Kordian zaczął obracać menu na stole.
– Myślisz, że któryś z imiennych partnerów naprawdę…
– Nie wiem, Zordon – ucięła Chyłka. – Ale jeśli tak, to z pewnością nie wylądowaliśmy w KMK bez powodu. Ci ludzie muszą mieć wobec nas jakieś plany.
To, że Konsorcjum poprzez Miłosza Nachurnego zniszczyło Żelaznego & McVaya, nigdy nie ulegało żadnej wątpliwości. Jednak to, że na czele mógłby stać Kosmowski, Messer lub Krat, wywracało wszystko do góry nogami.
– Zastanówmy się – dodała Joanna. – Kto jeszcze używał tej nazwy albo słyszał, jak my to robimy?
– Paderborn i Paulina Feruś, to jasne.
– Ale oni też nie bawiliby się w wysyłanie wiadomości przez Żelaznego.
Oryński kiwnął głową i odłożył kartę dań.
– A sam Żelazny? – podsunął. – On też wiedział o sprawie. Oprócz niego jeszcze Nachurny i Omej.
– Omej?
– Wiesz, ten agent Karaś, który…
– Nie zapominam ludzi, Zordon, nawet jeśli są oślizgłymi glizdami – przerwała mu Joanna. – Nie przypominam sobie tylko, żebyśmy wspominali przy nim o Konsorcjum.
– My nie. Ty tak.
Zmrużyła oczy, jakby niejasno coś kojarzyła.
– No i jest jeszcze Szymon Bloch – dodał Oryński. – Który właściwie mógłby wysłać taką wiadomość. Pewnie wciąż siedzi gdzieś zaszyty i obawia się o własne życie.
– Tym bardziej nie wysyłałby listu.
– Nawet gdyby jakimś cudem udało mu się odkryć, kto stoi na czele Konsorcjum? – spytał Kordian. – Nie olałby tego tak po prostu. Spróbowałby nam to przekazać, może właśnie przez Żelaznego, żeby uniknąć bezpośredniego kontaktu.
Chyłka przesunęła ręką po krótkich włosach, a potem rozejrzała się za kimś z obsługi.
– Dajecie tu jeść czy trzeba sobie coś, kurwa, upolować? – rzuciła w kierunku dziewczyny stojącej przy stoliku obok.
Ta szybko skończyła obsługiwać tamtego klienta i podeszła do dwójki prawników. Zanim Chyłka zdążyła uraczyć ją kolejnym przejawem swojego uroku osobistego, Kordian uznał, że najlepiej, jeśli to on złoży zamówienie.
– Ja poproszę quinoa burgera – powiedział szybko. – A dla mojej narzeczonej będzie hickory-smoked barbecue combo.
– Duo czy…
– Trio – uciął szybko. – Bez sałatki cytrusowej. I bez fasolki.
– Będzie coś do picia?
– Dwa piwa – wyrwała się do odpowiedzi Chyłka.
– Jedno. Dziękujemy.
Dziewczyna również podziękowała, a Joanna złożyła dłonie na stole i popatrzyła z uznaniem na Oryńskiego.
– Pomijając kwestię alkoholu, muszę sobie oddać, że dość dobrze cię wytresowałam.
– Chciałem tylko zaoszczędzić tej Bogu ducha winnej dziewczynie traumy na całe życie.
– I przy okazji sprawiłeś sobie nieco satysfakcji, tytułując mnie swoją narzeczoną.
– Bo brzmi to całkiem nieźle.
Chyłka uśmiechnęła się nieznacznie, ale szybko spoważniała, wbijając spojrzenie w listę nazwisk na telefonie. Któraś z tych osób musiała wysłać Żelaznemu list. Ale która? I skąd czerpała wiedzę?
Oryński obrócił komórkę w swoją stronę i przesunął wzrokiem po wykazie.
– Najbardziej prawdopodobny wydaje się Szymon – mruknął.
– Tyle że on nie miałby powodu, żeby kontaktować się przez Żelaznego. Po pierwsze go nie zna, a więc mu nie ufa. Po drugie znalazłby lepszy sposób, żeby się do nas odezwać.
Kordian zaklął cicho, przyznając jej rację. Sięgnął za pazuchę marynarki i wyjął blister tabletek, po czym posłał pytające spojrzenie Joannie. Skinęła lekko głową.
Od jakiegoś czasu przyjmował xanax w takich dawkach, jakie zaleciła mu lekarka. Nie czuł tego, co dawniej – momentami właściwie wydawało mu się, że tabletki nie działają. Nie miał jednak zamiaru wracać do miejsca, z którego udało mu się uciec.
– Sprawdzimy te wszystkie osoby – powiedziała Chyłka. – I zrobimy to tak, żeby nikt nie miał o tym bladego pojęcia.
Kordian przez moment milczał.
– Zresetować cię? – rzuciła po chwili Joanna.
– Zastanawiam się, czy Żelazny po prostu tego nie wymyślił.
– Po jaką cholerę miałby to robić?
– Choćby po taką, żeby nastawić nas negatywnie do szefostwa i…
– Do tych trzech tępych chujów? – obruszyła się Chyłka. – Mnie nie da się bardziej negatywnie do nich nastroić. I Artur zdaje sobie z tego sprawę.
Oryński znów musiał przyznać, że to ma ręce i nogi. Żelaznemu zwyczajnie brakowałoby powodu, żeby coś takiego wymyślać.
Kiedy kelnerka zjawiła się z zamówieniem, Kordian oparł się bezsilnie o stół. Nie miał przesadnie wielkiego apetytu – Chyłka tradycyjnie wprost przeciwnie. Ledwo znalazł się przed nią talerz wypełniony mięsem, zabrała się do roboty.
– W takim razie to prawda – odezwał się.
– Hę? – rzuciła z pełnymi ustami.
– Facet, który steruje całym Konsorcjum, jest też naszym szefem.
– No – odparła Joanna, wybierając widelcem kolejną ofiarę. Tym razem padło na kawałek ręcznie szarpanej wieprzowiny. – I szamaj, bo ci ta imitacja burgera wystygnie.
Oryńskiego nadal niespecjalnie interesowało to, co miał na talerzu.
– Który z nich? – spytał, wbijając wzrok w sufit. – Kosmowski jest za młody, chociaż z drugiej strony… dlaczego to miałaby być przeszkoda? Messer z pewnością by się nadawał, przynajmniej pod względem charakteru. Bliżej mu do mafiosa niż prawnika. A Krat? Niby najmniej parszywy z całej trójki, ale może właśnie dlatego, że steruje nielegalną organizacją.
– Skończyłeś trajlować?
Kordian potrząsnął głową i w końcu sięgnął po burgera. Po pierwszym kęsie jego apetyt nieco się rozbudził.
– Dojdziemy do tego – odezwała się Joanna. – Ale najpierw rozwiążmy inną kwestię.
– Jaką?
– Rozbieżności w zeznaniach. Twoich.
Oryński przełknął niepewnie kęs. Doskonale wiedział, do czego zmierza Chyłka.
– Więc kiedy ostatnio widziałeś Asiannę? Dziesięć czy sześć lat temu? Nie machnąłeś się, to zbyt duża różnica.
– Cóż…
– Poświadczyłeś nieprawdę, a za to może spotkać cię w najlepszym przypadku embargo łóżkowe na cały miesiąc. O najgorszym nie chcesz nawet wiedzieć.
Kordian odłożył wegetariańskiego burgera na talerz i wytarł dłonie serwetką.
– Od dziesięciu