Przygoda na jedną noc. Charlene Sands. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Charlene Sands
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-3521-1
Скачать книгу
Przez dłuższą chwilę pieścił ją ustami, doprowadzając niemal do orgazmu, po czym uniósł się na łokciach i delikatnie w nią wszedł.

      Gdy poruszał się w niej, myślała, że oszaleje z rozkoszy, a potem na moment znieruchomiał, by z pociemniałymi oczami wyszeptać jej imię. Szczytowali długo i razem, by dopiero po paru minutach złapać oddech.

      Odgarnął jej włosy z twarzy i pocałował w czoło. Przymknęła powieki i szybko zapadła w sen.

      Wrócił na palcach do pokoju z dwoma kubkami kawy i papierową torbą pełną muffinek i grzanek. Wręcz mu się podobało, że w motelowej kawiarni w tej teksańskiej mieścinie nie mieli croissantów.

      Tutaj króluje prostota, pomyślał, po czym spojrzał na Ruby śpiącą z włosami rozrzuconymi na poduszce. Piękna, westchnął. Tak, Cool Springs zgotowało mu fantastyczne powitanie.

      Gdy przysiadł na łóżku, otworzyła oczy.

      – Czyżbym czuła zapach kawy? – szepnęła zaspana.

      – Owszem, kochanie – odparł, podając jej kubek. – Proszę, oto czarna jak smoła teksańska kawa.

      – Jesteś cudowny – szepnęła, siadając.

      Wyglądała tak seksownie, że z trudem zapanował nad pożądaniem.

      – Mamy też grzanki z masłem i miodem. Oraz ciastka.

      – Jesteś wspaniały – powiedziała, sięgając po muffinkę. – Po prostu umieram z głodu – dodała, odgryzając ze smakiem duży kęs.

      – A może wolałabyś zjeść ze mną śniadanie na dole?

      – Gdybym się tam pokazała o tej porze, zaraz by mnie wzięto na języki. To mała mieścina i ludzie lubią plotkować. Ale doceniam twoją galanterię, rycerzu – powiedziała ze śmiechem.

      On też się roześmiał, choć było mu przykro, że wkrótce się rozstaną. Wcale mu się to nie uśmiechało, ale wiedział, że zacznie nowy rozdział w życiu, że czekają go przeżycia, do których nie należy mieszać kobiety.

      Gawędząc, wypili kawę, po czym Ruby wstała i narzuciła jego koszulę. Patrzył z zachwytem na jej piękne ciało i wziął ją na chwilę w objęcia.

      – Chciałbym przełożyć moje spotkanie i dłużej pobyć z tobą, ale niestety nie mogę.

      – Doskonale to rozumiem – powiedziała, patrząc na niego ciepło piwnymi oczami. – Mnie też czeka dzisiaj mnóstwo zajęć. Wezmę prysznic i kiedy wyjdę z łazienki, pewnie już cię tu nie zastanę.

      Skinął głową, czując, że nie powinien przeciągać pożegnania. Pocałował ją czule na do widzenia, po czym zmusił się do tego, by się od niej oderwać. Ruszył do drzwi, ale przystanął w progu, sięgając do kieszeni.

      – Gdybyś chciała się do mnie odezwać albo mnie potrzebowała, będziesz wiedzieć, jak mnie złapać – powiedział, kładąc wizytówkę na stoliku.

      Kiedy się odwrócił, ona już zniknęła w łazience.

      – Do widzenia, Brooks – zawołała, zamykając drzwi.

      Przymknął oczy. Przyszedł czas, by zająć się sprawą, która zaważy na jego życiu.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Brooks przejechał przez bramę rancza i stadniny Look Away, po czym rozejrzał się wokół. Stada Beau Prestona pasły się na ogrodzonych białymi płotami rozległych łąkach. Chociaż niewiele wiedział o koniach, widać było od razu, że piękne smukłe ogiery, klacze i źrebięta o błyszczącej sierści w odcieniach od czerni przez kasztan po jasne złoto to zwierzęta szlachetnej krwi.

      Uśmiechnął się na myśl, że jabłko pada niedaleko od jabłoni. Bo jeśli informacja o jego biologicznym ojcu, którą mu przekazał Roman Slater na podstawie dochodzenia przeprowadzonego przez pracownika jego firmy detektywistycznej, jest prawdziwa, to zdolności do osiągania sukcesów Brooks najwyraźniej odziedziczył po mieczu. Ranczo Look Away było bowiem kwitnącym przedsięwzięciem, które podobnie jak jego Newport Corporation zostało zrealizowane dzięki ambicjom i ciężkiej pracy.

      On sam oraz jego bracia: bliźniak Graham i młodszy Carson od lat nie szczędzili trudów, by zbudować jedno z największych w kraju konsorcjów deweloperskich. Założyli je od zera i z czasem mogli na rynku chicagowskim ścigać się o palmę pierwszeństwa z należącą do Suttona Winchestera korporacją Elite Industries. Newportowie mieli więc powody do dumy, a należący do starszego pokolenia Winchester był nie tylko ich największym rywalem w interesach, ale też przeciwnikiem w życiu prywatnym.

      A Brooks próbował tego bezwzględnego biznesmena zniszczyć bardziej z powodów osobistych niż zawodowych.

      Był okres, w którym Brooks wierzył, że Sutton jest ojcem jego i Grahama. Zakładał przy tym, że Winchester porzucił ich matkę, kiedy była z nimi w ciąży, a to przypuszczenie podsycało w nim żądzę zemsty. Okazało się jednak, że się mylił. Testy genetyczne wykazały, że bracia nie są z nim spokrewnieni, ale potwierdziły, że Winchester jest ojcem Carsona. Sutton z ich zmarłą matką, Cynthią Newport, mieli romans. Ona przez pewien czas była jego sekretarką, później zakochali się w sobie.

      Miał nadzieję, że Beau Preston odpowie mu na nurtujące go pytania. Po latach, kiedy te pytania nie dawały mu spokoju i po długich poszukiwaniach, by ustalić tożsamość biologicznego ojca, Brooks był gotów na spotkanie z człowiekiem, który go spłodził.

      Zatrzymał się na zadaszonym podjeździe przed dużym domem ranczerskim. Na schodach przy wejściu czekał na niego wysoki mężczyzna o przyprószonych siwizną jasnych włosach, ubrany w dżinsy i kowbojską koszulę. Gdy gospodarz na jego widok szybko zbiegł ze stopni, Brooks zauważył, że ruchy tego mężczyzny uderzająco przypominają sposób, w jaki porusza się Graham. Na myśl o tym podobieństwie poczuł ciepło w sercu.

      Błyskawicznie wyskoczył z auta i ruszył do swego biologicznego ojca. Stanęli twarzą w twarz: niebieskooki gospodarz miał wydatną szczękę i uśmiechał się szeroko.

      – Beau?

      – Tak, to ja, synu – odparł ze łzami wzruszenia w oczach. – Nazywam się Beau Preston i jestem twoim ojcem – dodał, kiwając głową.

      Brooks odniósł wrażenie, że ojciec lekko się zachwiał, więc żeby go podtrzymać, położył mu dłonie na ramionach. I wtedy Beau cicho się rozpłakał, łapiąc syna w objęcia, jakby ten był małym chłopcem.

      – Witaj w domu, chłopcze – powiedział. – Nie mogłem się doczekać. Wybacz, że się rozkleiłem – dodał, ocierając łzy. – Ale nie wyobrażasz sobie, jak bardzo jestem wzruszony. Zapraszam do środka. Czy najpierw cię oprowadzić po domu, czy wolisz zacząć od rozmowy?

      – Bardzo chciałbym pogadać.

      – W takim razie przejdźmy do bawialni.

      Idąc ramię w ramię, minęli przestronny jasny hol zwieńczony potężnymi belkami sufitowymi, w którym drewniany parkiet błyszczał jak lustro, odbijając światło wpadające przez duże okna. Na parapetach okiennych stały donice z kwitnącymi na czerwono gwiazdami betlejemskimi, w domu roznosił się miły sosnowy zapach.

      Ojciec wprowadził Brooksa do salonu, gdzie na ścianie wisiał gigantyczny płaski ekran telewizora, w rogu mieścił się duży barek, a kanapy i fotele były obite czarną skórą. Beau najwyraźniej odpoczywał tutaj po długich dniach wypełnionych ciężką pracą.

      – Rozgość się. Czego się napijesz? Kawy, mrożonej herbaty, soku pomarańczowego?

      – Jeśli to nie kłopot, poprosiłbym o sok