Kajś. Zbigniew Rokita. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Zbigniew Rokita
Издательство: PDW
Серия: Sulina
Жанр произведения: Языкознание
Год издания: 0
isbn: 9788381911054
Скачать книгу
Zrobią to ćwierć wieku później.

      Wyjeżdżają ci, którzy wyjechać chcą. W pierwszych latach po zamontowaniu szlabanów mniej więcej co dziesiąty mieszkaniec Górnego Śląska opuszcza swój dom i przenosi się na drugą stronę granicy. Ćwierć miliona dusz. W prasie roi się od ogłoszeń z eksodusu. Jeden chce do Niemiec: „Wielki dom naróżny przedni i tylny w bardzo dobrem położeniu, nadający się do każdego przedsiębiorstwa, z wielkim ogrodem owocowym i warzywnym w Tarn. Górach zamieni się na dom lub gospodarstwo na niem. Górnym Śląsku”. A druga bardziej do Polski: „Wdowa z dwojga dziećmi […]. Obecnie posiada w Bytomiu mieszkanie o 2 pokojach i kuchni. Najchętniej chciałabym zamienić moje mieszkanie na takie samo w Katowicach lub w Rudzie. Jestem gotowa także zawrzeć znajomość z przyzwoitym mężczyzną, dobrym katolikiem i Polakiem, który by był pomocny przy przeprowadzce. Późniejsze zamążpójście nie jest wykluczone”12.

      Gros tych, którzy się nie wymienią, osiądzie na lata w naprędce kleconych barakach tuż za granicą. To sytuacja tragiczna, ale daleko jej do apokalipsy, która nadejdzie w roku 1945, gdy na Górnym Śląsku niemieckość, czasem razem ze śląskością, zostanie zaszpachlowana, zeskrobana i wrzucona do głębokich studni.

      W ostropskiej kronice nauczyciel Blasel napisze: „Wielu Polaków z Ostropy, zwłaszcza takich, którzy sporo mieli na sumieniu, szukało ratunku w pośpiesznej ucieczce […]. Po podaniu do wiadomości nowego przebiegu granicy, czyli pozostaniu Ostropy przy Niemczech, Niemcy, którzy byli w czasie puczu ciężko dręczeni, próbowali odpłacić się Polakom za to, co wcześniej wycierpieli”13.

      Ale Urban nie wyjeżdża. Zostaje w swoim domku przy Kirchstrasse, w centrum wsi, u podnóża drewnianego kościoła, w którym żenił się jego teść Josef Krauthakel. Urban zostaje, ale nie wiem, czy to nie nazbyt duże ryzyko. Martwię się o niego. I wiem już, po kim moja prababcia będzie taka uparta, a gdy to piszę, moja narzeczona Martyna mówi mi, że wie z kolei, po kim ja jestem tak uparty.

      Urban zostaje i wstępuje do Związku Polaków w Niemczech. W domowej szufladzie dziesiątki lat przeleży jego legitymacja, a na niej jedyne zdjęcie prapradziadka, jakie kiedykolwiek zobaczę. Jest na nim po pięćdziesiątce, pod nosem rozlewa się rozłożysty wąs à la kajzer i muszę przyznać, że jest pięknym mężczyzną. Szkoda tylko, że ta jedyna fotografia jest urzędowa, tak publiczna, tak bardzo dla wszystkich, a tak mało dla mnie. Tyle razy się w nią długo wpatrywałem, ale trudno mi dostrzec jakikolwiek przemycony przez granicę czasu prapradziadkowy gest, grymas. Nic, co uczyniłoby to zdjęcie choć trochę intymnym.

      Jedyne zachowane zdjęcie Urbana Kieslicha na legitymacji Związku Polaków w Niemczech, ok. 1925

      Źródło: archiwum rodzinne autora

      Wyjeżdża większość nielicznej polskiej inteligencji, ta w międzywojniu będzie znacznie słabsza niż za powstań czy cesarza.

      Granica, która w teorii dzieli żywioły słowiański i germański, w praktyce jest wyznaczona absurdalnie. Przecina żywy organizm. Alianci podejmują taką decyzję, jak biblijny Salomon: „Król rzekł: »Przynieście mi miecz!« Niebawem przyniesiono miecz królowi. A wtedy król rozkazał: »Rozetnijcie to żywe dziecko na dwoje i dajcie połowę jednej i połowę drugiej!«”14. Ale w 1922 roku żadna matka nie powstrzymała ciosu, który spadł na Śląsk. Granica dzieli bez liku zakładów przemysłowych i górniczych, linie kolejowe, drogi, wodociągi. I linie tramwajowe – na przykład tory z polskiego Chorzowa do polskiego Szarleju biegły przez niemiecki Bytom. Gdy pojazd dojeżdżał na granicę, plombowano go na krótki czas przejazdu przez Niemcy, a na stopniach stawał pogranicznik, aby nikt z niego nie wyskoczył, niczego nie wyrzucił.

      Heinz Rogmann przyjeżdża z Breslau na polsko-niemieckie pogranicze w połowie lat trzydziestych, po jego podróży pozostanie album Schlesiens Ostgrenze im Bild (Granica wschodniego Śląska w fotografiach). Wertuję go, żeby znaleźć odcinek biegnący nieopodal Ostropy. Jest. Na jednym zdjęciu linia podziału idzie przez środek studni, na innym przez posesję: na terytorium Niemiec stoi dom, ale już tę część obejścia, na której stoi wygódka, alianci przyznali Polsce. W Niemczech się je, w Polsce wysrywa. Na najbardziej ikonicznej fotografii Rogmanna przy płocie stoi mężczyzna. Pilnuje małego dziecka, dziecko bawi się na ulicy. Dzieli ich metr. On wraz z podwórkiem znajdują się w II Rzeczypospolitej, dziecko w III Rzeszy.

      13

      Rzeczpospolita odradza się jako zlepek ziem odebranych przede wszystkim Rosji (sześćdziesiąt dziewięć procent), potem Austrii (dwadzieścia procent), wreszcie Niemcom (jedenaście procent). Te ostatnie z nowych dzielnic Polski rozwinięte są najlepiej. Poniemiecki Górny Śląsk wraz z kawałeczkiem poaustriackiego Śląska Cieszyńskiego tworzy malutkie województwo, stanowiące około procentu powierzchni kraju (minimalnie powiększy się po aneksji czechosłowackiego Zaolzia, dokonanego wraz z Węgrami i hitlerowskimi Niemcami w ramach rozbioru Czechosłowacji). Za cesarza był to jeden z głównych ośrodków przemysłowych kontynentu. W Historii Górnego Śląska o przyłączeniu regionu do Polski czytam: „Przyniosło to prawie trzykrotny przyrost potencjału przemysłowego Polski, kiedy o znaczeniu gospodarczym państw ciągle decydował ich potencjał industrialny. […] W 1936 roku województwo śląskie dostarczało: 75% węgla kamiennego, 100% koksu, 75% żelaza i stali, 100% cynku, 99% ołowiu i 34% nawozów azotowych produkowanych w Polsce”15. Zdobycie regionu zmienia oblicze Rzeczypospolitej. Bez niego Polska byłaby krajem znacznie bardziej zacofanym, pozbawionym poważnego ośrodka przemysłowego. Górny Śląsk wyznacza reszcie kraju standardy cywilizacyjne. Na przykład pod względem odsetka budynków z dostępem do kanalizacji, wodociągów, prądu, gazu czy wydatków w przeliczeniu na mieszkańca Katowice (powstałe niespełna pięćdziesiąt lat przed wybuchem I wojny światowej) biją na głowę Warszawę i Kraków, nie wspominając już o Lwowie czy Lublinie. Jeśli zaś porównać poziom cywilizacyjny Górnego Śląska z poziomem Polesia czy Wołynia, to różnicę można mierzyć w setkach lat. Wielu historyków jest zgodnych, że bez skrawka Górnego Śląska nie powiodłaby się reforma walutowa Władysława Grabskiego (w 1924 roku ustabilizowała sytuację polityczną i gospodarczą Polski), nie powstałyby czołowe projekty gospodarcze państwa, takie jak Gdynia czy Centralny Okręg Przemysłowy.

      Niemiecki Teatr Miejski w Kattowitz (obecnie Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach), 1907–1911

      Źródło: fotopolska.eu

      Eugeniusz Kopeć w pracy „My i oni” na polskim Śląsku pisał, że Ślązacy byli jedyną „grupą regionalną narodu polskiego”, która podporządkowywała się polskim władzom, stawiając swoje warunki – pacta conventa16. W śląskich pacta conventa są postulaty życia na poziomie przynajmniej takim jak w Niemczech oraz rozmontowanie dotychczasowego sztywnego układu, w którym Ślązacy byli skazani na rolę plebejuszy, i umożliwienie im awansu społecznego.

      Górny Śląsk leżał poza Polską grubo ponad pół tysiąclecia i to nauczyło jego mieszkańców patrzyć na nią jako na coś zewnętrznego. Do dziś są krytyczni wobec Polski w inny sposób niż warszawiacy czy krakowianie. Nie są na Polskę skazani. W XX wieku wielu z nich będzie się czuło jak u siebie w więcej niż jednym państwie – także w Niemczech, a niekiedy jeszcze w Czechosłowacji, Francji czy Belgii. Poza tym domyślam się, że z perspektywy wielu Ślązaków II Rzeczpospolita nie ma u swego zarania monopolu na bycie dysponentem polskości. To nasz dzisiejszy punkt widzenia. Zresztą dla mieszkańców Śląska na początku XX wieku było też wiele wariantów na przykład niemieckości. Austriacki, pruski, nadbałtycki, szwajcarski, któryś z lokalnych, takich jak schönwaldzki, i liczne inne. Do dziś nieustannie padają tu zdania: „U nas na Śląsku jest tak, a w Polsce owak” albo „My jesteśmy tacy, a Polacy tacy”.

      W