Wełniany Ogon wystąpił przed Hikorowego Nosa.
– Dlaczego nie ostrzegłaś nas, że nie dostaniemy nowego ucznia?
Trzcinowe Pióro zrobił krok w przód.
– Czy gdybyśmy to zrobili, łatwiej przyszłoby wam się z tym pogodzić?
Śliwkowy Pazur krzyknęła ze szczytu jaru:
– Przynajmniej wiedzielibyśmy, że wciąż nas szanujecie!
Wrzosowa Gwiazda uniosła brodę.
– To jasne, że Klan Wiatru szanuje swoich podkopków – rzekła stanowczo. – Gdy pora nagich drzew przynosi nieskończone księżyce śniegu, wy przynosicie zdobycz. Cenimy wasze umiejętności i chcemy wam pomóc w ich podtrzymaniu podczas przyszłych księżyców.
Z gardła Wełnianego Ogona dobył się groźny pomruk.
– Tylko jak, skoro nie pozwalacie nam szkolić nowych uczniów?
– W końcu będziecie mieli nowych adeptów. – Wrzosowa Gwiazda smagnęła powietrze ogonem. – A póki co, ceremonia dobiegła końca. Pokażcie swoim uczniom ich terytorium – rzekła do Pochmurnego Pędu. Skłoniła się przed Osikowym Zachodem i Skowronim Pluskiem. – Wyszkolcie ich dobrze.
Wyżek poczuł ukłucie niepokoju, gdy Pochmurny Pęd wyskoczył z jaru i poprowadził Rogatą Łapę do wyjścia z obozu. Żytnia Łapa i Łania Łapa podążyły ich śladem wraz ze swymi mentorami.
W jaki sposób podkopki znajdą nowych uczniów? – zastanawiał się kociak. Ryjówek i Kaszelek zostaną sprinterami. Czy Wyżek sam będzie musiał na własną łapę kontynuować tradycje podkopków i pielęgnować ich umiejętności?
Kaszelek przywarł do niego.
– Piaszczysty Kolec upewni się, że Wrzosowa Gwiazda przydzieli ci mentora spośród podkopków, gdy dojdzie do twojej ceremonii nadawania imienia.
Wyżek starał się zabrzmieć entuzjastycznie:
– Taaak.
Czy naprawdę chciał spędzić resztę swych księżyców, kopiąc doły i targając kamienie?
– Czerwony Pazurze, Jabłkowy Świcie i Zajęczy Locie! – Trzcinowe Pióro przywołał wrzosowych sprinterów. – Mamy mało zapasów na stercie zdobyczy. Musimy zapolować.
Czerwony Pazur pociągnął nosem i mruknął:
– W taką pogodę łatwo będzie wyczuć królika.
Jabłkowy Świt wyskoczyła z jaru i pomknęła ku wyjściu, a jej kremowa sierść zyskała różowy odcień w blasku zachodzącego słońca.
Zajęczy Lot szybko ją dogonił i rzekł:
– Zapolujmy tam, gdzie wypiętrzają się skały.
Wyżek tęsknie obserwował, jak mięśnie prężyły się pod brązowym futrem sprintera, gdy kocur błyskawicznie przebył drogę do wyjścia.
Też chcę pędzić po wrzosowiskach, chcę być szarpany przez wiatr i gonić króliki pod rozległym błękitnym niebem – pomyślał.
Czy odnajdzie podobną wolność, pomykając w ciemności przez tunele?
Rozdział 3
Gęsty śnieg pokrył wyższe partie wrzosowiska, ale w osłoniętym obozie trawa i inne rośliny gdzieniegdzie się zieleniły, obiecując nastanie pory nowych liści. Biegając między kępami, Wyżek wyczuwał pod łapkami ukłucia świeżych pędów. Kaszelek pędził przed nim i machając ogonkiem, zanurkował w głąb Jaru Spotkań.
Najmłodszy kociak dotarł do krawędzi i skoczył. Z gracją przeleciał spory dystans, po czym umiejętnie wylądował i mknął dalej bez potknięcia. Kaszelek przyspieszył, wzbijając tumany piasku. Łapki Wyżka zapulsowały z ekscytacji – wciąż doganiał kompana.
Jest o trzy księżyce starszy, a i tak jestem szybszy! – cieszył się. Zaczął jeszcze szybciej przebierać łapkami, widząc, że Kaszelek gramoli się na przeciwległą krawędź jaru.
Bez trudu zdobył w podskokach wzniesienie. Dotarł na szczyt w chwili, gdy towarzysz zabaw zanurkował pod gęste krzewy janowca. Zatrzymał się o długość wąsa od ściany cierni. Z falującym futerkiem pognał wzdłuż szeregu krzewów, machając ogonem.
– Wiem, że tam jesteś, myszko! Zaraz pociągnę cię za ogon.
– Nigdy! – padła odpowiedź.
– Wyłaź i staw mi czoła, królicze serce!
– Spróbuj mnie najpierw dogonić, pysku myszołowa!
Janowiec zaszeleścił, gdy Kaszelek schował się jeszcze głębiej.
Wyżek przywarł do ziemi i zajrzał pod gałęzie.
– Nadchodzę!
Czyjaś łapa przycisnęła mu ogon.
– Zabierasz się do kopania tuneli, Wijku? – prychnął Ryjówek.
Kociak odwrócił się i nastroszył.
– Skończysz wreszcie z tym głupim przezwiskiem? – spytał, prężąc się.
– Ale przecież pasuje do ciebie – odparł kocurek z błyskiem w oku. – Spędzisz życie, grzebiąc pod ziemią!
– Zignoruj go! – zawołał Kaszelek spod janowca. – Dokończmy naszą zabawę.
Wyżek wciąż patrzył w oczy Ryjówkowi.
– Dlaczego się do nas nie przyłączysz? – spytał; zabawa była lepsza od sporów.
– Jestem za stary na zabawy dla kociąt.
Czarno-biały malec zjeżył się sfrustrowany.
– No to dlaczego nie pójdziesz polować z Czerwonym Pazurem? Och, no tak, zapomniałem, jesteś przecież za młody, by opuścić obóz!
Janowiec zaszeleścił za nim, gdy Kaszelek wypełzł, by do nich dołączyć.
– Przestań się zachowywać, jakbyś już był Łapą – zrugał brata. – Miną jeszcze co najmniej trzy księżyce, nim otrzymasz imię ucznia.
– Nie wiem, dlaczego miałbym czekać. – Ryjówek wyprężył się dumnie. – Jestem już niemal tak duży jak Łania Łapa.
– Żaden kociak poniżej sześciu księżyców nie stał się dotąd uczniem – przypomniał Wyżek. – Nie znasz kodeksu wojownika?
– A czy podkopki mają swój kodeks?
Syn Piaszczystego Kolca wysunął pazurki.
– Też jesteśmy wojownikami! – wybuchnął. – Ćwiczymy, by polować i walczyć, tak samo jak wrzosowi sprinterzy. Po prostu mamy dodatkowe zdolności!
– Mówisz o kopaniu? – padło w odpowiedzi. – Króliki też potrafią kopać. To nie jest nic szczególnego.
– Ależ jest! – Wyżka przepełniła furia. – Mój ojciec pomaga budować tunel zaraz na samym dole parowu. Żaden królik by tego nie zrobił. Żaden królik nawet by o tym nie pomyślał! – Nastroszył futerko. Chciał zamaskować gniewem to, że aż zdrętwiał na myśl o przeciskaniu się przez tak długi podkop.
– Tunele to strata czasu – prychnął Ryjówek. – Dobre tylko do chowania.
– Nieprawda! – Jak śmiał zasugerować, że podkopki to tchórze? Przebywanie pod ziemią było dużo straszniejsze niż bieganie po wrzosowisku. –