Patria. Fernando Aramburu. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Fernando Aramburu
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-477-7
Скачать книгу
skinął tylko głową bez słowa. Wykonał jedynie ten gest, jakby mówił: dobrze. A może: nie martw się, rozumiem, nie mam nic przeciwko tobie.

      Kilka dni wcześniej sąd skazał Joxe Mariego na sto dwadzieścia sześć lat pozbawienia wolności. Xabier dowiedział się o tym od Nerei, która usłyszała to w radiu. Zastanawiali się, czy powiedzieć matce. Xabier uznał, że ukrywanie tego przed nią byłoby nieuczciwie, i zadzwonił do niej, ale Bittori już wiedziała.

      Minęło wiele lat. Xabierowi nie chce się ich liczyć, lecz wciąż jest w tym samym miejscu, w swoim gabinecie. Po skończonej rozmowie z matką spojrzał na drzwi i otworzył jedną z bocznych szuflad biurka, gdzie przechowywał – nie wiadomo po co – plastikową bransoletkę Arantxy razem z napoczętą butelką koniaku.

      22

      Wspomnienia złapane w pajęczynę

      Nikt oprócz mnie o tym nie wie. A ona? Jeśli uszkodzenie mózgu nie skasowało jej pamięci, może pamięta ten pocałunek. Chyba że w tamtych czasach całowała się z tak wieloma chłopakami, iż straciła rachubę, albo tamtej nocy była na tyle pijana, żeby nie wiedzieć, co i z kim robi.

      Bo jeśli wówczas dziewczyny, dzisiaj czterdziestoletnie kobiety, na kogoś się napaliły, żadna siła nie była w stanie ich powstrzymać, podczas gdy chłopcy byli całkowicie zieloni w kwestiach erotyczno-uczuciowych, a przynajmniej ja. Arantxa na pewno nie wie, że była pierwszą dziewczyną, która pocałowała Xabiera w usta.

      Po skończonym dniu pracy jak zwykle zamknął się w swoim gabinecie. Na blacie biurka zdjęcie ojca i butelka koniaku. Z melancholijnym spokojem rozglądał się po meblach, suficie i ścianach w poszukiwaniu wspomnień.

      Równie dobrze mógł wyjść ze szpitala, ale siedzenie w domu w środku tygodnia budziło w nim przerażenie. Nawet jeśli włączył w mieszkaniu wszystkie światła, wciąż prześladował go swego rodzaju mrok osnuwający przedmioty niczym warstwa uciążliwego brudu i sprawiający, że powieki zamykały mu się pod ciężarem smutku. Przy każdym mrugnięciu, dopóki nie zadziałały leki nasenne, słyszał: „bim” – obwieszczający śmierć odgłos dzwonu. Często walczył z samotnością, odwiedzając pod fałszywym nazwiskiem różne strony internetowe. Prowadził pikantne erotyczne rozmowy. Z kim? Nie miał pojęcia. Na przykład z Paulą albo Palomitą – pod takimi pseudonimami równie dobrze mógł się ukrywać jakiś sprośny dziad z Sorii czy nastolatka z Madrytu, która nie spała o tak późnej porze. Wchodził na fora, żeby dyskutować, bronić – umyślnie robiąc wiele błędów ortograficznych – budzących w nim odrazę postaw politycznych. Pisał też pod pseudonimem zjadliwe komentarze pod artykułami elektronicznej wersji tej czy tamtej gazety. Robił to bardziej z chęci dokuczenia komuś czy zabawy, niż z pragnienia przezwyciężenia swojej nieuleczalnej nieśmiałości i poczucia się kimś innym niż czterdziestoośmioletnim mężczyzną, którym był.

      Dlatego często po skończonej pracy Xabier wolał posiedzieć jeszcze godzinę czy dwie w gabinecie, z nadzieją, że któryś z pielęgniarzy czy pracowników administracji, idąc korytarzem, zauważy w szparze pod drzwiami światło i wpadnie do niego porozmawiać. Prześladował go również pewien przesąd: że w gabinecie nachodzą go zazwyczaj dużo przyjemniejsze myśli niż w domu. Wykorzystywał też ten czas na czytanie specjalistycznych czasopism, przeglądanie raportów albo wspominał przyjemne epizody z przeszłości, dopóki pod wpływem działania koniaku powoli nie tracił kontroli nad myślami. Przy pierwszych oznakach alkoholowego upojenia opuszczał szpital, żeby wrócić tam dopiero następnego dnia.

      Jeszcze nie nadeszła ta chwila, więc powoli smakuje trunek i wpatruje się w ścianę spokojnym wzrokiem w poszukiwaniu jakiegoś fragmentu swojej przeszłości. W narożniku pod sufitem sprzątaczki nie zauważyły maleńkiej pajęczyny, dostrzegalnej jedynie przez uważnego obserwatora. Resztki szarej mglistej sieci, pozbawionej lokatora, który ją utkał. Zostało w niej wspomnienie pocałunku Arantxy. Ile miałem wtedy lat? Dwadzieścia, dwadzieścia jeden. A ona? Dwa lata młodsza.

      Takie nieprzewidziane sytuacje dzieją się na lokalnych festynach. Ludzie tańczą, piją, pocą się, wszyscy się znają. I kiedy człowiek jest młody i ma w zasięgu wzroku nagą pierś, to ją chwyta, a jeśli zbliżą się do niego czyjeś usta, to je całuje. Nic, okruchy pożarte przez zapomnienie, co nie oznacza, że Xabier nagle ich sobie nie przypomni, spojrzawszy na pajęczynę.

      Przed pójściem do wojska studiuje medycynę w Pamplonie. Ma opinię nudnego, wycofanego, zamkniętego w sobie chłopaka; krótko mówiąc, zbyt poważnego człowieka, aby to głębiej analizować. Przyjaciele? Cuadrilla w tym samym od lat składzie, dopóki nie wytrzebiły jej kolejne małżeństwa. Nie pije, nie pali, nie jest pasjonatem jedzenia, nie uprawia sportów ani nie chodzi po górach. Mimo to jest lubiany, bo wpisuje się w lokalny ludzki krajobraz – chodził z innymi do szkoły, jest tak samo Xabierem z miasteczka, jak tamtejszy balkon na budynku ratusza albo lipy, które rosły na głównym placu. Można by rzec, że czekała go wspaniała przyszłość. Jest wysoki i przystojny, a mimo to w kwestiach uczuciowych nie ma powodzenia. Zbyt rozważny, zbyt nieśmiały? Sądząc po opiniach znajomych, coś w tym musi być.

      Xabier bierze łyk koniaku, nie odrywając wzroku od małej pajęczyny. Dlaczego się uśmiecha? To wspomnienie go rozbawiło. Po jednej stronie placu płonie ognisko z okazji nocy świętojańskiej. Zatłoczone ulice. Biegające dzieci, tryskające szczęściem twarze, liżące lody języki, zrelaksowani mieszkańcy pokrzykują do siebie z przeciwległych chodników. Na dworze ciepło. Nie mieszkasz już w Pampelunie? Tak, ale przyjechał na kilka dni do rodziny (i żeby matka wyprała mu ubrania), nacieszyć się świąteczną atmosferą i potear6 z paczką przyjaciół. O zmierzchu spotkali na ulicy Arantxę i jej koleżanki, które do nich dołączyły. Śmiechy, kolejne bary, Arantxa coś mu opowiada… Co? Trudno ją zrozumieć w otaczającym ich zgiełku. Wie tylko, że przychyliła twarz w jego stronę i coś do niego mówi. Twarz, w której mimo pomalowanych powiek i ust Xabier widzi tylko najstarszą córkę najlepszych przyjaciół swoich rodziców, niemal kuzynkę, która w dzieciństwie często bawiła się z Nereą.

      W związku z tym, kiedy w czerwonawym półmroku pubu Arantxa kładzie znienacka rękę na wysokości jego rozporka, Xabier nie rozumie znaczenia tego gestu. Przypuszcza, że to żart, ale nie łapie jego sensu. Patrzy jak przez sen na strzępki pajęczyny, na siebie całującego się namiętnie z dziewczyną, którą uważa niemal za członka rodziny. Arantxa szuka zachłannie jego nieruchomego języka. Chłopaka paraliżuje zdziwienie, wzrastające przerażenie, kiedy do niego dociera, że pocałunek trwa dłużej, niż się spodziewał, i to nie są żarty. I ktoś z krewnych, znajomych, przyjaciół czy Nerea, która stoi w głębi lokalu, mogą w każdej chwili ich zobaczyć. Arantxa, pachnąca potem i perfumami, naciska ciałem na jego bok. Szepcze mu do ucha: mmm, zrobiłam się bardzo mokra, i pyta, czy nie miałby ochoty pójść z nią w jakieś ustronne miejsce. Xabierowi wciąż, po tylu latach, ta propozycja wydaje się kazirodcza.

      Teraz, siedząc w gabinecie, wybucha śmiechem. Jak mógł zmarnować taką okazję? Dziewczyna mu się oferuje, dziewczyna jest napalona, chętna i gotowa. Nie, bo Pampeluna, bo Opus Dei… Wstydził się, nie miał odwagi, w zaciszu swojego pokoju studenckiego praktykował onanizm, który tak czy siak prowadził do wytrysku, ale nie pociągał za sobą kłopotów związanych z relacjami uczuciowymi. Patrzy na pajęczynę i się śmieje. Spogląda ze śmiechem na spokojną twarz ojca. Ze śmiechem bierze kolejny łyk koniaku. Śmieje się, nie wiadomo z czego, bo w rzeczywistości czuje się brudny, ubłocony, pokryty pleśnią smutku. Bądź sprawiedliwy, bądź uczciwy. Dobrze, tato. Czuje, że osiągnął swój punkt krytyczny, po którym każda kolejna kropla alkoholu będzie zbliżała go do decyzji o zostawieniu samochodu na parkingu i powrocie do domu taksówką. Chowa butelkę do szuflady. Na widok zielono-złotej


<p>6</p>

Hiszp. potear (od pote – dzbanek) – określenie popularnego wśród Basków zwyczaju polegającego na wstępowaniu do kolejnych barów na lampkę/dzbanek wina. To swego rodzaju wieczorny „maraton” po barach.