Spis treści
Tytuł oryginału: THE CHEMISTRY OF DEATH
Redakcja: Anna Brzezińska
Adaptacja okładki: Magdalena Zawadzka
Projekt okładki: Stephen Mulcahey/TW
Zdjęcia na okładce: © Rudmer Zwerver/Shutterstock.com, © Andrei Kuzmik/Shutterstock.com, © Aedka Studio/Shutterstock.com
Zdjęcie autora: © Willi Weber
Korekta: Beata Wójcik
Copyright © 2006 by Simon Beckett
Copyright © for the Polish translation by Berenika Janczarska, 2020
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark).
Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku.
Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.
Wydanie I
ISBN 978-83-8143-599-4
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.
Dla Hilary
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Rozkład zaczyna się cztery minuty po śmierci. To, co dotąd było kokonem życia, teraz przechodzi ostatnią metamorfozę. Zaczyna trawić samo siebie. Komórki rozpuszczają się od środka. Tkanki zamieniają się w ciecz, potem w gaz. Martwe ciało staje się pożywką dla innych organizmów. Najpierw dla bakterii, potem dla owadów. Dla much. Z jaj złożonych przez muchy wylęgają się larwy. Wykarmione na odżywczej zupie, zaczynają migrować. Opuszczają ciało w sposób uporządkowany, jedna za drugą w monolitycznej procesji, która zawsze kieruje się na południe. Czasem na południowy wschód lub południowy zachód, jednak nigdy na północ. Nikt nie wie dlaczego.
Do tej pory białko zawarte w mięśniach zdążyło się rozłożyć, zamieniając się w stężony roztwór chemiczny. Trujący dla roślin, niszczy trawę, po której suną larwy, tworząc pępowinę śmierci rozścielającą się aż do miejsca, skąd wyszły. W sprzyjających warunkach – gdy jest, dajmy na to, sucho i gorąco – taki kołyszący się rytmicznie sznur tłustych żółtych czerwi może ciągnąć się metrami. Jest to widok ciekawy, a ludzie ciekawscy instynktownie tropią takie zjawiska aż do źródła. W taki właśnie sposób mali Yatesowie znaleźli to, co pozostało z Sally Palmer.
Neil i Sam natknęli się na szlak czerwi na skraju lasu Farnhama, w miejscu, gdzie zaczyna się bagno. Był dopiero drugi tydzień lipca, a zdawało się, że to dziwne lato trwa już całe wieki. Nieprzerwany upał wypłukał drzewa z kolorów i spiekł ziemię na kość. Chłopcy szli do Willow Hole, zarośniętej szuwarami sadzawki, która służyła za miejscowy basen. Mieli się spotkać z kolegami i spędzić niedzielne popołudnie na skakaniu do ciepłej zielonej wody z gałęzi rosnącego obok drzewa. Takie były plany.
Widzę, jak idą znudzeni i apatyczni, otępiali od upału i poirytowani sobą nawzajem. Jedenastoletni Neil, trzy lata starszy od brata, na przedzie, ostentacyjnie demonstrując swoje zniecierpliwienie. W ręku trzyma patyk, którym smaga łodygi i gałęzie. Sam drepcze z tyłu, co chwila pociągając nosem. Nie od przeziębienia, tylko od kataru siennego, który podrażnia mu też oczy. Pomógłby mu łagodny lek antyhistaminowy, ale on jeszcze o tym nie wie. Zawsze latem pociąga nosem. Zawsze niczym cień starszego brata chodzi ze zwieszoną głową. Dlatego to on, a nie jego brat, zauważa wstęgę czerwi.
Najpierw przystaje, by się jej przyjrzeć, i dopiero potem woła Neila. Neil jest niechętny, ale widzi, że Sam coś znalazł. Udaje, że nie robi to