Chyłka dopadła go przy placu zabaw.
– Co się dzieje? – rzucił Halski.
Prawniczka zatrzymała się przed nim i z trudem opanowała potrzebę, by przywalić mu z liścia.
– To się dzieje, skurwysynu, że mnie okłamałeś.
– Co?
– Byłeś na imprezie na Mazurach. I nie tylko znałeś Kingę, ale też ją obmacywałeś. Jej koleżankę też.
– O czym ty…
– Są zdjęcia, na których widać cię z nimi, fiucie.
Mirek potarł czoło i spojrzał kontrolnie w kierunku dziennikarzy. Wszyscy byli skupieni na jego bracie, ten jednak wyraźnie szukał go wzrokiem.
– Jebał cię pies – dodała Joanna. – Mimo że byłby to dla niego mezalians.
– Nie cytuj…
– Parafrazuję. I gdyby to zależało ode mnie, już szukałbyś nowego obrońcy.
Patrzyła w jego oczy z niemalejącą chęcią, by mu przyłożyć. Nie, właściwie jeszcze bardziej chciałaby po prostu stanąć przed tymi wszystkimi kamerami i oznajmić, czego najprawdopodobniej dopuścił się ten człowiek.
– To przecież niemożliwe… – odparł Mirek.
– Co? – rzuciła ostro Joanna. – Że ktoś zrobił ci tam zdjęcia? Jednak, kurwa, możliwe, bo sama je widziałam.
– Ale mnie tam nie było.
Chyłka uniosła wzrok i rozłożyła ręce.
– I nigdy nie miałem styczności z tymi…
– Odśwież sobie pamięć – ucięła prawniczka i wyświetliła mu zdjęcia na swoim telefonie.
Halski przez moment przyglądał im się z niedowierzaniem. Powiększał obraz, zbliżał komórkę, mrużył oczy, aż w końcu pokręcił głową i oddał smartfon Chyłce.
– Dobrze wiesz, że takie zdjęcie można spreparować – zauważył. – Tak samo jak zeznania.
Joanna trwała w absolutnym bezruchu, słysząc dźwięk fleszy dochodzących od strony fontanny.
– To nie jest żaden dowód na…
– Jest – przerwała mu.
– Ale nie niepodważalny.
– Wystarczający, żebym ja uwierzyła w ich wersję – rzuciła Chyłka. – A skoro tak, to tym łatwiej będzie przyjąć ją sądowi.
Halski zmarszczył czoło, przyglądając jej się tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Spodziewała się, że usłyszy litanię żalów na temat tego, jak bardzo to nieprofesjonalne ze strony obrońcy i jak dalece zawiódł się na kimś, kogo postrzegał jako profesjonalnego prawnika.
Zamiast tego Mirek w milczeniu skinął ręką na jednego ze sztabowców i przywołał go do siebie. Młody chłopak podał mu czarną torbę naramienną, a Halski przez moment w niej grzebał.
– Jeśli szukasz jakichś resztek godności, to tracisz czas.
– Szukam czegoś, co pozwoli ci spojrzeć na to z innej perspektywy.
– Niby jakiej?
– Mojej – odparł Mirek i wyciągnął z torby kilka kartek. – Nigdy nie spotkałem tych dziewczyn. Nie było mnie tam, rozumiesz?
Nie dając jej szansy na odpowiedź, podał Joannie dokument, który wyciągnął z torby.
– Co to ma być? – spytała Chyłka, przesuwając wzrokiem po tekście.
– Popytałem trochę i udało mi się dowiedzieć, kiedy konkretnie odbywała się ta impreza. Zacząłem więc ustalać, co ja sam wtedy robiłem, i okazało się, że…
– Masz alibi? – dokończyła za niego z niedowierzaniem.
Pokiwał głową w milczeniu.
– I to nie byle jakie – powiedział. – Od samego ówczesnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, a dziś wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego.
W krótkim piśmie rzeczony polityk potwierdzał, że w interesującym ich czasie, prawie dwadzieścia lat temu, spędził cały weekend z Mirosławem Halskim.
– I tak po prostu to pamięta? – spytała Chyłka. – Po takim czasie?
– Wbrew pozorom o to nietrudno, bo ta data to rocznica jego poznania się z żoną – odparł bez emocji Mirek. – Co roku spędzają ten dzień w innym miejscu, a szczęśliwie dla mnie, kiedy odbywała się tamta impreza na Mazurach, ja byłem z nimi w Zakopanem.
Joanna jeszcze raz spojrzała na trzymaną przez siebie kartkę. Gdyby nie widniał na niej podpis kogoś tak ważnego, jak wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, podałaby wiarygodność autora w wątpliwość. Trudno było jednak przyjąć, że tak prominentny polityk skłamałby na piśmie tylko po to, by chronić kumpla.
– Nie mogłem być w dwóch miejscach jednocześnie, prawda? – dodał Halski.
– Muszę to potwierdzić.
– Spójrz na pozostałe dokumenty. Udało mi się znaleźć kilka osób, które były wtedy u Szajnera, i mogą poświadczyć, że daty się zgadzają.
Chyłka szybko przekonała się, że miał rację.
– Do tego dołączyły dobrowolne zapewnienie, że nie widziały mnie na tamtej imprezie – dorzucił Halski i zbliżył się o krok do Joanny. – Czego więcej potrzebujesz, żeby zrozumieć, że ktoś mnie wrabia?
2
Wrzeciono, Bielany
Kordian wyszedł z mieszkania Asi na wciąż trzęsących się nogach. Nigdzie nie dostrzegł Zawady, więc zamknąwszy drzwi, oparł się o nie i zastygł w kompletnym bezruchu.
Wciąż nie docierało do niego to, co usłyszał. Wydawało się to po prostu niemożliwe – było jak zły sen, który rano jest równie wyraźny jak rzeczywistość i przez cały dzień nie pozwala o sobie zapomnieć.
Kordian w końcu poluzował krawat i ruszył schodami w dół. Wzdrygnął się, kiedy rozległ się dzwonek jego komórki, i natychmiast zaschło mu w ustach, bo uświadomił sobie, że dzwoni Chyłka.
Zatrzymał się i oparł o klejącą się balustradę. Zrobił wszystko, by nie dać po sobie poznać, w jak głębokim szoku się znajduje.
– Przysięgam, Zordon – mruknęła. – Wrzucę go do wora, a wór do jeziora.
– Co? Kogo?
– Halskiego.
Nie takiej reakcji się spodziewał. Po tym, czego się dowiedziała i co zobaczyła, raczej nie powinno jej być do śmiechu.
– O czym ty mówisz?
– O tym, że Mirek ma dość dobre alibi.
– Ale zdjęcie…
– Trzeba będzie dać je do badania, bo wygląda na to, że może być zmontowane – ucięła Joanna. – Wziąłeś je od Aśkanny?
Właściwie była to ostatnia rzecz, o której myślał.
– Nie – odparł. – I wątpię, żeby mi się udało. Dość szybko uświadomiła sobie, że nie powinna w ogóle nam tego pokazywać.
Chyłka zaklęła cicho.
– Wyciągnąłeś