Maćko zaś rad był, pomyślał bowiem, że opat1029 pewno sobie Zbyszka upodoba i przy układach nie będzie czynił trudności. Ucieszył się nawet tą myślą tak dalece, iż postanowił jechać razem.
– Każ mi wymościć wóz – rzekł do Zbyszka – mogłem jechać z Krakowa aże do Bogdańca z żeleźcem1030 między żebrami, to mogę teraz bez żeleźca do Zgorzelic.
– Byle was nie zamroczyło – rzekła Jagienka.
– Ej, nic mi nie będzie, bo już czuję w sobie moc. A choćby mnie ta trochę i zamroczyło, będzie wiedział opat, jakom ku niemu śpieszył, i tym hojniejszym się okaże.
– Milsze mi wasze zdrowie niż jego hojność – ozwał się Zbyszko.
Lecz Maćko uparł się i postawił na swoim. Po drodze stękał trochę, nie przestawał jednak dawać Zbyszkowi nauk, jak się ma zachować w Zgorzelicach, szczególniej zaś zalecał mu posłuszeństwo i pokorę wobec możnego krewnego, który nigdy nie znosił najmniejszego oporu.
Przyjechawszy do Zgorzelic, znaleźli Zycha i opata na przyłapie1031, spoglądających przed się na pogodny świat Boży i popijających wino. Za nimi, pod ścianą, siedziało rzędem na ławie sześciu pocztowych1032, w tym dwóch rybałtów i jeden pątnik1033, którego łatwo było rozeznać po zakrzywionym kiju, obońce1034 u pasa i po małżowinach naszytych na ciemnej opończy. Inni wyglądali na kleryków, albowiem głowy mieli z wierzchu pogolone, odzież jednakże nosili świecką, pasy z byczej skóry, a przy boku kordy1035.
Na widok Maćka, który zajechał na wozie, ruszył się żywo1036 Zych, opat zaś, widocznie bacząc na swą duchowną godność, został na miejscu, począł tylko coś mówić do swoich kleryków, których jeszcze kilku wysypało się przez otwarte drzwi izby. Zbyszko i Zych wprowadzili pod ręce słabego Maćka na przyłap1037.
– Trocha jeszcze nie mogę – rzekł Maćko, całując opata w rękę – alem przyjechał, aby się wam, dobrodziejowi mojemu, pokłonić, za gospodarstwo w Bogdańcu podziękować i o błogosławieństwo poprosić, które grzesznemu człowiekowi najpotrzebniejsze.
– Słyszałem, żeście zdrowsi – rzekł opat, ściskając go za głowę – i żeście się do grobu naszej nieboszczki królowej ofiarowali.
– Bo nie wiedząc, do którego świętego się udać, do niej się udałem.
– Dobrzeście uczynili! – zawołał zapalczywie opat – lepsza ona od innych i niechby jej który śmiał pozazdrościć!
I w jednej chwili gniew wystąpił mu na oblicze, policzki napłynęły krwią, oczy poczęły się iskrzyć.
Znali tę jego zapalczywość obecni, więc Zych począł się śmiać i wołać:
– Bij, kto w Boga wierzy!
Opat zaś odsapnął rozgłośnie, potoczył oczyma po obecnych, za czym roześmiał się, równie nagle jak poprzednio wybuchnął i spojrzawszy na Zbyszka, zapytał:
– A to wasz bratanek i mój krewniak?
Zbyszko pochylił się i ucałował go w rękę.
– Małego widziałem; nie poznałbym! – mówił opat. – Pokaż się jeno1038!
I począł go oglądać od stóp do głowy bystrymi oczyma, a wreszcie rzekł:
– Zbyt urodziwy! panna to, nie rycerz!
Na to Maćko:
– Brali tę pannę Niemce w taniec, ale co ci ją który wziął, wnet się wykopyrtnął1039 i już nie wstał.
– I kuszę bez pokrętki1040 napnie! – zawołała nagle Jagienka.
Opat zwrócił się ku niej:
– A ty tu czego?
Ona zaś zaczerwieniła się tak, że aż szyja i uszy jej stały się różowe, i odrzekła ogromnie zmieszana:
– Bom widziała…
– Strzeżże się, by cię przypadkiem nie ustrzelił; musiałabyś się bez trzy kwartały1041 goić…
Na to rybałtowie, pątnik i klerycy-waganci1042 wybuchnęli jednym gromkim śmiechem, od którego Jagienka stropiła się1043 do reszty, tak że opat ulitował się nad nią i podniósłszy ramię, ukazał jej olbrzymi rękaw swej sukni.
– Pochowaj się, dziewucho – rzekł – bo ci krew z jagód1044 tryśnie.
Tymczasem Zych usadził Maćka na ławie i kazał przynieść wina, po które skoczyła Jagienka. Opat zwrócił oczy na Zbyszka i począł tak mówić:
– Dość krotochwil1045! Nie dla sromoty1046 ja cię do dziewki porównał, jeno z wesołości dla twojej urody, której i niejedna dziewka mogłaby pozazdrościć. Ale wiem, żeś chłop na schwał! Słyszałem i o twoich uczynkach pod Wilnem, i o Fryzach1047, i o Krakowie. Powiadali mi Zych o wszystkim – rozumiesz!…
Tu począł patrzeć przenikliwie w oczy Zbyszka i po chwili ozwał się znowu:
– Iżeś trzy pawie czuby poprzysiągł, to ich sobie szukaj! Chwalebny to jest i Bogu miły uczynek nieprzyjaciół naszego plemienia ścigać… Ale jeżeliś – i co innego przy tym ślubował, to wiedz, że cię tu na poczekaniu mogę od onych ślubów rozwiązać, bo takową moc mam.
– Hej! – rzekł Zbyszko – jak człowiek co Panu Jezusowi w duszy obiecał, to jakaż moc może go od tego rozwiązać?
Usłyszawszy to, Maćko spojrzał z pewną obawą na opata, lecz on widocznie był w wybornym humorze, gdyż zamiast wybuchnąć gniewem pogroził wesoło palcem Zbyszkowi i rzekł:
– To ci mądrala! Bacz1048, by ci się nie przygodziło to, co Niemcowi Beyhardowi.
– A co mu się przygodziło? – spytał Zych.
– A spalili go na stosie.
– Za co?
– Bo gadał, że świecki człek potrafi tak samo tajemnice boskie wyrozumieć jako i osoba duchowna.
– Surowie ci go pokarali!
– Ale słusznie! – zagrzmiał opat – gdyż przeciw Duchowi Świętemu pobluźnił. Cóż to sobie myślicie! Może-li człek świecki co z tajemnic boskich wymiarkować?
– Nijak