Ramzes kipiał z niecierpliwości, ale słuchał bankiera. On, który burzył się wobec własnej matki i faraona!
– Kiedyśmy – prawił Fenicjanin – zastanowili się i zrozumieli, że ty, panie, chcesz moich usług, taka w nasz dom wstąpiła radość, że kazałem dać służbie dziesięć dzbanów piwa, a moja żona, Tamar, kazała, ażebym ja jej kupił nowe zausznice. Wesele moje tak się wzmogło, że kiedym tu jechał, nie pozwoliłem oślarzowi bić osłów. A kiedy niegodne moje stopy dotknęły waszej posadzki, książę, wydobyłem złoty pierścień (większy niż ten, który dostojny Herhor dał Eunanie!) i podarowałem ten złoty pierścień waszemu niewolnikowi, który mi nalał wody na ręce. Za pozwoleniem waszej dostojności, skąd pochodzi ten dzban srebrny, z którego poleli mi ręce?…
– Sprzedał mi go Azariasz, syn Gabera, za dwa talenty.
– Żyd?… Wasza dostojność z Żydami handluje?… A co na to powiedzą bogowie?…
– Azariasz jest kupcem jak wy – odparł następca.
Usłyszawszy to, Dagon oburącz schwycił się za głowę, zaczął pluć i jęczeć:
– O Baal Tammuz!… o Baaleth!… o Astoreth!78… Azariasz, syn Gabera, Żyd, ma być takim kupcem jak ja!… O nogi moje, po coście mnie tu przyniosły?… O serce, za co cierpisz taki ból i naigrawanie?… Najdostojniejszy książę – krzyczał Fenicjanin – zbij mnie, utnij mi rękę, jeżeli będę fałszował złoto, ale nie mów, że Żyd może być kupcem. Prędzej upadnie Tyr, prędzej miejsce Sydonu79 zajmie piasek, aniżeli Żyd zostanie kupcem. Oni mogą doić swoje chude kozy albo pod egipskim batem mieszać glinę ze słomą, ale nigdy handlować. Tfu!… tfu!… nieczysty naród niewolników!… Rabuśniki, złodzieje…
W księciu, nie wiadomo dlaczego, gniew zawrzał, lecz i wnet uspokoił się, co wydało się dziwnym samemu Ramzesowi, który dotychczas wobec nikogo nie uważał za potrzebne hamować się.
– A więc – odezwał się nagle następca – czy pożyczysz mi, zacny Dagonie, piętnaście talentów?
– O Astoreth!… piętnaście talentów?… To jest tak wielki ciężar, że ja musiałbym usiąść, ażeby o nim dobrze pomyśleć.
– Więc siadaj.
– Za talent – mówił Fenicjanin, wygodnie siadając na krześle – można mieć dwadzieścia złotych łańcuchów albo sześćdziesiąt pięknych krów dojnych, albo dziesięciu niewolników do roboty, albo jednego niewolnika, który potrafi czy to grać na flecie, czy malować, a może nawet leczyć. Talent to straszny majątek!…
Księciu błysnęły oczy.
– Więc jeżeli nie masz piętnastu talentów… – przerwał książę.
Przestraszony Fenicjanin nagle zsunął się z krzesła na podłogę.
– Kto w tym mieście – zawołał – nie ma pieniędzy na twój rozkaz, synu słońca?… Prawda, że ja jestem nędzarz, którego złoto, klejnoty i wszystkie dzierżawy niewarte twojego spojrzenia, książę. Ale gdy obejdę naszych kupców i powiem, kto mnie wysłał, do jutra wydobędziemy piętnaście talentów choćby spod ziemi. Gdybyś ty, erpatre, stanął przed uschniętą figą i powiedział: „Dawaj pieniędzy!…” – figa zapłaciłaby okup… Tylko nie patrz tak na mnie, synu Horusa, bo czuję ból w dołku sercowym i miesza mi się umysł – mówił błagającym tonem Fenicjanin.
– No, usiądź, usiądź… – rzekł książę z uśmiechem.
Dagon podniósł się z podłogi i jeszcze wygodniej rozparł się na krześle.
– Na jak długo książę chce piętnastu talentów? – zapytał.
– Zapewne na rok.
– Powiedzmy od razu: na trzy lata. Tylko jego świątobliwość mógłby oddać w ciągu roku piętnaście talentów, ale nie młody książę, który co dzień musi przyjmować wesołych szlachciców i piękne kobiety… Ach, te kobiety!… Czy prawda, za pozwoleniem waszego dostojeństwa, że książę wziąłeś do siebie Sarę, córkę Gedeona?
– A ile chcesz procentu? – przerwał książę.
– Drobiazg, o którym nie mają potrzeby mówić wasze święte usta. Za piętnaście talentów da książę pięć talentów na rok, a w ciągu trzech lat ja wszystko odbiorę sam, tak że wasza dostojność nawet nie będzie wiedzieć…
– Dasz mi dzisiaj piętnaście talentów, a za trzy lata odbierzesz trzydzieści?…
– Prawo egipskie dozwala, ażeby suma procentów wyrównała pożyczce – odparł zmieszany Fenicjanin.
– Ale czy to nie za dużo?
– Za dużo?… – krzyknął Dagon. – Każdy wielki pan ma wielki dwór, wielki majątek i płaci tylko wielkie procenta. Ja wstydziłbym się wziąć mniej od następcy tronu; a i sam książę mógłby kazać mnie zbić kijami i wypędzić, gdybym ośmielił się wziąć mniej…
– Kiedyż przyniesiesz pieniądze?
– Przynieść?… O bogowie! tego jeden człowiek nie potrafi. Ja zrobię lepiej: ja załatwię wszystkie wypłaty księcia, ażebyś wasza dostojność nie potrzebował myśleć o takich nędznych sprawach.
– Alboż ty znasz moje wypłaty?
– Trochę znam – odparł niedbale Fenicjanin. – Książę chce posłać sześć talentów dla armii wschodniej, co zrobią nasi bankierzy w Chetem80 i Migdolu81. Trzy talenty dostojnemu Nitagerowi i trzy dostojnemu Patroklesowi, to załatwi się na miejscu… A Sarze i jej ojcu Gedeonowi ja mogę wypłacać przez tego parcha82 Azariasza… Tak nawet będzie lepiej, bo oni oszukaliby księcia w rachunkach…
Ramzes niecierpliwie zaczął chodzić po pokoju.
– Więc mam ci dać rewers na trzydzieści talentów? – zapytał.
– Jaki rewers?… Po co rewers?… Co ja bym miał z rewersu?… Mnie książę odda w dzierżawę na trzy lata swoje folwarki w nomesach: Takens83, Ses84, Neha-Ment85, Neha-Pechu86, w Sebt-Het87, w Habu88…
– Dzierżawa?… – rzekł książę. – Nie podoba mi się to…
– Więc z czego ja odbiorę moje pieniądze… moje trzydzieści talentów?…
– Zaczekaj. Muszę najpierwej zapytać dozorcy stodół,