Faraon wampirów. Bolesław Prus. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Bolesław Prus
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7773-064-5
Скачать книгу
czekał na progu swego domostwa, po czym zaprowadził gościa do najgłębszej piwnicy.

      – Oto jest – rzekł gospodarz, otwierając ozdobny sarkofag, który stał pośrodku pomieszczenia – jego sytość książę Hiram, członek najwyższej rady tyryjskiej. Oto jest dostojny Dagon, bankier księcia następcy tronu i namiestnika w Dolnym Egipcie.

      Stary wampir powstał, następnie obaj dostojnicy ukłonili się sobie z założonymi na piersiach rękoma i usiedli. Hiram nieco odsunął togę, aby ukazać wielki złoty medal na swej szyi, w odpowiedzi na co Dagon zaczął bawić się grubym złotym łańcuchem, który otrzymał od księcia Ramzesa.

      – Ja, Hiram – odezwał się starzec – pozdrawiam pana, panie Dagon, życzę panu powodzenia w interesach i więcej ludzkiej krwi niż zdoła wypić.

      – Ja, Dagon, pozdrawiam pana, panie Hiram, i życzę panu tego samego, co pan mnie życzy…

      – Już się chcesz kłócić, panie? – przerwał zirytowany Hiram.

      – Gdzie ja się kłócę? Rabsun, ty mu powiedz: czy ja się kłócę? Najpierw każe zajmować moje statki w Tyrze, a teraz chce robić interes? Gdzie tu sens?

      – Lepiej niech wasze dostojności mówią o interesach – odparł gospodarz.

      Po chwili namysłu Hiram zaczął.

      – Przyjaciele pańscy z Tyru bardzo pozdrawiają pana przeze mnie.

      – Czy oni tylko to mi przysyłają? – spytał drwiącym tonem Dagon.

      – Co chcesz jeszcze? – odparł Hiram, podnosząc głos.

      – Dobrze wiecie, mój panie!

      – Cicho! Zgoda pomiędzy wampirami! – wtrącił gospodarz.

      Hiram kilka razy głębiej odetchnął i rzekł:

      – To prawda, że nam bardzo potrzebna zgoda… Ciężkie czasy nadchodzą dla Fenicji.

      – Czy morze zatopiło wam Tyr albo Sydon? – spytał z uśmiechem Dagon.

      Hiram splunął i zapytał:

      – Coś pan taki zły dzisiaj…?

      – Ja zawsze jestem zły, jak mnie nie nazywają „dostojnością”, tylko „panem” jakbym był byle człowiekiem…

      – A dlaczego pan nie nazywasz mnie „sytością”? Ja przecież jestem książę wampirów!

      – Może w Fenicji – odparł Dagon. – Ale już w Asyrii, u lada półżywego satrapy czekasz w sieniach trzy dni na posłuchanie, a kiedy cię przyjmą, leżysz na brzuchu, jak każdy inny handlarz fenicki.

      A pan co byś robił wobec dzikiego nieumarłego, który dla kaprysu może cię na pal wbić i wystawić na słońce?! – zakrzyczał Hiram.

      – Co ja bym robił, nie wiem – rzekł Dagon. – Ale w Egipcie ja sobie siedzę na jednej kanapie z następcą tronu, który dziś jest namiestnikiem.

      – Zgoda, wasza dostojność! Zgoda, wasza sytość! – reflektował ich gospodarz.

      – Zgoda…! Zgoda, że ten pan jest zwyczajny fenicki handlarz, a mnie nie chce oddać szacunku! – zawołał Dagon.

      – Ja mam sto okrętów… – syknął Hiram.

      – W tym dziesięć moich! Bodajbyś ujrzał słońce w samo południe! Ale udław się moimi okrętami! Jego świątobliwość faraon ma dwadzieścia tysięcy miast, miasteczek i osad, a już wkrótce będę miał je w dzierżawie....

      – Wasze dostojności utopicie ten interes i całą Fenicję! – odezwał się już podniesionym głosem Rabsun. – Kiedy nad Fenicją wisi nieszczęście!

      – Niechże ja się raz dowiem, jakie nieszczęście – przerwał mu Dagon.

      – Więc daj mówić Hiramowi, to się dowiesz – odparł gospodarz.

      – No, niech gada…

      – Czy wasza dostojność wiesz, co się stało w zajeździe „Pod Okrętem” u brata naszego przyszłego, Asarhadona? – zaczął Hiram. – Parę miesięcy temu stanął w zajeździe Asarhadona niejaki Phut, niby z miasta Harranu…

      – Wiem. Miał odebrać pięć talentów od jakiegoś kapłana – wtrącił Dagon.

      – Cóż dalej? – spytał Hiram.

      – Nic. Znalazł łaskę u jednej kapłanki i za jej radą pojechał szukać swego wierzyciela do Tebów. To nie moja sprawa.

      – Masz rozum ludzkiego dziecka, a gadatliwość kobiety – rzekł Hiram. – Ten Harrańczyk nie jest Harrańczykiem, ale Chaldejczykiem, i nie nazywa się Phut, ale Beroes…

      – Beroes? Beroes? – powtórzył, przypominając sobie Dagon. – Gdzieś słyszałem to nazwisko…

      – Słyszałeś? Ty nieuku! – mówił z pogardą Hiram. – Beroes to najmędrszy kapłan w Babilonie, doradca książąt asyryjskich i samego króla.

      – Niech on będzie doradcą, byle nie faraona, co mnie to obchodzi? – rzekł bankier.

      Rabsun podniósł się z krzesła i grożąc Dagonowi pięścią pod nosem, zawołał:

      – Ty wieprzu, wypasiony na faraońskich pomyjach. Ciebie Fenicja tyle obchodzi, co mnie Egipt. Gdybyś mógł, za drachmę sprzedałbyś ojczyznę. Psie trędowaty!

      Dagon zbladł i odparł spokojnym głosem:

      – Co on gada, ten kramarz? W Tyrze są moi ludzcy potomkowie i uczą się żeglarstwa. W Sydonie siedzi moja córka z mężem. Połowę mego mienia pożyczyłem radzie najwyższej, choć nie mam za to nawet dziesięciu procent. A ten kramarz mówi, że mnie nie obchodzi Fenicja!

      – Dosyć! – zawołał Hiram, uderzając pięścią w stolik. – Ten człowiek ma naprawdę dom i grunta w Harranie i tam nazywa się Phut. Tutaj zaś ten niby Phut całą jedną noc przepędził w starej świątyni Seta, która tu wiele znaczy.

      – Wiem. Chodzą do niej tylko arcykapłani na ważne narady – wtrącił Dagon.

      – Jeszcze i to nic by nie znaczyło – prawił Hiram. – Ale jeden z naszych kupców wrócił dwa miesiące temu z Babilonu z dziwnymi wiadomościami. Za wielki prezent pewien dworzanin babilońskiego satrapy powiedział mu, że nad Fenicją wisi bieda! Was wezmą Asyryjczycy, mówił ten dworzanin do naszego kupca, a Izraelitów Egipcjanie. Z tym zamiarem już pojechał do tebańskich kapłanów wielki chaldejski kapłan Beroes i zawrze z nimi traktat.

      – Nie może być! – wrzasnął Dagon.

      – Musicie wiedzieć – ciągnął Hiram – że kapłani chaldejscy uważają egipskich za swoich braci. A że Beroes ma wielkie znaczenie na dworze króla Assara, więc wieść o tym traktacie może być bardzo prawdziwa.

      – Co może znaczyć traktat Beroesa z egipskimi kapłanami? – wtrącił zamyślony Rabsun.

      – Głupi ty! – odparł Dagon. – Faraon robi tylko to, co mu kapłani doradzą.

      – Będzie i traktat z faraonem, nie bójcie się! – przerwał Hiram. – W Tyrze wiemy na pewno, że do Egiptu już jedzie z wielką świtą i darami poseł asyryjski Sargon… On niby to chce zobaczyć Egipt i ułożyć się z ministrami, ale naprawdę to on jedzie zawrzeć traktat o podział krajów leżących między naszym morzem a rzeką Eufratem.

      – Oby ich słońce spaliło! – zaklął Rabsun.

      – Cóż ty o tym myślisz Dagonie? – spytał Hiram.

      – A co byście wy zrobili, gdyby was naprawdę napadł Assar?

      Hiram zatrząsł się z gniewu.

      – Co…?