłowa według kolejności w księdze głównej szpitala, poczynając od nr 2730/56: Jacek Wachowiak, l. 19, robotnik w Zarządzie MTP; Czesław Jackowski, l. 41, robotnik W-8 ZISPO; Józef Jaroszewski, l. 38, pracownik Wojewódzkiej Rady Narodowej; Bolesław Sobkowiak, l. 35, robotnik ZNTK; Tadeusz Królewski, l. 17, robotnik Fabryki Pilników (ul. Sikorskiego); Wojciech Jankowski, l. 18, maturzysta; Zygmunt Kondrat, l. 20, robotnik P. Z. Łączności Gniezno; Ryszard Laugsch, l. 27, z Zakładów Przemysłu Mleczarskiego; Józef Popiół, l. 56, robotnik ZISPO; Władysław Ptak, l. 24, kolejarz; Zdzisław Chmura, l. 20, robotnik ZNTK; Ludwik Wasiak, l. 52, robotnik Spółdzielni Pracy Wyrobów Metalowych; Bogdan Popiela, l. 18, robotnik Fabryki Pilników; Michał Wintoniak, l. 14, uczeń; Stanisław Bodzianowski, l. 41, tramwajarz; Karol Pachurka, l. 48, kolejarz; Ryszard Ganasiński, l. 25, student; Kazimierz Wiatrolik, l. 27, pracownik Biura Obr. Przyrządów Pomiarowych; Helena Przybyłek, l. 20, tramwajarka… itd., itd. Wszyscy inni ranni przyjęci do tego szpitala i setki innych przyjętych do innych szpitali reprezentują ten sam przekrój społeczny. Nasza kwerenda nie dotarła jedynie do szpitala wojskowego, a ze szpitala MSW nie uzyskaliśmy danych o zawodzie i miejscu pracy rannych. Ze spisu rannych przyjętych do tegoż szpitala odczytujemy tylko ich wiek: w granicach 20 do 30 lat. Tylko Tadeusz Kapuściński i Stanisław Porodzyński, funkcjonariusze UBP, byli starsi – mieli po 31 lat.
Po godzinie 11 ze Szpitala im. [Franciszka] Raszei przy ul. Mickiewicza, który ogłoszono szpitalem „frontowym”, wyszły patrole pielęgniarek z noszami na kółkach. Zbierały pierwsze ofiary: Józef Maj, lat 27; Andrzej Styperek, lat 18; Bronisław Król, lat 9; Marian Granowski z Buku, lat 28; Zbigniew Samulewski z Warszawy, lat 25. Do akcji ratunkowej włączyły się inne karetki pogotowia. W jednej z nich pracowała młoda lekarka Zofia Filas.
Godzina 11.30. Coraz liczniej napływali ludzie z ul. Młyńskiej. Niektórzy byli uzbrojeni. Zaczęła się obustronna strzelanina. Na parterze budynku UBP zginął od kuli żołnierz KBW Jakub Czekaj. Stojąca w oknie nad głównym wejściem do gmachu kobieta strzela do stojących na przeciwległym chodniku tramwajarek trzymających sztandary. Padła Helena Przybyłek z przestrzelonymi nogami, słania się ranna w łydkę Stanisława Sobańska. Ranny został również 12-letni Jerzy Czapski, padł zabity kolejarz.
Słychać było zbliżający się radiowóz informujący o sytuacji. Znowu z zamilkłego tłumu rozległy się pieśni i namiętne krzyki: „Precz!”.
Do rannych tramwajarek podbiegł 13-letni Romek Strzałkowski. Zostawił swoją małą chorągiewkę, od Sobańskiej wziął dużą chorągiew. Pogotowie zabrało tramwajarki do Szpitala im. Pawłowa. Romek stanął na ich miejscu. Wysoko trzymał sztandar.
Henryk