Serii, która mogła okazać się niezakończona.
– Widział pan coś jeszcze na tym tablecie?
– Jakąś datę, ale…
– Nie pamięta pan jaką?
– Czterdziesty siódmy rok, tak mi się wydaje. Ale nie widziałem ani dnia, ani miesiąca.
Przepytywanie ratownika trwało jeszcze chwilę, a Wadryś-Hansen nie mogła opędzić się od myśli, że powinna je przerwać. Forst rzeczywiście nie był odpowiednią osobą, która powinna się tym zajmować.
Nie dowiedzieli się wiele więcej. TOPR-owiec twierdził, że Wiktor przeglądał plik tekstowy, najpewniej w Dokumentach Google. Nie dostrzegł żadnych zdjęć, tabel czy wykresów. Jedynie wyjustowany tekst.
Kiedy ratownik razem ze swoimi towarzyszami opuścili wierzchołek, Forst zdawał się kompletnie zagubiony. Wszystko, czego stopniowo się dowiadywali, stawiało go w coraz gorszym świetle.
Dla niego miało to duże znaczenie – dla Dominiki i Osicy wręcz przeciwnie. Oboje dawno nauczyli się, że wyciąganie pochopnych wniosków względem Wiktora prowadzi wyłącznie do pomyłek.
Wadryś-Hansen przez moment obawiała się, że Forst będzie oponował przed dalszym udziałem w śledztwie. Szczęśliwie jednak musiał szybko przepracować wszystko w głowie – i uznać, że pomoc w dochodzeniu to najlepsze, co może zrobić.
Nie skomentowali doniesień ratownika. Nie mieli na to czasu.
– Jesteśmy gotowi wyciągnąć monetę – rzucił jeden z techników.
Dominika poczuła przyspieszające bicie serca. Numizmat był nie tylko podpisem sprawcy – stanowił wiadomość przeznaczoną dla osoby, która miała ruszyć jego tropem.
Nie, więcej. Był rzuceniem wyzwania, zaproszeniem do wzięcia udziału w makabrycznej grze. Wadryś-Hansen nie miała co do tego żadnych wątpliwości – bez względu na to, kto tak naprawdę zabił tego człowieka.
Założyła lateksowe rękawiczki, a potem zbliżyła się do ofiary. Mimo woli spojrzała w szeroko otwarte oczy mężczyzny. Gdyby skupiła się wyłącznie na nich, mogłaby odnieść wrażenie, że umarł w spokoju. Wszystko inne jednak temu przeczyło.
Sięgnęła do zestawu oględzinowego i wyjęła niewielkie płaskie szczypce. Ostrożnie złapała nimi brzeg monety i pociągnęła. Numizmat ani drgnął, jakby zęby trzymały go niczym imadło.
– Coś nie tak? – spytał Osica.
– Szczęka się zacisnęła.
– Znaczy mamy już rigor mortis? – dodał komendant, pochylając się nad zwłokami. – W tych warunkach to by dawało czas zgonu… jakieś dwie do sześciu godzin temu.
Forst zrobił krok w kierunku ciała.
– Zaciśnięta szczęka o niczym nie świadczy – powiedział. – No, prawie o niczym.
Osica spojrzał na niego pytająco.
– Albo była unieruchomiona, albo zabójca został tu na tyle długo, by moneta się zakleszczyła.
– Hę?
– Niech pan sobie przypomni, jak ułożone było ciało na słupku. Zwisało z obu stron – dorzucił Wiktor, odpakowując jedną z cynamonowych gum.
Edmund strzepnął krople deszczu z marynarki.
– Chcesz powiedzieć, że po śmierci gęba musiała być otwarta jak niemieckie granice przed islamistami jesienią dwa tysiące piętnastego?
– Tak, panie inspektorze. Choć może tak bym tego nie ujął.
Wadryś-Hansen pociągnęła nieco mocniej, ale numizmat nadal nie chciał wyjść. Forst miał rację – pozycja, w której znajdowało się ciało, powinna sprawić, że usta pozostałyby szeroko otwarte. Sprawca najpewniej został na szczycie odpowiednio długo, by zesztywnienie mięśni zrobiło swoje, a dopiero potem ułożył ofiarę na granicy.
Kątem oka Dominika dostrzegła, że Wiktor kładzie się na ziemi obok zwłok.
– Nie pora na odpoczynek – mruknął Osica.
– Odpoczywać będę po śmierci, panie inspektorze.
– Więc co teraz, za przeproszeniem, odpierdalasz?
– Szukam śladów.
– Jakich śladów?
Forst wymierzył palcem w podbródek zmarłego.
– Świadczących o tym, że coś przytrzymywało dolną szczękę, by nie opadła.
Dominika również zerknęła na szyję i szybko zauważyła niewyraźny ślad po sznurku lub lince. Fakt, że Wiktor się nie mylił, napełnił ją niepokojem. Wywołało to w niej poczucie, jakby były komisarz i sprawca się znali. Jakby byli starymi znajomymi, którzy w komunikowaniu się ze sobą posługują się językiem nieznanym nikomu innemu.
Wzdrygnęła się na myśl, że to naprawdę możliwe. Że Gjord Hansen, jej mąż, człowiek, który wymanewrował nie tylko wszystkich śledczych, ale także ją, mógł przeżyć upadek z Orlej Perci.
– Pani prokurator?
Potrząsnęła głową, słysząc głos jednego z techników. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że moneta się poruszyła. Pociągnęła ją lekko i wyjęła spomiędzy zębów. Spojrzała niepewnie na numizmat, który nie przypominał żadnego z poprzednich.
– Wygląda jak moneta okolicznościowa – zauważył Edmund. – Jedna z tych dawanych zwycięzcom w lokalnych turniejach sportowych albo wręczanych policjantom za wycinanie konfetti dla ministrów.
Wadryś-Hansen przyjrzała się awersowi. Widniał na nim pochylony krzyż, stylizowany na drzewo targane mocnymi podmuchami wiatru. Zamiast korony miał jednak trzy poprzeczki zakończone mniejszymi, zaokrąglonymi krzyżami. Tuż obok znajdowały się napisy w cyrylicy.
– Co to jest? – odezwał się Osica.
– Krzyż prawosławny – odparł Forst. – Lewe belki są zwrócone ku górze, bo tam udał się dobry łotr ukrzyżowany z Jezusem, a prawe ku dołowi, bo do piekła trafił ten, który się nie pokajał.
– A te napisy?
– Nie znam ukrajinśkoji mowy, panie inspektorze.
– Są też trzy litery w normalnym języku. COP – zauważył Edmund. – I nie powiedziałbym, że reszta jest po ukraińsku. Wygląda mi na ruski.
– Panu wszystko tak wygląda, ale jeśli ten drugi jest zbliżony do innego języka, to raczej do białoruskiego – odparł ciężko Forst. – Niech mi pan wierzy, chcąc nie chcąc, w ostatnich latach doszkoliłem się w sprawach wschodnich.
Wiktor i Osica wdali się w krótką wymianę zdań, a Dominika obróciła z namaszczeniem monetę, jakby miała w dłoniach cenne relikwie. Spojrzała na rewers i na moment wstrzymała oddech.
– Doszkalałeś się nie tylko w ostatnich latach, Forst – odezwała się w końcu. – W schronisku czytałeś coś związanego z rokiem czterdziestym siódmym.
Forst potwierdził szybkim skinieniem i popatrzył na tylną stronę monety. Dominika doskonale wiedziała, że jego wzrok padł na jeden element. Datę: „24 kwietnia 1947 roku”.
6
Obejrzawszy dokładnie wiadomość od zabójcy, Forst oddalił się od