Tytuł oryginału: PATRIA
Copyright © Fernando Aramburu, 2016
This edition published by agreement with Tusquets Editores, Barcelona, Spain.
Copyright © 2018 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Copyright © 2018 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga
Projekt graficzny okładki: Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan
Korekta: Aleksandra Mól, Marta Chmarzyńska
Książka została wydana dzięki dotacji Hiszpańskiego Ministerstwa Edukacji, Kultury i Sportu
ISBN: 978-83-8110-477-7
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.
ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
e-mail: [email protected]
www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga
E-wydanie 2018
Skład wersji elektronicznej:
Główni bohaterowie
Rodzina nr 1
Txato: głowa rodziny, właściciel przedsiębiorstwa transportowego, zamordowany przez bojowników ETA.
Bittori: żona Txata, gospodyni domowa.
Xabier: syn Txata i Bittori, lekarz, pracuje w szpitalu w San Sebastián.
Nerea: córka Txata i Bittori, z wykształcenia adwokatka, pracuje w urzędzie skarbowym w San Sebastián, żona Quiquego.
Rodzina nr 2
Joxian: głowa rodziny, pracownik fizyczny w odlewni.
Miren: żona Joxiana, gospodyni domowa.
Joxe Mari: najstarszy syn Joxiana i Miren, bojownik ETA.
Arantxa: córka Joxiana i Miren, sparaliżowana w wyniku udaru mózgu, pozostaje pod opieką rodziców, matka Endiki i Ainhoi, rozwódka.
Gorka: młodszy syn Joxiana i Miren, pisarz, dziennikarz radiowy, mieszka z mężem Ramuntxo w Bilbao.
1
Odgłos kroków na parkiecie
Idzie, biedaczka, zrujnować sobie z nim życie. Niczym fala, która płynie w stronę skały, żeby się na niej rozbić. Trochę piany i do widzenia. Nawet się nie pofatygował, żeby otworzyć przed nią drzwi. Okręcił ją sobie wokół palca, całkiem zdominował.
I po co jej te buty na obcasie i pomalowane na czerwono usta? Przecież ma czterdzieści pięć lat. Z twoją klasą, pozycją i wykształceniem, dlaczego zachowujesz się jak nastolatka, dziecko? Gdyby aita1 żył…
Nerea, wsiadając do auta, spojrzała w stronę okna na trzecim piętrze. Domyśliła się, że matka obserwuje ją zza firanki, jak to ma w zwyczaju. I nie myliła się: Bittori – chociaż niewidoczna z ulicy – patrzyła na córkę ze smutkiem, marszcząc czoło i mamrocząc do siebie: idzie, biedaczka, kobieta trofeum tego zarozumialca, któremu nigdy nie przeszło przez myśl, żeby kogokolwiek uszczęśliwić. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że tylko bardzo zdesperowana żona próbowałaby uwodzić własnego męża po dwunastu latach małżeństwa? W sumie to nawet dobrze, że nie mają dzieci.
Nerea pomachała ręką na pożegnanie, po czym wsiadła do taksówki. Jej matka, ukryta za firanką, odwróciła wzrok. Za dachami miasta rozciągał się pas morza, widać było latarnię na wyspie Świętej Klary, a w oddali delikatne chmury. Pogodynka w telewizji zapowiedziała słoneczny dzień. Ach, starzeję się, pomyślała Bittori, wyglądając ponownie na ulicę, lecz taksówka już odjechała.
Kobieta zadumała się i ze wzrokiem znów utkwionym w błękitnej linii horyzontu, zaczęła przywoływać w pamięci odległe sceny ze ślubu swojej córki. Oczami wyobraźni ujrzała Nereę w białej sukni, z bukietem kwiatów i bijącą od niej łuną szczęścia. Przypomniała sobie, że kiedy patrzyła, jak jej córka wychodzi z katedry pod wezwaniem Dobrego Pasterza tak zgrabna, tak uśmiechnięta, tak piękna, ogarnęło ją złe przeczucie. Po powrocie z wesela, sama w mieszkaniu, najchętniej usiadłaby przed zdjęciem Txata i podzieliła się z nim swoimi obawami, ale bolała ją głowa, a poza tym jej mąż w kwestiach dotyczących rodziny – a szczególnie ich córki – zwykł być przewrażliwiony. Łatwo się wzruszał, i chociaż zmarli na zdjęciach nie płaczą, z nim nigdy nie było nic wiadomo. Z tobą nigdy nic nie wiadomo.
Te wysokie obcasy miały na celu wzbudzić u Quiquego apetyt – niekoniecznie ten, który można zaspokoić jedzeniem. Stuk, stuk, stuk, Bittori usłyszała ich odgłos na parkiecie. Jeszcze narobi mi dziur. Dla świętego spokoju nie zwróciła córce uwagi. Przecież i tak niedługo sobie pójdą. Przyjechali się pożegnać. A jemu już o dziewiątej rano śmierdziało z ust whisky czy jakimś innym alkoholem, którym handluje.
– Jesteś pewna, że dasz sobie radę sama, mamo?
– Dlaczego nie chcecie jechać na lotnisko autobusem? Za taksówkę do Bilbao zapłacicie kupę pieniędzy.
– Nie martw się o to – odpowiedział Quique.
Wytłumaczył się ciężkimi walizkami, niewygodą i pośpiechem.
– Przecież macie jeszcze dużo czasu, prawda?
– Nie upieraj się. Pojedziemy taksówką. Tak będzie lepiej.
Quique zaczął się niecierpliwić.
– To jedyna wygodna opcja.
Po czym dodał, że wychodzi na zewnątrz zapalić papierosa, a one niech sobie porozmawiają. Używa mocnych perfum, ale z ust śmierdzi mu alkoholem, a jest dopiero dziewiąta rano. Pożegnał się, przeglądając w lustrze w przedpokoju. Narcyz. Po czym zwrócił się do Nerei apodyktycznym – uprzejmym, ale szorstkim? – tonem:
– Pospiesz się.
Pięć minut, obiecała. Wydłużyło się do piętnastu. Kiedy zostały same, wyznała matce, dlaczego podróż do Londynu jest dla niej tak ważna.
– Nie rozumiem, co miałabyś robić podczas spotkań swojego męża z klientami. A może zaczęłaś pracować w jego firmie i nic mi o tym nie powiedziałaś?
– W Londynie spróbuję na poważnie uratować nasze małżeństwo.
– Znowu?
– Ostatni raz.
– I jaki