– Znowu Google?
Wzruszył ramionami.
– Jestem dociekliwy. Poza tym obaj moi szwagrowie pracują w branży naftowej. Podłapałem trochę wiedzy także od nich.
Minęli stację paliw dla ciężarówek – z piętnastoma dystrybutorami, restauracją, prysznicami, pralnią samoobsługową oraz sklepem oblepionym licznymi reklamami informującymi o możliwości nabycia gorącej pizzy, propanu, płynu AdBlue, dzienników kierowców ciężarówek, wentylatorów, płynów chłodniczych oraz wielu innych towarów. Na jednej z reklam ponętne kelnerki w kusych szortach i bluzkach z głębokim dekoltem zapraszały do restauracji. Inna zachwalała, że sklep ma najlepszy w całej Dakocie Północnej wybór filmów DVD dla dorosłych. Parking był gęsto zastawiony ciężarówkami z naczepami w każdym rozmiarze, kolorze i stylu, pyszniącymi się przede wszystkim chromowanymi elementami, felgami z kolcami oraz wykonanymi sprejem malowidłami na szoferkach: od wizerunków smoków i broni palnej po flagi amerykańskie i nagie kobiety z bujnym biustem.
– No cóż, chyba już wiemy, co cieszy się tu popularnością – skonstatowała Jamison.
– Te rzeczy są popularne nie tylko tutaj – sprostował z przekąsem Decker.
Następnie minęli zatłoczony parking dla kamperów oraz centrum handlowe, które wyglądało na świeżo zbudowane od podstaw. Była tam restauracja BBQ z szyldem obiecującym najlepszą w okolicy wołowinę szarpaną, były Subway, China Express, całodobowa siłownia, bar i grill, a nawet restauracja sushi. Elektroniczna tablica na jednej ze ścian wyświetlała aktualne ceny gazu i ropy. Obok centrum handlowego wznosił się duży ceglany kościół. Przed świątynią stała tablica, na której ktoś ułożył z czarnych liter napis:
BÓG STWORZYŁ NIEBIOSA ORAZ ZIEMIĘ, ROPĘ ORAZ GAZ. DZIELCIE SIĘ TYM BOGACTWEM. OFIARUJCIE DATEK BOGU. U NAS ZAPŁACISZ Z VENMO[3]. STUDIOWANIE BIBLII CODZIENNIE O 19.00.
Jamison spojrzała w lusterko wsteczne.
– Siedzi mi na tyłku kolumna ciężarówek z naczepami i wywrotek. Już od pół godziny. Taka sama armia sunie z naprzeciwka w drugą stronę – dodała, patrząc przez przednią szybę. – I wszędzie śmierdzi olejem napędowym.
– Przywożą sprzęt i inne zaopatrzenie, łącznie z chemikaliami, które wtryskują w ziemię. Pewnie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– A te, co jadą w przeciwną stronę?
– Wywożą ropę i gaz. – Wskazał drogę przed sobą. – Wkrótce musimy zjechać z tej drogi. Zbudowali obwodnicę, żeby wyładowane ciężarówki omijały centrum.
Jamison skręciła w następny zjazd i niedługo ujrzeli w oddali skupisko świateł.
– Rozumiem, że to miasto, do którego zmierzamy.
– Tak. London, Dakota Północna.
– Ciekawe, skąd taka nazwa.
– Może trafił tu jakiś koleś z Anglii i zatknął flagę. W samym środku morza ropy i gazu. Liczba mieszkańców w granicach piętnastu tysięcy, z czego połowa pracuje na polach naftowych, a druga połowa świadczy dla nich usługi. W ciągu trzech lat ta liczba się potroiła. Jeśli obecny trend się utrzyma, potroi się ponownie w czasie krótszym o połowę.
– Kurczę, naprawdę się obkułeś – skomentowała Jamison.
– Lubię wiedzieć, w co się pakuję.
Spojrzała na niego z zaciekawieniem.
– I jak myślisz, w co? Poza śledztwem w sprawie zabójstwa.
– To jest Dziki Zachód, Alex. Jak kalifornijska gorączka złota w tysiąc osiemset czterdziestym dziewiątym, tyle że na sterydach.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Że zwykłe reguły cywilizacyjne niekoniecznie tu obowiązują.
– Mówisz serio, prawda?
– Bardzo serio.
Jechali główną ulicą, gdzie pomimo nadciągającej burzy panował ożywiony ruch. Dotarli do miejsca, w którym droga się kończyła. W tym samym momencie spadły pierwsze krople chłodnego deszczu.
– Proszę o wskazówki.
– Teraz w lewo.
Zatrzymali się przed budynkiem, który okazał się zakładem pogrzebowym.
Tym razem Decker posłał Jamison zaintrygowane spojrzenie.
– W Dakocie Północnej kontaktujesz się z koronerem, a nie z lekarzem sądowym. Lokalny koroner prowadzi także dom pogrzebowy z krematorium i kostnicą. Pełny zakres usług – wyjaśniła.
– Też się obkułaś?
Uśmiechnęła się szelmowsko.
– Dociekliwa ze mnie dziewczyna.
– Czy on chociaż ma wyszkolenie z medycyny sądowej?
Jamison wzruszyła ramionami.
– Pozostaje nam mieć nadzieję.
Przedarli się przez ścianę deszczu i dobiegli do drzwi, za którymi mieli obejrzeć zwłoki ofiary zabójstwa.
4
Przedstawili się Waltowi Southernowi, koronerowi, a zarazem właścicielowi domu pogrzebowego. Czterdziestokilkuletni, średniego wzrostu, o przerzedzających się rudawozłotych włosach i szczupłej sylwetce biegacza. Nosił okulary w szylkretowej oprawie, luźne czarne spodnie z mankietami i kantem oraz śnieżnobiałą koszulę, która zdawała się niemal lśnić w świetle wpuszczonych w sufit lamp.
Obrzucił ich zdziwionym spojrzeniem.
– Dlaczego tą sprawą interesuje się FBI?
– Zaraz, nie wiedział pan o naszym przyjeździe? – zapytała Jamison.
– Nie, nikt mnie nie uprzedził.
– No cóż… Powierzono nam zbadanie sprawy tego zabójstwa. Czytaliśmy pański protokół z sekcji zwłok. A teraz musimy obejrzeć ciało.
– Chwileczkę. Nie mogę na to pozwolić bez skonsultowania się z detektywem prowadzącym sprawę.
– Więc proszę do niego zadzwonić. Teraz – polecił Decker.
– Mogę go nie zastać.
– Tego pan nie wie, póki pan nie sprawdzi.
Southern odszedł w kąt pokoju, wyjął telefon, odbył z kimś rozmowę, po czym dołączył do Deckera i Jamison z niezbyt entuzjastycznym wyrazem twarzy.
– No dobrze. Wy, federalni, zawsze stawiacie na swoim.
– To by się pan zdziwił – odparł Decker.
– A zatem do dzieła. Nie przygotowałem na razie zwłok do jutrzejszego wystawienia, pozostaje jeszcze makijaż i strój.
– Grzebiecie tu zwłoki zimą? – zapytał Decker.
– Wolimy tego unikać. Najpierw trzeba przekopać się przez śnieg, a ziemia pod spodem jest twarda jak kamień. Trudno wykopać dół nawet koparką. No i kto chce sterczeć na dworze i żegnać swoich drogich zmarłych przy minus pięćdziesięciu stopniach? Niesamowite, jak szybko zamarzają łzy. Ludzie czmychają w pośpiechu, gdy zaczynają odmarzać im palce u nóg i rąk, nosy, uszy. Choć obecnie większość i tak decyduje się na szybkie smażenie zamiast kwatery w ziemi.
– Szybkie smażenie? – powtórzyła Jamison.
– Czyli kremację. – Zachichotał.