TLEILAXANIE
Po nowym gholi Duncana Idaho nie spodziewamy się żadnych niespodzianek. Tleilaxanie pamiętają srogą nauczkę, jaką dał im Pan Leto po ich jedynej próbie zmiany komórek i psychiki oryginału.
Ostatni wysłannik z Tleilaxa ponowił próbę wciągnięcia nas do przedsięwzięcia, którego oficjalnym celem ma być stworzenie czysto kobiecego społeczeństwa, niepotrzebującego mężczyzn. Z oczywistych powodów, w tym z nieufności do wszystkiego, co tleilaxańskie, jak zwykle uprzejmie odmówiłyśmy. Nasza delegacja na Święto Dziesięciolecia Pana Leto przedstawi mu szczegółowy raport.
Pozostajemy w pokorze
matki wielebne Syaksa, Itob, Mamulut, Eknekosk i Akeli
Chociaż może się to wydawać dziwne, wielkie zmagania, takie jak te, które na waszych oczach wyłaniają się z moich dzienników, nie zawsze są widoczne dla ich uczestników. Wiele zależy od tego, o czym ludzie marzą w głębi serca. Zawsze troszczyłem się tak samo o kształtowanie marzeń jak o kształtowanie działań. Między wierszami moich dzienników toczy się walka z postrzeganiem ludzkości przez nią samą – zacięte zmagania na polu, na którym motywy z naszej najmroczniejszej przeszłości mogą wypływać z nieświadomości i stawać się zdarzeniami, które nie tylko musimy przeżyć, ale z którymi musimy się uporać. Ten potwór o głowach hydry zawsze atakuje waszą słabą stronę. Modlę się więc, żebyście po przebyciu mojej części Złotego Szlaku nie byli dłużej niewinnymi dziećmi, tańczącymi w takt niesłyszalnej dla nich muzyki.
– Wykradzione dzienniki
Nayla szła równym, powolnym krokiem po spiralnych schodach do komnaty posłuchań Boga Imperatora na szczycie południowej wieży cytadeli. Ilekroć mijała południowo-zachodnią ćwiartkę wieży, jej drogę przecinały promienie złocistego światła padające z wąskich okien. Wiedziała, że za murem kryje się ixańska winda na tyle duża, by przewieźć jej Pana do górnej komnaty, tym bardziej więc mogąca pomieścić jej znacznie mniejsze ciało, nie miała jednak nic przeciw temu, że wymagano od niej korzystania ze schodów.
Wpadający przez okna wietrzyk przyniósł jej zapach krzemienia. Tak pachniał unoszony przezeń piasek. Nisko stojące słońce zapalało rubinowe błyski w ziarnkach czerwonych minerałów na wewnętrznej ścianie. Od czasu do czasu Nayla spoglądała na wydmy, ale ani razu nie przystanęła, by podziwiać to, co widziała dookoła.
„Jesteś heroicznie cierpliwa, Naylo” – powiedział jej kiedyś Pan.
Wspomnienie tych słów rozgrzało serce Nayli.
Leto śledził wędrówkę Nayli po długich, wąskich schodach oplatających ixański szyb. Jej ruchy przekazywało wyprodukowane na Ixie urządzenie wyświetlające przed jego oczami zmniejszony trójwymiarowy obraz zbliżającej się strażniczki.
„Z jaką precyzją się porusza” – pomyślał. Wiedział, że precyzja ta bierze się z jej umiłowania prostoty.
Miała na sobie niebieski strój rybomównych i pelerynę bez jastrzębia na piersi. Gdy minęła posterunek straży u stóp wieży, zdjęła cybusowy kaptur, który kazał jej nosić podczas tych wizyt. Jej zwaliste, muskularne ciało było takie samo jak ciała wielu innych strażniczek, ale twarz nie przypominała żadnej innej w całej pamięci Leto. Była prawie kwadratowa, o ustach tak szerokich, że zdawały się sięgać za policzki. Złudzenie to wywoływały głębokie zmarszczki w ich kącikach. Oczy miała bladozielone, a krótko przycięte włosy koloru starej kości słoniowej. Jej czoło – prawie płaskie, z jasnymi brwiami, których można było nie zauważyć, patrząc w zniewalające oczy – tylko wzmacniało ostre rysy. Prosty nos kończył się blisko cienkich warg.
Kiedy Nayla mówiła, jej wielkie szczęki otwierały się i zamykały niczym u jakiegoś pierwotnego zwierzęcia. Jej siła znana była tylko nielicznym poza korpusem rybomównych, ale w nim była legendarna. Leto widział kiedyś, jak jedną ręką podniosła stukilogramowego mężczyznę. Przerzucił ją na Arrakis bez pośrednictwa Moneo, marszałek dworu wiedział jednak, że Leto wykorzystuje jego rybomówne jako tajne agentki.
Leto odwrócił wzrok od wchodzącej i spojrzał przez szerokie okno na pustynię na południu. Kolory odległych skał tańczyły w jego świadomości: brązowy, złocisty, bursztynowy. Różowa linia na dalekim urwisku miała odcień piór czapli białej. Czaple istniały już wyłącznie w pamięci Leto, mógł jednak umieścić tę pastelową wstążkę na tle wymarłego ptaka, jakby ten właśnie przelatywał obok.
Wiedział, że wchodzenie musi być męczące nawet dla Nayli. Przystanęła w końcu, dwa kroki poza oznaczeniem trzech czwartych drogi, tam gdzie zawsze. To także było typowe dla jej precyzji, jednego z powodów, dla których sprowadził ją z odległego garnizonu na Sepreku.
Arrakijski jastrząb przeleciał obok okna, zaledwie o kilka długości skrzydeł od muru wieży. Uwaga ptaka skupiona była na cieniach u podstawy cytadeli. Leto wiedział, że czasem pojawiają się tam małe zwierzęta. Na horyzoncie, poza torem lotu jastrzębia, rysowała się linia chmur.
Jakie to było dziwne dla starych Fremenów w nim: chmury na Arrakis, deszcz i otwarta woda.
Leto przypomniał swoim wewnętrznym głosom:
– Poza tą ostatnią pustynią, moim Serirem, przekształcenie Diuny w zieloną Arrakis postępowało nieubłaganie od pierwszych dni mego panowania.
Pomyślał, że wpływ geografii na historię prawie nie został zauważony. Ludzie skłonni byli raczej dostrzegać wpływ historii na geografię.
„Do kogo należy koryto tej rzeki? Ta zielona dolina? Ten półwysep? Ta planeta?”
„Do nikogo”.
Nayla podjęła wędrówkę. Wzrok miała utkwiony w schodach, które musiała jeszcze przebyć. Myśli Leto skupiły się na niej.
„Pod wieloma względami jest najlepszą asystentką, jaką kiedykolwiek miałem. Jestem jej Bogiem. Wierzy we mnie bez zastrzeżeń. Nawet kiedy w żartach atakuję jej wiarę, przyjmuje to jako próbę. Wie, że przejdzie każdą”.
Kiedy posłał ją do buntowników i kazał we wszystkim słuchać Siony, nie zadawała pytań. Gdy miała wątpliwości, i nawet ubierała te wątpliwości w słowa, jej myśli wystarczały, aby przywrócić wiarę… tak przynajmniej było dotąd. Ostatnie doniesienia wskazywały jednak, że Nayla potrzebuje Świętej Obecności, by odbudować swą wewnętrzną siłę.
Leto przypomniał sobie pierwszą rozmowę z Naylą, kobietą drżącą z chęci przypodobania się mu.
– Nawet jeżeli Siona każe ci mnie zabić, masz być posłuszna. Ona nie może się dowiedzieć, że mi służysz.
– Nikt nie zdoła cię zabić, Panie.
– Musisz jednak słuchać Siony.
– Oczywiście, Panie. To twój rozkaz.
– Musisz jej słuchać we wszystkim.
– Będę, Panie.
„Jeszcze jedna próba. Nayla nie pyta, po co te próby. Traktuje je jak ukąszenia pcheł. Jej Pan każe? Nayla jest posłuszna. Nie mogę pozwolić na zmianę tej relacji”.
Leto pomyślał, że za dawnych lat byłaby wspaniałą Szadout. To był jeden z powodów, dla których dał Nayli krysnóż, prawdziwy krysnóż zachowany w siczy Tabr. Należał do jednej z żon Stilgara. Nayla nosiła go w ukrytej pod ubraniem pochwie, bardziej jako talizman niż broń. Wręczył go jej z zachowaniem pierwotnego rytuału… i zdziwił się,