– Oby – szepnąłem złowieszczo i ponownie usiadłem w skórzanym fotelu, odwracając się od niego. Wbiłem wzrok w rozpościerające się na całej ścianie okno, spoglądając na tętniący życiem Manhattan, nad którym dumnie królował Empire State Building. Tym samym dałem mu do zrozumienia, że nasza rozmowa dobiegła końca.
Gdy mój, już teraz były, prawnik zostawił mnie samego, zabrałem się do studiowania nowych faktów o rodzinie, którą zamierzałem doprowadzić do ruiny. Kilka nowych informacji było nad wyraz ciekawych. Henderson lubił ekskluzywne dziwki i hazard. Brak ostrożności i zbyt duża pewność siebie usypiają czujność, uśmiechnąłem się pod nosem, oglądając kompromitujące, wręcz odpychające zdjęcia Thomasa Hendersona. Patrzyłem na starca klęczącego przed odzianą w czarną skórę i lateks kobietą. Był nagi, usta miał zakneblowane czerwoną kulką, a domina chłostała go pejczem. Nawet nie zamierzałem wyobrażać sobie, czego dopuszcza się ten stary zboczeniec, by zaspokoić pragnienia. Z obrzydzeniem odrzuciłem zdjęcia na bok i sięgnąłem po coś, co interesowało mnie znacznie bardziej. Olivia. Jego córeczka. To z pozoru nieskazitelna młoda kobieta, której niewiele można było zarzucić. Byłem jednak pewien, że ma coś do ukrycia. W końcu każdy z nas skrywa jakieś grzechy, których pieczołowicie strzeże, i ona z pewnością nie stanowiła wyjątku. Maska grzecznej dziewczynki prędzej czy później miała zostać zerwana, obnażając brzydotę i grzeszność, jaką naznaczona jest ta rodzina.
Wiedziałem, że jej pasją było jeździectwo. Dlatego zacząłem inwestować w konie czystej krwi arabskiej i angielskiej, których pozazdrość mógł mi niejeden hodowca. Szczerze powiedziawszy, dość szybko pokochałem zarówno te stworzenia, jak i jazdę w siodle. Lubiłem wyrwać się za miasto, do Berne, gdzie znajdowała się moja mała stadnina. Lubiłem się odstresować, galopując po równinach, lasach i pagórkach. Choć nauka jazdy konnej stanowiła część planu, nie wiadomo kiedy stała się moją ulubioną rozrywką. Wiedziałem, że Henderson lubił wyścigi, więc jakiś czas temu zacząłem też wystawiać w zawodach swoje wierzchowce. Starałem się, by moje nazwisko wpadało w jego uszy jak najczęściej.
Uśmiechnąłem się do siebie, zamykając teczkę. Podszedłem do wiszącego na ścianie sejfu i umieściłem ją obok pięciu innych, które się tam znajdowały. Wszystkie zawierały informacje o członkach rodziny Hendersona. Posiadałem nawet szczegółowe dane o jego pracownikach. Taki już byłem – jeżeli cokolwiek rozpoczynałem, musiałem być do tego perfekcyjnie przygotowany.
– Brianie, czy masz ochotę na kawę? – usłyszałem głos Margaret. Nie był oficjalny, lecz ciepły i opiekuńczy.
Zamknąłem sejf i podszedłem do biurka, gdzie wcisnąłem przycisk interkomu.
– Nie, Margaret. Dziękuję – odpowiedziałem.
– To może coś zjesz? Cały dzień siedzisz tam zamknięty, zasłabniesz z przemęczenia – zrzędziła, ale wiedziałem, że chciała dobrze.
Przewróciłem oczami i westchnąłem głośno, co było błędem, ponieważ zaraz po tym zaczęła swój nigdy niekończący się wykład.
– Mój drogi, nie ma co wzdychać, nie masz już dziesięciu lat. Regularne jedzenie jest bardzo ważne, nie tylko ze względów fizycznych. Musisz się odżywiać…
– Okej, Margaret – wszedłem jej w słowo. – Pójdę za chwilę coś zjeść, nie kłopocz swojej ślicznej główki moim pustym żołądkiem.
– Na pewno pójdziesz? – naciskała.
– Tak, pójdę – obiecałem, wiedząc, że nie da mi spokoju, dopóki nie zrobię tego, czego chce.
– Masz mi przysłać zdjęcie tego, co zamówisz. Bo inaczej przyjdę na Upper East z moją zapiekanką makaronową i zmuszę cię do jedzenia.
– O nie! – powiedziałem z udawanym przerażeniem. – Tylko nie to. Przysięgam, już jadę do Fire Bird i należycie się posilę.
– Masz za czterdzieści minut jeszcze jedno spotkanie. Pamiętaj, przychodzi pani Newton, która ma przeprowadzić z tobą wywiad do „Daily News”.
– Dziękuję za przypomnienie. Zdążę do tej pory wrócić.
Nie lubiłem wywiadów, zdjęć, imprez charytatywnych i innych form pajacowania przed ludźmi. Starałem się ograniczyć te cyrki do absolutnego minimum. Niestety czasami trzeba zacisnąć zęby i założyć maskę, by móc wspiąć się jeszcze wyżej.
Uporządkowałem biurko i skorzystałem z toalety. Zgarnąłem z wieszaka marynarkę i poprawiłem krawat, po czym nieśpiesznie wyszedłem z gabinetu.
– Aha, Margaret. – Zatrzymałem się przy jej biurku. – Poszukaj, proszę, trzech najlepszych prawników w tym mieście i umów mnie z nimi na jutro. Najlepiej na godzinę piętnastą trzydzieści, niech się nie spóźnią.
– Już dwóch zwerbowałam – oświadczyła z zadowoleniem. – Po przygotowaniu wszystkich papierów potrzebnych do odprawy i poinformowaniu kadry o zwolnieniu Andrewsa. Wiedziałam, że będziesz kogoś potrzebował na jego miejsce. – Na jej twarzy zagościł przebiegły uśmiech.
– Wyjdź za mnie – zażartowałem.
– Jesteś dla mnie za stary i za brzydki, chłopcze. – Jej uśmiech zmienił się w figlarny.
Chwyciłem się teatralnie za serce, kiwając głową z nieskrywanym żalem.
– Masz rację, jesteś dla mnie zdecydowanie za dobra. – Puściłem jej oczko i ruszyłem w kierunku windy.
Kiedy przechodziłem koło lady recepcji, siedząca za nią Jennifer wstała i skłoniła mi się lekko.
– Panie Wild.
Nie odpowiedziałem. Pracownicy uważali mnie za zimnego, bezwzględnego, wywyższającego się tyrana. Nie przeszkadzało mi to, bo właśnie tak chciałem być postrzegany. Prawdziwego mnie znała tylko jedna osoba – Margaret. Z życia wyciągnąłem bardzo istotną lekcję: nie ufać. Ponieważ ufać komuś to tak jakby dać mu do ręki odbezpieczoną broń. Dawniej do tego wąskiego grona należał również mój brat, ale odkąd zaczął obwiniać mnie o każde nieszczęście i potknięcie w swoim życiu, nasza relacja sprowadziła się jedynie do przelewania przeze mnie pieniędzy na jego konto.
Margaret znałem od trzynastu lat. Pomogła mi podczas jednego z najcięższych okresów w życiu. Dzięki niej i jej wsparciu doszedłem tak daleko. Nie zawsze pochwalała moje postępowanie i nie o wszystkim wiedziała, ale jest jedynym światłem, które rozświetla mój mrok. Zastępowała mi matkę i robiła to tak, że kobieta, która wydała mnie na świat, mogłaby się od niej uczyć. Była silniejsza, wytrwalsza, a przede wszystkim nigdy nie odebrałaby sobie życia, będąc w zamkniętym domu z dzieckiem. Dzieckiem, które tkwiło z jej rozkładającym się ciałem przez cztery pieprzone dni. Dzieckiem, dla którego dałbym się zabić, a które znienawidziło mnie najbardziej na świecie.
Jestem, kim jestem, i tego nie zmienię. Żyję tylko po to, by zniszczyć i doprowadzić Thomasa Hendersona do takiego samego stanu, do jakiego on doprowadził moją matkę, Astona i mnie. Przez jego chciwość moja rodzina przestała istnieć – stało się tak z dniem, kiedy zachłanność Thomasa zabiła mojego ojca – więc teraz musiał za to zapłacić.
Drzwi windy otworzyły się i pewnym krokiem ruszyłem naprzód. Ludzie rozstępowali się na boki, kiedy szedłem. Kobiety bezwstydnie próbowały skupić na sobie moją uwagę, co było bezzasadne. Jeśli czegoś chciałem, to to brałem, nikt i nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Dotyczyło to również kobiet.
– Panie Wild, samochód czeka – oznajmił portier, otwierając przede mną drzwi budynku i wskazując czarną limuzynę zaparkowaną przy krawężniku.
– Dziękuję,