Sfora. Przemysław Piotrowski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Przemysław Piotrowski
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Триллеры
Год издания: 0
isbn: 9788381436052
Скачать книгу
o tym wiedzieć. A te kilka dziwnych zgłoszeń…

      – Dobra. Konkretnie, panowie. Co tak naprawdę udało się ustalić? Robert?

      Krzywicki postawił kubek z kawą na skraju stołu. Wyciągnął papierosa z kieszonki fartucha i zapalił.

      – Po pierwszych oględzinach mogę stwierdzić, że kości z dużą dozą pewności należą do kobiety i są stosunkowo świeże. Bez badań laboratoryjnych nie umiem dokładnie określić, ale kolor, gęstość, spoistość czy śladowe pozostałości po innych tkankach sugerują, że mogą mieć maksymalnie kilka dni. Jeśli mówimy o ofierze, to powinniśmy jej szukać w ciągu ostatniego tygodnia.

      – Kiedy zaginęła ta zakonnica?

      – Trzy dni temu.

      – Zatem to możliwe?

      – Jak najbardziej.

      Czarnecki przez chwilę analizował słowa swoich ludzi. Upił kolejny łyk kawy.

      – No dobrze… – Zawahał się przez moment. – A te ślady?

      – Sam widzisz, Romek. – Doktor wymownie machnął ręką, w której trzymał tlącego się papierosa. – Są dosłownie wszędzie. Kości są podziurawione jak sito. To wygląda, jakby ten ktoś chciał dobrać się do szpiku.

      – I nie masz najmniejszych wątpliwości, że to…

      – Zawsze możesz poprosić o opinię stomatologa albo jakiegoś protetyka, ale obaj powiedzą ci to samo. To ludzkie zęby. Spójrz tutaj… – Krzywicki wskazał palcem wyraźnie umiejscowione zagłębienia – …albo tutaj. Albo tutaj. Ludzki zgryz jak w mordę strzelił, choć siła nacisku jak u pitbulla, tak swoją drogą…

      – Co chcesz przez to powiedzieć?

      – Że ktoś musiał być bardzo zdesperowany i głodny, aby tak potraktować te kilka kostek.

      – Pomyślałem o jakimś bezdomnym, ale wobec zniknięcia tej zakonnicy i tych dziwnych zgłoszeń… – Zimny sprawiał wrażenie, jakby się tłumaczył. – Dlatego wolałem zadzwonić do ciebie, Romek. Chyba nikt nie chce mieć w mieście kolejnej psychozy, zwłaszcza przed świętami.

      Czarnecki odstawił kubek na szafkę obok i potarł dłońmi zmęczoną twarz. Odetchnął głębiej, wypuszczając z ust obłoczki pary. Spojrzał po twarzach swoich ludzi.

      – Chciałbym wierzyć, że to jakaś bzdura, ale… – Inspektor przez moment zastanawiał się co powiedzieć, ale uznał, że ostatnią myśl zachowa dla siebie. – Dobra, panowie. Prześpijcie się. Spotkajmy sie w moim biurze o… – Spojrzał na zegarek, dochodziła szósta. – W południe może być?

      Mężczyźni zgodnie pokiwali głowami. Chwilę później wszyscy rozjechali się do swoich domów na zasłużony odpoczynek.

      Tymczasem kilkanaście kilometrów dalej, na skraju sosnowego lasu i miejskiego wysypiska, pierwsze promienie słońca przebiły się przez ośnieżone konary i spoczęły na zmrożonych szczątkach siostry Teresy. Ostatnie wilki już się nasyciły i sfora śladami samca alfa ruszyła w kierunku legowiska.

      ROZDZIAŁ 3

      Igor Brudny siedział w kuchni i w ciszy zajadał się jajecznicą na bekonie. Za jego plecami Oksana Szczypenko w ciepłym, kremowym szlafroku wkładała ostatnie brudne naczynia do zmywarki. W powietrzu unosił się zapach śniadania i jej perfum. Z radia sączył się przyjemny głos młodej dziennikarki, która prezentowała poranne wiadomości.

      Gdy Brudny schrupał ostatni kawałek przypieczonego bekonu i popił kęs mocną czarną kawą, poczuł na barkach delikatne dłonie swojej kobiety. Odetchnął głęboko. Oksana miała czarodziejskie ręce i kilkoma wprawnymi ruchami potrafiła ściągnąć z niego całe napięcie.

      Przez chwilę w milczeniu masowała jego kark i ramiona, a on wpatrywał się w zimowy krajobraz za oknem. Śnieg padał już trzeci dzień i całą okolicę pokryła gruba warstwa białego puchu. Brudny lubił śnieg, bo nawet taki ponury typ jak on musiał coś lubić. Oprócz Brudnego Harry’ego i jamesona oczywiście, które ubóstwiał od lat, choć nigdy nie nadużywał, traktując jak przyjemności, które należy sobie odpowiednio dozować, aby mu nie spowszedniały. Do tej pory z pełną premedytacją dozował sobie także czas, jaki ofiarowywała mu Oksana, ale od wydarzeń w Nietkowie musiał zrobić wyjątek. I wcale nie dlatego, że chciał, bo wcale nie chciał. Zawsze starał się kontrolować siebie, swoje uczucia i cały świat, jaki go otaczał. Zresztą był w tym dobry, nawet bardzo dobry. Do czasu, gdy ta młoda Ukrainka niezauważenie, cegiełka po cegiełce, zaczęła dyskretnie rozbierać mur, jaki sobie wybudował. Mur – mocno już nadkruszony – ostatecznie runął w Nietkowie. Brudny poległ, ale wygrał życie.

      Dłonie jego partnerki wciąż rytmicznie masowały mu kark, a płatki śniegu leniwie opadały na parapet i dachy starych kamienic. Brudny opróżnił kubek z kawą i odstawił naczynie na blat starej szafki kuchennej. Wtedy Oksana niespodziewanie owinęła się wokół swojego mężczyzny i usiadła okrakiem na jego kolanach.

      – Nie chciałbyś jeszcze szybkiego numerku przed wyjściem? – szepnęła mu kuszącym tonem do ucha, dociskając pośladki do jego krocza.

      – Hmm… właśnie najadłem się jajek z bekonem i cebulą – odparł Brudny i położył dłonie na jej biodrach.

      – Nie musimy się całować…

      – Nieee…? – przysunął partnerkę do siebie.

      – Nieee…

      – Nie mamy wiele czasu, Oka…

      – No przecież mówię. Szybki numerek. Najlepiej na ostro… – Szczypenko rzuciła mu wymowne spojrzenie. – To jak? Wolisz wziąć mnie na stole czy idziemy na sofę?

      Brudny poczuł gwałtowny przypływ podniecenia. Ta kobieta wzbudzała w nim nieprawdopodobne pożądanie. Czasem jednym gestem czy słowem potrafiła postawić go na baczność w ułamku sekundy.

      – Czyżbym czuła to i owo…? – zapytała, zalotnie spuszczając wzrok na jego bokserki.

      – Wiesz, że jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką?

      – Taaak?

      – Yhy… Ale czy?

      – Bez obaw. Już nie boli. To tylko blizny.

      Szczypenko delikatnie pocałowała partnera w szyję, następnie musnęła językiem płatek ucha. Brudny jęknął cichutko. Wtedy kobieta chwyciła w zęby małżowinę i syknęła przez zęby:

      – Czy mój pan przestanie się w końcu certolić i zerżnie swoją kobietę na tym cholernym stole?

      Brudny uwielbiał, gdy tak mówiła. Chwycił ją za biodra, uniósł, obrócił i popchnął na stół. Talerz po jajecznicy, widelec, resztka bułki i gazeta wylądowały na podłodze, ale żadne z dwojga kochanków się tym nie przejęło. Podwinął szlafrok kochanki, błyskawicznie ściągnął bokserki i wszedł w nią od tyłu, tak jak tego pragnęła. Mocno i głęboko.

      Kochali się dziko i zachłannie przez kilka następnych minut, aż poczuł, jak wzbiera w nim potężny orgazm. Gdy w końcu trysnął w jej wnętrzu i niemal bezwładnie opadł na drżącą w spazmach ekstazy kochankę, poczuł, jak spływa na niego absolutny spokój. Przez kilkadziesiąt sekund ciężko oddychał tuż nad jej uchem. Ona ulegle i cierpliwie leżała.

      – Kocham cię, Oka – szepnął po chwili i pozwolił partnerce odwrócić się przodem do siebie.

      – Ja ciebie też, Igor. Bardzo – odparła i ścisnąwszy dłońmi jego policzki, namiętnie pocałowała go w usta.

      – A nie