Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań. Agnieszka Krawczyk. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Agnieszka Krawczyk
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8075-258-0
Скачать книгу
się pani z tym uwinęła. Matka była pewna, że tak się właśnie stanie.

      Agata spojrzała na niego wrogo.

      – Mówi pan o Sylwii van Akern?

      Tomasz upił trochę ze swojej szklanki i zrobił lekceważący ruch ręką.

      – O Sylwii Wolańskiej. Moja matka uwielbia takie mistyfikacje. Raz używa nazwiska jednego męża, raz drugiego, czasem występuje pod panieńskim. Przez kilka lat była znana wyłącznie pod pseudonimem, nie zgadnie pani, jakim: Sonia Wosch. Myślę, że moja siostra odziedziczyła po niej tę zdolność tworzenia sobie fikcyjnych życiorysów, też miała już ich kilka, w końcu jest aktorką. No i ojciec – przerobił się z Czesława na Cezarego, ale to jestem akurat w stanie zrozumieć.

      Agata przypatrywała mu się ze zdumieniem. Tomasza Halickiego nie sposób było polubić. Ba! Chyba nawet trudno go było tolerować. Wyrażał się o wszystkim z taką wyższością i pogardą, że budziło to ogromne zdumienie. Czy ten człowiek nikogo nie szanował i nie kochał? Najwyraźniej jakiekolwiek ciepłe uczucia żywił wyłącznie względem siebie samego.

      – Rozmawiałam z panią Wolańską. Nie wywarła na mnie miłego wrażenia – powiedziała więc Agata zdecydowanym tonem, bo nie chciała, żeby pomyślał sobie, że się go boi. – Zamierzałam się dowiedzieć czegoś o mojej matce, której w ogóle nie znałam, ale usłyszałam tylko smutną historię o pańskim ojcu i ich niezbyt udanym małżeństwie.

      – No, akurat pani matka wydatnie się przyczyniła do katastrofy tego związku – roześmiał się Halicki sarkastycznie. – Mnie jednak nie obchodzą te melodramatyczne bzdury. Interesuje mnie wyłącznie ta mała.

      – Powiedziałam już panu, że jestem opiekunem prawnym Tosi i nic tego nie zmieni.

      – To się jeszcze okaże. Nasza rodzina ma znakomitych prawników – Tomasz Halicki wypił resztę wody i odstawił szklankę na środek stołu, bardzo się starając, aby trafiła dokładnie na przecięcie obu przekątnych. Agata patrzyła na niego w milczeniu, zaskoczona tym zwrotem sytuacji.

      – Ale dlaczego? Po co chce pan to zrobić?

      – Nie rozumie pani? Nie mogę dopuścić, żeby dziewczynka wychowywała się w takim miejscu – zrobił kolejny lekceważący ruch dłonią, wskazując na Willę Julia i całe jej otoczenie, jakby były to najgorsze warunki pod słońcem. – Poza tym uważam, że my, Haliccy, zawsze powinnyśmy trzymać się razem, bez względu na wszystko.

      – Haliccy? Bez względu na wszystko? – powtórzyła Agata, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszała, a potem pokręciła głową.

      – Jestem jej siostrą w tym samym stopniu, w jakim pan jest jej bratem – oświadczyła dobitnie, wstając z krzesła i mierząc go wzrokiem. – I na pewno nie pozwolę, żeby stała się jej krzywda.

      – Dlaczego miałaby się jej stać jakaś krzywda? – wzruszył ramionami Halicki. – To raczej tutaj, w domku na kurzej stopce, nie czeka jej nic dobrego. U nas będzie opływała w luksusy, możemy jej zapewnić takie życie, o jakim w tej chwili tylko marzy. Wreszcie wyrwie się z nędzy i zasmakuje prawdziwego świata!

      – Z jakiej nędzy? – Agata się oburzyła. – To jest normalny dom i normalne życie, które ona zna i do którego jest przywiązana. Tutaj mieszkała z matką i tu była szczęśliwa.

      – No tak – rzucił Halicki z wyzywającym uśmieszkiem. – Ale kto powiedział, że nie mogłaby być bardziej szczęśliwa?

      Agata zamilkła, bo tym jednym zdaniem wytrącił jej wszystkie argumenty. Tak, to prawda. Właśnie o tym rozmawiała z Piotrem, a potem z Danielą, gdy wahała się, czy powinna występować w imieniu Tosi z roszczeniem o spadek po Halickim. W dokumentach, które odkryła w skrytce bankowej po śmierci matki, znalazła testament Cezarego Halickiego. Ojciec Tosi zapisywał w nim swój ogromny majątek w trzech równych częściach Tomaszowi, Eleonorze i Tosi właśnie – swoim trojgu dzieciom.

      Od momentu, gdy ten akt wpadł w ręce Agaty, młoda kobieta biła się z myślami, co robić. Sylwia Wolańska wyraźnie dała jej do zrozumienia, że rodzina Halickich wyprze się wszelkich związków Cezarego z Adą Bielską, a Tosia nie zostanie uznana za prawowitego spadkobiercę. Wszystkie ewentualne roszczenia finansowe zostaną zakwestionowane, a do walki ruszy armia adwokatów, która uprzykrzy Agacie życie. Oczywiście, tego ostrzeżenia Sylwia zapobiegliwie udzieliła, jeszcze zanim Agata znalazła testament i zanim na jaw wyszły nowe fakty. I dlatego mimo oczywistej woli Cezarego, który chciał podzielić się swoim majątkiem z najmłodszym dzieckiem, Agata miała wątpliwości.

      Sylwia wyraźnie mówiła, że w rodzinie Halickich nie ma miejsca dla obcych. Tu się strzeże jedności klanu i rodzinnego majątku. Biorąc to pod uwagę, Niemirska postanowiła nie ujawniać testamentu i całą sprawę przemilczeć. Pojawienie się Tomasza i jego dziwne oświadczenie było dla niej wielkim szokiem, bo pozostawało w jawnej sprzeczności z tym, co mówiła Sylwia. Młodemu Halickiemu w jakiś pokrętny sposób zależało jednak na młodszej siostrze. On ją nie tylko zaakceptował całkowicie bezwarunkowo, ale chciał włączyć do rodziny, by wychowywała się zgodnie z familijnymi tradycjami. Niestety, robił to w typowy dla siebie sposób – nie licząc się z nikim i z niczym.

      – W każdym razie zobaczymy się jeszcze – rzucił ostrzegawczo. – Nie zamierzam na razie stąd wyjeżdżać. Zatrzymałem się w Cieplicach, w hotelu o nazwie jak z powieści Stevena Kinga, czyli Panorama. Proszę, tutaj jest mój numer, chciałbym umówić się w jakiś cywilizowany sposób na spotkanie z Antoniną. Rozumiem, że w obecnej sytuacji, gdy pani urocza siostra jest w szpitalu, potrzebujecie paru dni na oswojenie się z nową sytuacją, zaczekam więc na telefon od pani. Moja cierpliwość ma jednak swoje granice – dokończył ironicznym tonem, rzucając na stół swoją wizytówkę.

      Agata nie odezwała się ani słowem, tylko po prostu zamknęła za nim drzwi i w milczeniu patrzyła za oddalającym się samochodem. Gdy była już pewna, że odjechał, poszła do herbaciarni.

      Klientów na szczęście nie było zbyt wielu i Monika dawała sobie świetnie radę. Na wieść o tym, że Daniela znowu trafiła do szpitala, ich pomocnica wpadła w panikę.

      – To niemożliwe! Co się mogło stać? Czy lekarz ci w ogóle coś powiedział? Musisz tam natychmiast jechać i wypytać się o wszystko, bo to może być coś groźnego. Ja sobie doskonale dam radę sama, a gdyby pojawiło się więcej klientów, zatelefonuję po Julka. Wiem, że się ostatnio nudzi w klinice, bo nie mają z doktorem wielu pacjentów na miejscu. Nie martw się więc sklepem.

      Herbaciarnia była naprawdę ostatnią rzeczą, o jaką się martwiła w tej chwili Agata. Miała dużo poważniejsze troski. Otoczyły ją jak czarne ptaki i sprawiły, że uśmiech zniknął z jej pogodnej twarzy. Przeszła przez patio herbaciarni, nie zauważając prawie, jak pięknie się tutaj zrobiło.

      Była już pełnia lata i wszystkie zasadzone ręką Julii kwiaty wybuchły feerią barw i aromatów, po prostu wysypując się z grządek i donic. Dopiero teraz można było docenić to, jak wspaniale współgrał z nimi architektoniczny projekt ojca dziewcząt, inżyniera Niemirskiego. Przekształcił on niewielki drewniany kiosk w obszerny pawilon z przeszkloną ścianą i ogrodem wyłożonym drewnianymi płytkami, z wystrojem zaprojektowanym i wykonanym w dużej mierze przez Julię. Jej oryginalne meble dopełniały obrazu – kolorowe kanapy, fotele i ręcznie malowane krzesła sprawiały, że chciało się tu wejść, usiąść i odpocząć wśród blasków, kolorów i zapachów.

      Było urzekająco, czarodziejsko i tajemniczo. Spragnieni chłodu znajdowali go wśród ocieniających patio pnączy, a ci, którzy woleli słońce, mogli grzać się w jego promieniach obok przepięknych, ozdobnych, wielokolorowych traw.