Rzecz wyobraźni. Kazimierz Wyka. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Kazimierz Wyka
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная классика
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
się te składniki świadczyć o synkretyzmie jeszcze bardziej nieoczekiwanym aniżeli w wypadku Białoszewskiego. O ile bowiem Białoszewski działa w obrębie dziedzictwa awangardy, to Herbert próbuje połączyć w jedność programy i poetyki całkowicie ze sobą sprzeczne, do pogodzenia stałego niemożliwe.

      Otwieram tomik na stronicy 65. Wiersz nosi tytuł Ołtarz:

      Naprzód szły elementy: woda muły niosąca

      ziemia o oczach mokrych ogień żarłoczny i skory

      potem trzęsąc grzywami łagodne szły smoki powietrza

      tak otwierały procesję dla kwiatów i roślin małych

      przeto trawę wychwala dłuto artysty Zielony

      płomień nieludzki jak płomień rzucany z okrętów

      trawę która przychodzi kiedy historia się spełnia

      i jest rozdział milczenia.

      Przecież to Miłosz319. Najczystszy Miłosz z Trzech zim. Identyczny jest inkantacyjny, oparty na kanwie tonicznego sześcioprzyciskowca, polskiej aluzji wersyfikacyjnej do heksametru, w ciemnym i powolnym zaśpiewie płynący tok składni. Identyczne obrazowanie, patetyczne i z samych pojęć ostatecznych złożone: elementy, woda, ziemia, smoki, powietrze, płomień, historia, milczenie, rozdział milczenia. Ażeby nie być gołosłownym, otwieram na chybił trafił Trzy zimy, bardzo dzisiaj rzadką edycję z roku 1936. Wiersz nosi tytuł Ptaki:

      Niech się wypełni wreszcie południe pogardy,

      Pianą białą wre morze, twoje nogi liże,

      słyszysz, słyszysz, jak woła: Snu zdobywco, tobie

      laurem ni winem głowy martwej nie ozdobię,

      niech się wypełni wreszcie południe pogardy.

      Jakby minęły lata i zakwitły krzyże,

      kłębi się przemieniony ogień czworga nieb,

      i tli się złotą trawą ziemia, kędy szedł

      cień, ślady nóg w popękanym wyciskając żwirze.

      Wszelkich spazmów miłości zakryta pieczara,

      a jeśli słońce wschodząc jej bramy uchyli,

      syczą spalone zamki króla Baltazara,

      oddane we władanie zimnym krzykom pawi.

      Mży śnieg. I drzewo każde, przełamane, krwawi.

      Zgadza się. Oczywiście, że wyobraźnia Miłosza jest bogatsza i bardziej pierworodna. Gotuje niespodzianki, w ramach tej poetyki Struna światła ich nie mieści. Otwieram znów zbiorek Herberta, na stronicy 29. Do Marka Aurelego:

      Dobranoc Marku lampę zgaś

      i zamknij książkę Już nad głową

      wznosi się srebrne larum gwiazd

      to niebo mówi obcą mową

      to barbarzyński okrzyk trwogi

      którego nie zna twa łacina

      to lęk odwieczny ciemny lęk

      o kruchy ludzki ląd zaczyna

      bić I zwycięży Słyszysz szum

      to przypływ Zburzy twe litery

      żywiołów niewstrzymany nurt

      aż runą świata ściany cztery

      Cóż nam – na wietrze drżeć

      I znów w popioły chuchać mącić eter

      gryźć palce szukać próżnych słów

      i wlec za sobą cień poległych

      Przecież to Jastrun320. Bardzo czysty Jastrun z ostatnich lat przedwojennych, autor Dziejów nieostygłych oraz Strumienia i milczenia. Identyczny jest sylabotoniczny, w danym wypadku jambiczny tok wersetu, wzdłużony o jedną sylabę w wierszach o rymie żeńskim, również identyczne katastroficzne obrazowanie: obce niebo, ciemny lęk, kruchy ląd, żywiołów nurt, chuchać w popioły – i tak dalej.

      Niewątpliwie, że napotykają się u Herberta w owym toku swoiście śmiałe innowacje, gwałtowna przerzutnia między strofą pierwszą a drugą, tuż za nią jakiś próg składniowy, zwarty i skręcony, zanim potok zdań ponownie ruszy. Odpowiednich stronic Jastruna nie będę przepisywał. Przypominam tytuły do sprawdzenia: Zima, Straż nocna, Pod stropami zgaszonych lat, Umarłe milczenie, Pogranicze i tak dalej.

      Po raz trzeci otwieram tomik Herberta. Tym razem tytuł Czerwona chmura:

      Czerwona chmura pyłu

      wołała tamten pożar —

      zachód miasta

      za widnokrąg ziemi

      trzeba zburzyć

      jeszcze jedną ścianę

      jeszcze jeden ceglany chorał

      by znieść bolesną bliznę

      między okiem

      a wspomnieniem

      Poranni robotnicy

      z białej kawy

      i szeleszczących gazet

      odchuchali świt i deszcz

      dzwoniący w rynnach umarłego powietrza

      Tym razem jesteśmy po stronie dziedzictwa całkowicie sprzecznego z demonstrowanym dotąd. „Czerwona chmura pyłu wołała tamten pożar-zachód miasta za widnokrąg ziemi”. Całkiem dosłownie: czerwona chmura pyłu ze ściany burzonej przez robotników, usuwających ruiny w zniszczonym mieście, przypominała chwile, kiedy całe to miasto zachodziło za widnokrąg ziemi, ginęło – inaczej jak słońce, bo chyba bez nadziei powrotu porannego. Ileż więcej słów trzeba zużyć w prozie, zmuszonej nazywać i wymieniać to, co w skrócie poetyckim jest oczywiście widoczną aluzją.

      Chyba niepotrzebny jest dłuższy komentarz genetyczny do podobnych wierszy: przecież to Przyboś321, ale już przepuszczony przez Różewicza322. Dlatego nie sam Przyboś, ponieważ Herbertowi daleko do bezwzględnej, szczególnie na planie wizualnym, konsekwencji poetyki Przybosia. Lakoniczna składnia wiersza intonacyjnego, opartego o zasadę członów intonacyjnych obecnych w każdym, pozapoetyckim również zdaniu, występuje u Herberta raczej w typie skrótowej, przez zęby cedzonej, wypowiedzi o sprawie aniżeli budowy sprawy poprzez obraz. Taka wypowiedź o sprawie to właściwość Różewicza, wyróżniająca go od Przybosia. Ten sprawę buduje wprost przez obraz.

      I kiedy w Strunie światła ustalić jej trzy podstawowe składniki, obecne w niej elementy trzech odmiennych poetyk, całość zbioru pozwala się ułożyć w trzy grupy oscylujące wokół wskazanych pasm świetlnych. Do dwóch pierwszych należą – zaraz wyjaśnimy, dlaczego możliwa jest ta redukcja: Poległym poetom, Mój ojciec, Do Marka Aurelego, Zobacz, Las Ardeński, Drży i faluje, Kłopoty małego stwórcy, Ballada o tym, że nie giniemy, Stołek, Zimowy ogród, Ołtarz, Wróżenie, Dedal i Ikar.

      Jest to niewątpliwie mniejszość zbioru. Nie można jej wszakże traktować tylko wedle liczby utworów bezwzględnie, przede wszystkim na mocy katastroficznej i posępnej tematyki, tutaj przynależnych. Ciemne pasmo świetlne podbarwia również wiele utworów zasadniczo przynależnych do trzeciej z tradycji widocznych u poety. Na tym właśnie, że podbarwia, że kolory układają się w wachlarz całkiem swoisty, polega synkretyzm Herberta w stosunku do poetyki katastrofistów i


<p>319</p>

Miłosz, Czesław (1911–2004) – poeta, prozaik, eseista i tłumacz, przed wojną związany z wileńską grupą poetycką „Żagary” i reprezentant katastrofizmu, emigrant w latach 1951–1993, laureat Nagrody Nobla w roku 1980. [przypis edytorski]

<p>320</p>

Jastrun, Mieczysław (1903 –1983) – poeta, tłumacz, autor książek biograficznych i kilku dzieł prozą, znany głównie jako twórca liryki filozoficznej. [przypis edytorski]

<p>321</p>

Przyboś, Julian (1901–1970) – poeta, eseista, przedstawiciel awangardy; awangardową poetykę łączył z tematem pracy, a w późniejszym okresie – także z motywami wiejskimi. [przypis edytorski]

<p>322</p>

Różewicz, Tadeusz (1921–2014) – poeta, dramaturg, w historii poezji polskiej zapisał się ascetycznymi wierszami zdającymi sprawę z doświadczenia II wojny światowej i Holokaustu, przedstawiciel teatru absurdu, często odwołujący się do rzeczywistości przedstawianej w prasie i do malarstwa awangardowego. [przypis edytorski]