Wyszedłem z wprawy, bladź? – pomyślał i chciał pokręcić głową, ale nie mógł.
– Odpuść! – wycharczał mu do ucha Reza. – Nie chcę cię zabijać – dodał. – Rozumiesz, Ruski?
– Rozumiem – odparł Jagan z twarzą dociśniętą do ziemi.
Wiedział, że Pers ma ochotę zwolnić uchwyt i szuka fortelu, bo nic więcej nie może zrobić. Utkwili w klinczu. Żeby zdobyć broń, musiałby puścić Jagana, a nie wiadomo było, gdzie leży pistolet.
– Zwolnię uchwyt, a ty się nie ruszaj… – wydusił z siebie Pers i wypuścił powietrze. – Nie ruszaj się, dobrze?
– Dobrze, puść, bladź. – Jagan pomyślał, że wtedy będzie mógł sięgnąć po kizlyara, którego Pers najwyraźniej nie zauważył. – Puść – powtórzył przez zaciśnięte gardło i przeciwnik rzeczywiście zwolnił mu lewą rękę.
Uścisk zelżał i Jagan mógł już swobodnie oddychać. Zaczęli powoli się od siebie odsuwać. Dopiero teraz obaj spostrzegli, że pistolet Jagana leży ledwie półtora metra od nich. Czas jakby się zatrzymał, a sekundy płynęły jak godziny, i każdy z nich się zastanawiał, czy zdoła zrobić to pierwszy. Wpatrzeni w pistolet, myśleli tak samo i o tym samym. Byli jak jedno nabrzmiałe ciało, które za chwilę eksploduje. Reza mógł jednak łatwiej dosięgnąć broni.
Pers nie widział, kiedy Jagan delikatnie opuścił lewą dłoń i opuszkami palców dotknął rękojeści noża. I chociaż miał rękawiczkę, wyraźnie czuł jego potężną moc. Sama świadomość, że kizlyar jest przy nim, ratowała mu nieraz życie, dodawała siły. I tak też powinno być teraz – pomyślał i wyszarpnął nóż.
Już miał pchnąć Persa, ale poczuł opór i ucisk na nadgarstku. Reza zdążył zablokować cios. Jagan z całej siły napiął ramię, ale posunął się niewiele. Wiedział, że Pers zaraz ruszy do kontrataku, i spróbował wyszarpnąć drugą rękę, by pchnąć nóż obiema. Udało mu się i był coraz bliżej ciała, jednak Reza przerzucił prawą dłoń i chwycił za ostrze. Teraz obaj trzymali nóż oburącz. Pers był bardzo silny, ale Jagan wiedział, co powinien zrobić. Z całej siły wykręcił rękę w prawo i wymsknął się przeciwnikowi, ale niemal jednocześnie usłyszał jego krzyk i poczuł mocne uderzenie łokciem w mostek.
Zrobiło mu się ciemno w oczach i stracił oddech, ale noża nie puścił. Pers poderwał się i rzucił w stronę okna. Jagan zobaczył jeszcze jego plecy i pomyślał, żeby cisnąć nożem, ale nie zdążył.
Walka trwała może minutę. Jagan siedział na podłodze, łapał oddech i czuł się, jakby przebiegł trzydzieści kilometrów w pełnym oporządzeniu. Właściwie powinien pobiec za Persem, bo może ten zdobędzie broń i wróci, ale zrezygnował. Sam nie wiedział dlaczego. Był pewny, że Reza nie wróci. Po chwili usłyszał odjeżdżający samochód.
To była prawdziwa walka – pomyślał z satysfakcją i wyciągnął rękę po plecak. Nagle zauważył, że jego dłoń jest mocno zakrwawiona. Uważnie zbadał ją wzrokiem, ale nie czuł żadnego bólu, nie znalazł też rany. Obejrzał nóż, który wciąż trzymał w lewej dłoni, i on też był zakrwawiony. Więcej śladów znalazł na spodniach.
Musiałem go zranić, bladź.
Przypomniał sobie, że Pers trzymał nóż za ostrze.
Chyba lekko, skoro tak sprawnie przesadził okno – pomyślał, sięgając po pistolet.
Tuż obok giurzy, którą oświetlał snop światła z leżącej na ziemi latarki, zobaczył dziwny mały przedmiot. Wziął go do ręki i ze zdumieniem stwierdził, że to palec. Dla pewności obejrzał swoje dłonie w rękawiczkach. Żadnego nie brakowało.
O, bladź… Mam jego palec.
Obejrzał go dokładnie.
Ciekawe, który to. Nie wygląda na kciuk.
Ściągnął rękawiczkę i przymierzył odcięty palec do swoich.
– Chyba mały… Odcięty w trzecim zgięciu, bladź – mruknął i schował go do kieszeni. – Przyda się – dodał.
Zrobiło mu się żal Persa.
Blizna na twarzy, na ramionach to rozumiem, ale mały palec? – pomyślał i zaczął się zastanawiać, jak on by potraktował taką niehonorową ranę.
Jagan wrócił do Rubieży znacznie wcześniej niż zwykle i od razu poszedł do majora Gurbienki. Major spał, ale nie zaprotestował, kiedy Jagan szarpnął go za ramię. Do tej pory zdarzyło się to tylko dwa razy: gdy zdobył informacje o planowanym zamachu na lekarza z bazy i o podstawieniu samochodu pułapki pod punkt kontrolny.
Major Gurbienko tylko w oczach niewtajemniczonych uchodził za zwykłego wojskowego emeryta desantu WDW. W rzeczywistości był doświadczonym oficerem operacyjnym GRU i żołnierzem specnazu, a chorąży Andriej Trubow – jego współpracownikiem.
Tym razem Jagan wyglądał na wyjątkowo poruszonego.
– Major! Daj stakan! – zażądał, siadając za stołem. Nawet się nie rozebrał, tylko zdjął kominiarkę i położył na stole wintorieza.
Major bez słowa wlał mu pół szklanki i usiadł naprzeciwko.
– Co się stało, Andriusza? – zapytał dla porządku.
Jagan wyraźnie szukał natchnienia w wódce. W końcu powoli podniósł szklankę i z namaszczeniem wlał sobie jej zawartość do gardła. Po chwili wypuścił powietrze i dopiero teraz spojrzał na Gurbienkę. Wsunął rękę do kieszeni na piersi, pogrzebał chwilę i położył na stole pięść. Otworzył ją i Gurbienko zobaczył ludzki palec. Ze zdumienia otworzył szeroko oczy.
– To twój? – zapytał.
– Mój? – Jagan podniósł dłonie, żeby pokazać dziesięć palców. – Jednego Persa.
– Irańczyka? – Gurbienko nie krył zaskoczenia. – Jakiego znowu Persa? O czym ty mówisz, Andriusza? Obciąłeś palec Irańczykowi? Po kiego? Przesłuchiwałeś go? I co? – Spojrzał na pustą szklankę. – Ja pierdolę, też się napiję, a ty opowiadaj.
Wstał i nalał sobie wódki. Teraz Jagan czekał. Dopiero gdy wypili, zaczął mówić.
– Wszystko mam nagrane, potem obejrzymy, ale sprawa jest ciekawa i wygląda tak…
Zrelacjonował wszystko, począwszy od chwili, kiedy wyszedł z obozu. Nie pomijał żadnego szczegółu, który jego zdaniem miał znaczenie, więc major się przygotował na dłuższe słuchanie.
Jagan zawsze tak opowiadał, bo uważał, że to jego praca, za którą otrzymuje wynagrodzenie, i musi być uczciwy, czyli niczego nie pomijać. Gurbienko o tym wiedział i czekał cierpliwie. Lubił nawet te jego opowieści, długie, szczegółowe, ale czytelne i logiczne. Jagan przejawiał niewątpliwy talent w postrzeganiu i opisywaniu rzeczywistości, często nawet nie wiedział, że jego obserwacje mają wartość wywiadowczą. Dlatego major zawsze go nagrywał.
– Te rzeczy miał przy sobie ten zabity z Daesh. – Jagan położył na stole portfel, notatnik i smartfon. – A to mieli tamci, których kropnąłem przy samochodzie. – Wysypał z plecaka na stół mnóstwo drobiazgów, w tym dwa notatniki i trzy smartfony. – I co to, do kurwy nędzy, są te Siły Ghods? W życiu nie słyszałem. Jakiś klub irańskich zapaśników?
– Nooo… piękny urobek,