Skanderbeg nie zapomniał o swoich korzeniach, o kraju, w którym potęgowały się nastroje antytureckie. W 1443 roku, w trakcie bitwy pod Niszem (obecnie Serbia) pomiędzy sprzymierzonymi wojskami węgiersko-polskimi a Turcją, odłączył się od armii tureckiej wraz z trzystuosobowym oddziałem Albańczyków, którymi dowodził. Przedostał się na albańskie ziemie i wzniecił powstanie. Wrócił do Krui, odbił ojcowiznę z rąk osmańskich i wywiesił nad zamkiem flagę Kastriotów, czyniąc miasto stolicą. Jego zamiarem było zjednoczenie wszystkich albańskich państewek oraz skuteczne i definitywne rozprawienie się z wrogiem. Rok później, w 1944 roku, w miejscowości Lezhë zawiązał Ligę Książąt Albańskich. Kontynuował walkę przeciwko Osmanom, w dużej mierze partyzancką. Turcy kilkakrotnie oblegali zamek w Krui, wielokrotnie dochodziło do bitew i potyczek. Wojska Skanderbega były niepokonane. Dopiero w 1478 roku, dziesięć lat po jego śmierci (zmarł na malarię w wieku 63 lata), czwarte oblężenie zamku w Krui zakończyło się sukcesem Turków. Obrońcy zamku zostali pokonani głodem.
O tym wszystkim myślę, zbliżając się do wzgórza, na którym wznosi się twierdza. No tak, niełatwo było zdobyć zamek przy prawie pionowych zboczach skały, na której stoi. Trudno się dziwić, że kolejne oblężenia kończyły się niepowodzeniami. Sama twierdza, wzniesiona na płaskim, nachylonym w kierunku południowo-zachodnim szczycie, nie była zbyt wielka – jej wymiary to 300 na 150 metrów. W tej wyższej części znajdował się zamek Skanderbega zbudowany przez jego przodków na wcześniejszych fundamentach. Zamek nie przetrwał. Dzieła zniszczenia dokonanego w czasie pamiętnego, czwartego oblężenia dopełniło trzęsienie ziemi w 1617 roku. Teraz tylko część murów obronnych, fundamenty zamku i kaplicy oraz jedna baszta są oryginalne, dając niejakie pojęcie, jak to miejsce wyglądało kilka wieków temu. Sam zamek został zrekonstruowany nieco niżej, niż stał pierwotnie. Został oddany do użytku, z przeznaczeniem na muzeum, w 1982 roku. Pracami kierowała córka Envera Hodży. Do dzisiaj ich efekt budzi emocje. Enverowi Hodży wersja stworzona pod kierunkiem córki tak się nie podobała, że nie przybył na uroczystość otwarcia.
Samo muzeum – jak to muzeum – gromadzi artefakty znalezione w trakcie badań archeologicznych na wzgórzu czy w okolicy oraz dzieła sztuki upamiętniające Skanderbega. Malowidła ścienne przedstawiają najważniejsze wydarzenia z jego życia i prowadzonych przez niego batalii. Zaaranżowano też gabinet i bibliotekę, ale to raczej zaznaczenie, że na całym świecie wydano 1800 książek o tej postaci, aniżeli nawiązanie do rzeczywistego wykorzystania komnat w XV wieku. Największe zainteresowanie budzą jednak repliki hełmu i szabli Skanderbega – oryginały znajdują się w Kunsthistorische Museum w Wiedniu. Tylko co znaczy głowa kozła z rogami umieszczona na szczycie hełmu?
Według jednych to nawiązanie do faktu, że Skanderbeg ze swoimi ludźmi, prowadząc w albańskich górach walkę partyzancką, wspinał się na szczyty niczym kozica. Według innych to upamiętnienie podstępu, jakiego użył podczas jednego z oblężeń twierdzy. Zaczynało brakować pożywienia, trzeba było przyspieszyć atak Turków i doprowadzić do otwartej walki. Tylnym wyjściem wypędzono więc stado kóz, do których przytroczono pochodnie (co na to obrońcy praw zwierząt?!). Oblegający pomyśleli, że to załoga opuszcza chyłkiem zamek i podjęli atak. Oblegani tylko na to czekali – atak zakończył się ich zwycięstwem. Kozia głowa z rogami na hełmie to upamiętnienie tego tryumfu.
Naprzeciwko wejścia do muzeum znajduje się XVIII-wieczny budynek rodziny Toptani – tak, tak, tych Toptanich, którzy przeprowadzili się do Tirany. W 1989 roku otwarto tutaj Muzeum Etnograficzne. 90% eksponatów to oryginały, niektóre z nich mają nawet 500 lat. Szczególnie ciekawa jest ekspozycja na pierwszym piętrze – pomieszczenia mieszkalne zaaranżowano tak jak przed wiekami.
Zamek górny mam zatem zwiedzony, jeszcze raz przejdę sobie uliczkami zamku dolnego, w najniższej części wzgórza, gdzie przetrwała zabudowa mieszkalna i gospodarcza z czasów osmańskich. Jeszcze raz, bo na początku wpadłam w szpony samozwańczego przewodnika. Straciłam czujność, kiedy pan zaczął wspominać swoją znajomość z pewną Polką, którą poznał we Włoszech, gdzie kilka lat pracował. Ja, naiwna, myślałam, że pan sobie chce tylko powspominać stare dzieje. Zbyt późno się zorientowałam, że uważa się za przewodnika. Napiwek dostał – to cena za przypomnienie, po kilkumiesięcznej przerwie w podróżach, kiedy należy być czujnym.
To, co zostało w tej części twierdzy, jest niestety w dość kiepskim stanie. Jeżeli już przeprowadzono remont, to straszą współczesne tynki przykrywające dawną, kamienną strukturę ścian. Niemniej XVII-wieczna łaźnia turecka zachowała się zupełnie dobrze – przynajmniej z zewnątrz, bo do wnętrza wejść nie można. Można natomiast wejść do niewielkiego klasztoru i meczetu bektaszytów z 1789 roku. Widać, że freski wewnątrz meczetu są odrestaurowane, chociaż tylko częściowo udało się usunąć z nich wierzchnią warstwę tynku. Charakterystyczne nagrobki, zarówno wewnątrz meczetu, jak i w mauzoleum obok niego, zwieńczone jakby dwuspadowym daszkiem, przykryte są zielonym, wzorzystym materiałem. Również koło meczetu znajduje się kilka grobów, każdy ozdobiony betonowymi słupkami zakończonymi stylizowanymi czapkami derwiszów. Nietrudno zatem zgadnąć, że pochowani są tutaj ascetyczni mnisi muzułmańscy, w tym przypadku raczej bektaszyccy, zwani właśnie derwiszami.
Opuszczam wzgórze. Aby dojść do przystanku, muszę przejść przez bazarową uliczkę. I muszę przejść nią niewzruszona, mimo że widzę tęskne spojrzenia kupców oferujących setki gadżetów ze Skanderbegiem w roli głównej. Na ryneczku u stóp pomnika Skanderbega już czeka na mnie autobus – ten jedzie bezpośrednio do Tirany, nie będę musiała przesiadać się w Fushë-Krui.
Skanderbeg zmarł w roku 1468 w Lezhë, w mieście, w którym 24 lata wcześniej zawiązano z jego inicjatywy Ligę Książąt Albańskich, i tutaj, w kościele św. Mikołaja, został pochowany. Kiedy dziesięć lat później Turcy miasto zdobyli, zbezcześcili jego grób, zabierając kości. Oprawione w szlachetne metale szczątki miały być talizmanami wzbudzającymi odwagę w bitwach i w ogóle przynoszącymi szczęście.
Zmienne były losy tego miejsca. W XVI wieku kościół stał się meczetem, zwanym Meczetem Sułtana Selima. W XVIII wieku ponownie był wykorzystywany przez chrześcijan, potem znów przez muzułmanów. Dopiero w 1966 roku archeolodzy stwierdzili, że meczet stoi na szczątkach kościoła św. Mikołaja, a właściwie, że to ta sama budowla służyła wyznawcom różnych religii w różnych okresach. Dwa lata później kościół-meczet, bo takiej nazwy (Kisha-Xhami) często używa się w tym przypadku, został zrujnowany. Podobnie jak setki innych albańskich świątyń.
W roku 1981 na gruzach kościoła-meczetu, który obudowano współczesną kolumnadą, otworzono mauzoleum Skanderbega. Autorką projektu była… któżby inny – „naczelny architekt” ówczesnej Albanii, Pranvera Hodża, córka Envera Hodży.
Kiedy zbliżam się do mauzoleum, już z daleka widzę, że właśnie kończy się jakaś uroczystość, ludzie rozchodzą się, drzwi do wnętrza są zamykane. Na moją prośbę jedna z organizatorek uroczystości