Nielegalni. Vincent V. Severski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Vincent V. Severski
Издательство: PDW
Серия: Czarna Seria
Жанр произведения: Зарубежные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788382520842
Скачать книгу
informacji, by jasno stwierdzić, że pracujesz dla obcego wywiadu”. Robiłem głupią minę, która chyba zupełnie nie pasowała do sytuacji. Nie mogłem też zrozumieć, dlaczego rozmawia ze mną w mieszkaniu konspiracyjnym. „Nie odzywaj się, Popow, tylko słuchaj… Wiem, że się nie przyznasz… nie jesteś taki głupi. Na pewno dobrze cię przeszkolili. – Jego ton zupełnie nie pasował do tego, co mówił. – Tylko ja wiem, że pracujesz dla nich. – Pokazał palcem na swoją głowę. – Byłeś w rutynowym rozpracowaniu kontrwywiadowczym… Za mało pewnie piłeś, no… i byłeś jakiś taki inny… nie? – Roześmiał się, jakby to był dobry dowcip. – Zaczęły spływać różne informacje na twój temat i ja to sobie wszystko ładnie poskładałem. Ale sprawy jeszcze nie założyłem! – Powiedział to z jakąś dziwną chytrością w głosie. – I mam nadzieję, że nie będę musiał… Rozumiesz?!”.

      Odezwałem się wtedy po raz pierwszy i jedyny, mówiąc, że nic nie rozumiem, ale on już doskonale wiedział, że rozumiem, że dobrze trafił, no… mniej więcej. Znalazłem się jakby w klinczu i nie mogłem nic zrobić. Cokolwiek bym powiedział czy też w ogóle się nie odzywał, byłem na przegranej. Nie mogłem już gwałtownie zaprotestować. Miałoby to sens tylko na samym początku rozmowy, ale wtedy bym się nie dowiedział, do czego zmierza.

      Musiał mieć jakieś przesłanki, by zdecydować się na to spotkanie. Możliwe też, że po prostu zagrał va banque. Nie sądzę, by byli w stanie namierzyć mnie na podstawie… normalnego operacyjnego rozpracowania. Stepanowycz nie mógłby wtedy schować sprawy pod stół i pokazywać palcem na swoją głowę…

      Przeszedł do sedna sprawy. „Za zdradę ojczyzny trzeba będzie, Popow, zapłacić – powiedział i uśmiechnął się półgębkiem. – Pięć tysięcy dolarów miesięcznie! Teraz rozumiesz… Popow?”.

      Czyżbym się przesłyszał? Szantażować szpiega?! Ale Stepanowycz był całkowicie poważny i zdecydowany.

      „Rozumiem, że będziesz się musiał skontaktować ze swoimi mocodawcami… to oczywiste – ciągnął, jakby był pewny, że wszystko mu się uda. – Pięć tysięcy… to nie jest dla nich zbyt wygórowana suma i zdążą podjąć decyzję do piątku. Nawet pomyślałem, że sam mógłbym popracować za taki grosz. Ale doszedłem do wniosku, że to zbyt ryzykowne. Wolę czysty biznes. Bez zobowiązań. Chuj mnie obchodzi, co robisz, ale kasa ma być regularnie i na czas. Rozumiesz, Popow?! – Był już bardzo agresywny. – Powiedz swoim, że pułkownik Stepanowycz zapewnia ci kryszę! Pamiętaj, że byłem w Afganistanie, w specnazie. Nie próbujcie żadnych sztuczek, to wszystko będzie dobrze i wszyscy będą zadowoleni. Pojmujesz, chłopie?! Masz czas do piątku, potem piszę na ciebie raport i idziesz do pierdla, a może nawet dostaniesz kulkę… ale coś mi się zdaje, że nie będę musiał”.

      Travis odtwarzał rozmowę ze Stepanowyczem i miał wrażenie, jakby to było wczoraj. Był prawie pewny, że niczego nie opuścił. Dochodził już do placu Posztowego, gdy jakiś zagubiony japoński turysta z dużym plecakiem zapytał go po angielsku, gdzie jest Padole. Travis potrzebował chwili, by zauważyć, że ktoś w ogóle czegoś od niego chce.

      Zrobiło się słonecznie i ciepło. Oleg Popow alias Igor Szaniawski był tak pochłonięty myślami o spotkaniu ze Stepanowyczem, że zupełnie zapomniał, by choć trochę się sprawdzać.

      Wszedł na bulwar Sahajdacznego. Był tutaj pierwszy raz. Zaskoczyła go ta ładna, świeżo odremontowana ulica z dziewiętnastowiecznymi kamienicami i eleganckimi sklepami.

      Przeszedł na lewą, oświetloną słońcem stronę. Kijów wyraźnie różnił się od Mińska. Nie tylko pięknym położeniem, ale przede wszystkim historyczną zamożnością. Travis cieszył się widokiem tej ulicy, tak jakby chciał odsunąć od siebie to, co miał obowiązek przemyśleć.

      Dlaczego musiał wyeliminować Stepanowycza? Dopiero teraz dotarło do niego, że kiedy myślał o tym, co się stało, nigdy nie używał słowa „zabić”.

      Nagle po drugiej stronie ulicy zobaczył antykwariat. Od wyjazdu z Polski w żadnym nie był, a w Mińsku nie ma ani jednego antykwariatu z prawdziwego zdarzenia.

      Wszedł do środka i z niekłamaną przyjemnością oglądał wystawione tam przedmioty i obrazy, choć nie było ich zbyt wiele i większość nie zasługiwała na nazwanie ich antykami. Wiele słabych podróbek, obliczonych widocznie na nowobogackich Ukraińców. Mimo to Travis czuł się przez chwilę jak w innym świecie. Przez pół godziny, z przesadnym pietyzmem, dotykał różnych przedmiotów.

      W końcu wyszedł. Zobaczył po drugiej stronie otwarte bistro i pomyślał, że pachnąca kawa byłaby dobrym uzupełnieniem wizyty w antykwariacie.

      Siedział na wysokim stołku pod oknem, naprzeciw swojego niewyraźnego odbicia w szybie, i obserwował coraz liczniej pojawiających się przechodniów, chociaż w bistrze był wciąż sam.

      Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał okłamać Sarę. Początkowo założył, że po prostu jej nie powie. Zrozumiał jednak naiwność tego planu. Musi skłamać, bo musi znaleźć jakiś powód natychmiastowego wyjazdu z Białorusi.

      W sprawie Stepanowycza podjąłem jedyną możliwą decyzję. To była obrona konieczna… czy stan wyższej konieczności. Właśnie! Muszę myśleć tak, jakbym stał przed sądem i miał się sam bronić.

      Zaraz po rozmowie ze Stepanowyczem wywołałem spotkanie z moim oficerem z Warszawy, ale i tak wiedziałem, że nie ma szansy, bym zdążył się z nim spotkać przed piątkiem. Byłem zdany wyłącznie na siebie. Tak naprawdę nie wiedziałem, co Stepanowycz o mnie wie. Wiedziałem, że jest przebiegły i niebezpieczny… Podobno w Afganistanie był jakiś czas zawieszony za, jak to określali, ponadnormatywne okrucieństwo. To nie jest człowiek z zasadami czy ideałami. Do werbunku na agenta absolutnie się nie nadaje. Dlatego przyjąłem założenie, że spełni swoją groźbę… To było realne zagrożenie.

      Pozostały zatem dwa wyjścia: albo zniknę ja, albo on. Moje zniknięcie w ciągu dwóch dni było prawie niemożliwe. Trzeba byłoby również natychmiast wycofać rodzinę Popowów z Homla, ich córkę i jej dzieci. Czyli naszych ludzi, którzy dali mi nową tożsamość. Nie mogłem wykluczyć, że ci wspaniali i odważni staruszkowie i ich córka Wala nie tylko mnie dali nową tożsamość. Gdybym zniknął sam, Stepanowycz natychmiast dotarłby do Popowów. Nie ma najmniejszej wątpliwości! Ich los i może też innych byłby przesądzony. Nie mogłem na to pozwolić, byli moją rodziną. Mieliby nagle wszystko rzucić i uciekać? Dokąd? Do Polski? Jak miałbym im to wytłumaczyć? Nawet nie mogłem jechać do Homla, bo musiałem założyć, że jestem śledzony…

      Ktoś mógłby powiedzieć, że trzeba było dać mu te pięć tysięcy i zyskać miesiąc albo próbować się dogadywać. Ale Stepanowycz nie ma zasad i nie można mu ufać. Jestem przekonany, że brałby pieniądze i cały czas mnie rozpracowywał… przecież nie jest głupi i wie, że szukalibyśmy jakiegoś rozwiązania problemu. Gdyby zatem miał utrzymać swój biznes, musiałby kontrolować sytuację. Przede wszystkim zaś musiałby kontrolować mnie! Wiedzieć o mnie wszystko… A było oczywiste, że ma dobry trop. Nie mogłem ryzykować, że posunie się dalej. Tym bardziej że nie wiedziałem, z jakiego punktu startuje. A może miał wspólnika? Może ktoś jeszcze o tym wiedział? Pewnie zyskałbym na czasie… ale on też! Dobrze wiem, że jest plan mojego wycofania i zatarcia śladów, w tym ewakuacji Popowów. Ale nie w ciągu dwóch dni! Decyduje Centrala. Musiałem podjąć decyzję sam i… jestem świadom konsekwencji. Musiałem to przerwać! Tylko zniknięcie Stepanowycza mogło dać mi czas… teraz nie mam już najmniejszych wątpliwości. Ale wtedy, między środą a piątkiem… nie wszystko było takie oczywiste. Najpierw powinienem był się uporać z samym sobą. Nie stchórzyć! I teraz wciąż nie wiem, czy tak naprawdę nie stchórzyłem. Czy można stchórzyć, jeśli cały czas żyje się w strachu?

      Postanowiłem zrobić to tak, by wyglądało na napad rabunkowy albo porachunki. Nie miałem przecież gotowego planu. Myślałem