– Owszem.
– Trochę dla ciebie za młoda, czyż nie?
– To nie moja dziewczyna, mamo.
– W takim razie kto?
– Ona… ma na imię Etta.
Mama odłożyła pincetę, po czym usiadła na kanapie naprzeciwko mnie. Wpatrywała się we mnie wygłodniałymi oczami. Wiedziałem, że mnie ma i będę musiał wszystko wyznać.
– Przepraszam. Nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć.
– Powiedzieć co? – spytała cicho.
– Etta to moja córka. Jest twoją wnuczką, mamo.
Przez jakieś pięć sekund dało się usłyszeć, jak rośnie trawa. Mama miała dziwny wyraz twarzy, jakby miała się rozpłakać, zemdleć albo jedno i drugie.
Zamiast tego podskoczyła i mnie przytuliła. Potem uderzyła mnie otwartą dłonią w twarz.
– Ty mały draniu – powiedziała syczącym szeptem. – Dlaczego nic nie powiedziałeś?
– Nie wiedziałem jak.
Chwyciła mnie za nadgarstek i zaczęła nawigować po moim stuku jak zawodowiec. W menu szybko znalazła nagranie wideo z Ettą i obejrzała je ze łzami w oczach.
– Ma jakieś dwa lata. Umie już chodzić. Dwa lata, James? Utrzymywałeś moją jedyną wnuczkę w tajemnicy przez dwa lata?
– Nie, poczekaj – powiedziałem. – To nie tak. Sam dowiedziałem się o niej dopiero parę miesięcy temu.
Opowiedziałem jej historię o szalonej kolonistce imieniem Della, która zabiła mnie kilka razy, po czym celowo zaszła w ciążę. Oczywiście opuściłem ten fragment z zabijaniem, ale nadal nie brzmiało to dla niej najlepiej.
– Ledwie znasz tę dziewczynę? I… zaraz, mówisz, że to dziecko nie przebywa nawet na Ziemi?
– Tak, to właśnie mówię, mamo. Mieszka na Świecie Pyłu… no wiesz, Zeta Herculis. Nigdy jej nawet nie spotkałem. Della dała mi tylko parę zdjęć.
– Jesteś pewien, że to twoje dziecko? To znaczy jest podobna do ciebie, ale ta cała Della nie brzmi jak wiarygodne źródło.
– Chodzi ci o to, że pewnie sypia z wieloma facetami? To prawda. Ale co do ojcostwa jestem pewien. Ojciec Delli to… rodzaj lekarza. Zrobił test DNA.
– Mają twoje DNA?
– Tak.
Prawda była taka, że na Świecie Pyłu mieli mnóstwo mojego DNA, więcej nawet niż ja sam. Zrobili sekcje kilku moich ciał i znali mnie lepiej niż ktokolwiek. Mieli dość cholernego DNA, żeby zbudować sobie nowego Jamesa McGilla, jeśli tylko chcieli.
Moja mama znów się rozpłakała. Próbowałem ją pocieszyć i przesłałem jej wszystkie zdjęcia i filmy, jakie miałem. To chyba jednak niewiele pomogło. Przejrzała je, ale nadal nie była zadowolona.
Gdy się uspokoiła, zjedliśmy obiad i wróciłem do siebie. Szedłem do domu jak pies, który właśnie dostał porządnego kopa w tyłek. Wyglądało na to, że mama dowiedziała się wszystkiego w najgorszy możliwy sposób i podobnie zareagowała.
James McGill znów się spisał.
Tego wieczora do moich drzwi zapukał tata. Wpuściłem go ze sztucznym uśmiechem. Udało mu się odpowiedzieć podobnym.
– Co tam, tato?
Przyglądał mi się przez parę sekund.
– Masz jeszcze trochę tego kiepskiego piwa?
– Jasne.
Podałem mu zimną puszkę, sobie też otworzyłem. Łyknął, po czym odezwał się:
– Twoja matka jest cała w nerwach.
– Tak… Przepraszam za to. Nie chciałem, żeby dowiedziała się w taki sposób.
– Nie chodzi o to, jak jej to powiedziałeś, tylko o same wieści.
– Zawsze sugerowała, że chciałaby zostać babcią. Myślałem, że może się ucieszy, jak się w końcu uspokoi.
– Naprawdę, James? Nasza pierwsza wnuczka tkwi na innej planecie i myślałeś, że to nas uszczęśliwi? Młodsi już nie będziemy. Może nie zauważyłeś, ale się starzejemy. Ty może nie, ale my tak. Nie będziemy czekać wiecznie.
Zmarszczyłem brwi. Miał rację. Służąc przez dłuższy czas w legionach, można było przeżyć sto lat albo i więcej, zachowując młodość. Na przykład centurion Graves miał jakieś siedemdziesiąt do stu lat, ale wyglądał na góra trzydzieści pięć.
Dla kogoś młodego brzmiało to świetnie, ale rodzina i inni ludzie, którzy nie służyli w legionach, starzeli się. Podczas każdej kampanii leciałem do gwiazd i zwykle w jakiś sposób umierałem. Przy użyciu uzyskanych od kosmitów wskrzeszarek legiony odtwarzały dla mnie nowe ciało i umysł. Jako że nie robiono zbyt często kopii zapasowych ciał, zwykle wracałem do życia fizycznie młodszy, niż kiedy opuściłem Ziemię.
Ale w domu w normalnym tempie toczyło się zwykłe, spokojne życie. Moi rodzice cały czas się starzeli. Widziałem to, ale do tej pory tak naprawdę się nad tym nie zastanawiałem.
– Mama chce zobaczyć dziecko? O tym mówisz?
– Oczywiście, że chce – warknął. – Jak możesz być tak inteligentny i tak głupi jednocześnie?
Był wkurzony i miał ku temu dobry powód, więc nie zaprzeczałem. Zamiast odpowiedzieć, wychyliłem resztę piwa i poszedłem po kolejne dla nas obu.
– Już sprawdza ceny lotu na Świat Pyłu – powiedział kilka minut po tym, jak w ciszy wypiliśmy kolejne piwo.
– Co? Chyba żartujesz.
– Nie, nie żartuję. Będzie mnie to kosztować roczną wypłatę.
W głowie miałem plątaninę myśli. Della powiedziała, że ma męża. Nie mówiąc o tym, że gdy ostatnio odwiedziłem Świat Pyłu, nie był miejscem szczególnie przyjaznym dla turystów.
– Tato… powinieneś chyba spróbować ją powstrzymać.
– Nie wiem, czy jestem w stanie.
– Ale, tato, Świat Pyłu… nie jest jak Ziemia. Większość planety to śmiercionośna dzicz. Tamtejsi ludzie nie myślą jak my.
– Oczywiście, że nie. Nie mogłeś się jakoś zabezpieczyć?
– Przepraszam, tato. Wzięła mnie z zaskoczenia.
Parsknął z rozbawieniem i pokręcił głową. Normalnie nie pił zbyt wiele. Postawiłem przy nim na stoliczku kolejne piwo. Po chwili zastanowienia otworzył je.
– Wiesz, o czym mówi już twoja mama? – spytał.
– O czym?
– O przeprowadzce tam. Emigracji. Hegemonia ma nową politykę rządową. Jeśli kupisz bilet w jedną stronę jako kolonista, płacisz połowę ceny. Może być nas stać, jeśli sprzedamy tę ziemię.
Szeroko otworzyłem oczy.
– Ale…
– Owszem, polecę z nią. Teraz wiesz już, dlaczego tyle dzisiaj piję.
Zaczynałem rozumieć. Moją mamę trudno było odwieść od postanowienia. Sam byłem podobny. Ale to było szaleństwo.
– Nie możecie przenieść się na Świat Pyłu. Jest niczym jedna wielka Dolina Śmierci, a nawet gorzej.
– Wiem. Ale większość kolonistów osiedla się na drugiej planecie układu, tej oceanicznej.
Szeroko