Z chwilą, gdy dorósł na tyle, żeby móc utrzymać coś w rękach, Ben pokochał hydraulikę. Kiedy inne dzieci bawiły się w kąpieli gumowymi kaczuszkami, on poprosił rodziców o kawałki rur, z których tworzył kręte sieci kanałów wodnych. Jeśli w domu przeciekał kran, Ben go naprawiał. Jeśli zapychała się toaleta, chłopiec nie czuł obrzydzenia, lecz zachwyt!
Jednakowoż rodzice nie pochwalali jego kanalizacyjnych zainteresowań. Chcieli dla niego sławy i bogactwa, a nigdy nie słyszeli o sławnym i bogatym hydrauliku. Ben był równie zręczny w majsterkowaniu, co do kitu w czytaniu, a wizyty fachowca usuwającego przeciek wprawiały go w stan totalnego bzika. Z najwyższym podziwem obserwował wykonywane czynności, jak stażysta śledzący ruchy doświadczonego chirurga podczas skomplikowanej operacji.
Mama i Tata byli tym faktem zawiedzeni. Desperacko pragnęli, żeby syn zrealizował ich niespełnione ambicje i został zawodowym tancerzem. Odkryli swoje zamiłowanie do tańca towarzyskiego zbyt późno i sami nie mogli już zostać mistrzami. Szczerze mówiąc, wyglądało na to, że woleli oglądać tańczące pary, niż dźwignąć zadki z kanapy i ruszyć na parkiet.
W zaistniałej sytuacji Ben wolał zachować swoją pasję dla siebie. Aby nie ranić uczuć rodziców, chomikował numery „Tygodnika Hydraulika” pod łóżkiem. Umówił się też z Rajem, że sprzedawca co tydzień będzie odkładał dla niego kolejny egzemplarz. A teraz nie mógł go nigdzie znaleźć.
Ben sprawdził za tygodnikiem muzycznym i pismami plotkarskimi, a nawet zajrzał pod „Panią” (nie prawdziwą panią, ma się rozumieć, tylko pod magazyn dla kobiet zatytułowany „Pani”), lecz na próżno. W sklepie panował kompletny chaos, mimo to ludzie z całej okolicy przychodzili robić zakupy właśnie tutaj, ponieważ Raj każdemu potrafił poprawić humor.
Teraz stał na rozkładanej drabince i rozwieszał świąteczne dekoracje. Mówiąc „świąteczne” tak naprawdę mam na myśli to, że używał transparentu z napisem „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin”, na którym „urodzin” za pomocą korektora i długopisu zamienił na słowo „Świąt”.
Raj ostrożnie zszedł z drabinki, by pomóc Benowi w poszukiwaniach.
– Twój „Tygodnik Hydraulika”… Zaraz, zaraz… niech pomyślę, a sprawdzałeś obok karmelków? – spytał Raj.
– Tak – odparł Ben.
– I nie ma go pod kolorowankami?
– Nie.
– Pod balonówą też sprawdzałeś?
– Tak.
– Bardzo dziwna sprawa, drogi chłopcze. Wiem, że zamówiłem dla ciebie jeden egzemplarz. Hm, tajemnicze zniknięcie… – Raj mówił bardzo powoli, jak to robią ludzie, gdy się nad czymś zastanawiają. – Tak mi przykro, Ben. Wiem, że uwielbiasz ten magazyn, ale nie mam pojęcia, gdzie się podział. Mam za to promocyjną ofertę na zakup rożków.
– Mamy listopad, Raj, na dworze straszna lodówa! – odparł Ben. – Kto by chciał teraz jeść lody?
– Każdy, gdy dowie się o mojej promocji! Posłuchaj tylko: kup dwadzieścia trzy rożki, a otrzymasz jeden gratis!
– A po co mi dwadzieścia cztery rożki?! – roześmiał się Ben.
– No, nie wiem. Może zechcesz zjeść tuzin od razu, a pozostałe dwanaście schowasz do kieszeni na później?
– To strasznie dużo rożków, Raj. Dlaczego tak ci zależy, żeby się ich pozbyć?
– Jutro mija termin ważności – wyjaśnił Raj, przeciskając się do zamrażarki, po czym odsunął szklane wieko i wyciągnął pudło z lodami. W jednej chwili cały sklepik spowiła mroźna mgła.
– Spójrz! Najlepiej spożyć przed końcem: piętnasty listopada.
Ben przyjrzał się pudełku.
– Tu jest napisane, że termin przydatności minął piętnastego listopada 1996 roku.
– Cóż – odparł Raj – tym bardziej powinny znaleźć się w promocji. OK, Ben, oto moja ostateczna oferta. Kup karton rożków, a dam ci kolejne dziesięć kartonów za darmo!
– Dziękuję, Raj, ale nie skorzystam. – Ben zajrzał do zamrażarki, ciekawy, co jeszcze mogło się tam czaić. Nigdy jej nie rozmrażano, więc nie zdziwiłby się, gdyby pod lodem znalazł idealnie zachowanego włochatego mamuta z epoki lodowcowej.
– Czekaj – rzekł, przesuwając kilka zaskorupiałych lodów na patyku. – „Tygodnik Hydraulika” tutaj jest!
– A tak, teraz pamiętam – odparł Raj. – Schowałem go tam, żeby nadal był świeży, kiedy po niego przyjdziesz.
– Świeży?
– Przecież sam dobrze wiesz, że nowy numer wychodzi w środę, a już prawie koniec tygodnia. Włożyłem go więc w chłodne miejsce, by zachował świeżość. Nie chciałem, żeby się zepsuł.
Ben nie był pewien, w jaki sposób czasopismo mogło się zepsuć, ale podziękował sprzedawcy.
– To bardzo uprzejmie z twojej strony, Raj. Wezmę jeszcze paczkę karmelowych czekoladek Rolo.
– Mogę ci zaproponować siedemdziesiąt trzy opakowania za cenę siedemdziesięciu dwóch! – zakrzyknął mężczyzna, przywołując na twarz kusicielski uśmiech zawodowego handlowca.
– Nie, dzięki, Raj.
– A tysiąc paczek czekoladek Rolo za cenę dziewięciuset dziewięćdziesięciu ośmiu?
– Nie, dzięki.
– Ben, oszalałeś? To świetna oferta. W porządku, niech ci będzie, ostro się targujesz, chłopie. Milion siedem opakowań czekoladek za cenę miliona czterech. To trzy paczki całkowicie za darmo!
– Jednak wezmę tylko jedną, i czasopismo, dzięki.
– Oczywiście. Już podaję.
– Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie będę mógł przejrzeć „Tygodnik”. Znów muszę cały wieczór przesiedzieć z moją nudną, starą babcią.
Minął już tydzień od ostatniej wizyty Bena i nieubłaganie nadszedł następny straszny piątek. Tym razem jego rodzice wybierali się do kina na – jak to określiła Mama – „komedię romantyczną”. Całowanie, zakochane pary i inne ckliwe bzdety. Obleśna ohyda.
– Tsk-tsk-tsk – cmoknął Raj, kręcąc głową, i wydał chłopcu resztę.
Benowi od razu zrobiło się wstyd. Sprzedawca nigdy wcześniej tak nie zareagował. Jak wszystkie miejscowe dzieciaki, Ben także uważał Raja za „jednego ze swoich”, a nie „jednego z nich”. Był tak pogodny i tak pełen życia, że wydawało się jakby był z innego świata, w porównaniu z resztą dorosłych, którzy sądzili, że mogą na ciebie nakrzyczeć tylko dlatego, że są więksi.
– Chłopcze, to, że twoja babcia jest stara – rzekł Raj – nie oznacza, że musi być nudna. Ja sam też nie młodnieję. A za każdym razem, gdy spotykam twoją babcię, utwierdzam się w przekonaniu, że to bardzo interesująca kobieta.
– Ale…
– Nie bądź dla niej taki surowy, Ben – namawiał Raj. – Wszyscy się kiedyś zestarzejemy. Nawet ty. Jestem