Lalka, tom drugi. Болеслав Прус. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Болеслав Прус
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
za wiedza!… No i zasługi już ma; zrobił kilka wynalazków.

      – Tak, to niepospolity człowiek – rzekł Wokulski. – Któż jeszcze bawi u prezesowej?…

      – Stale to już nikt, ale bardzo często przyjeżdżają na kilka dni, czasem na tydzień, pan Łęcki z córką. Dystyngowana osoba – mówił dalej baron – pełna rzadkich przymiotów. Pan wreszcie ich zna? Szczęśliwy ten, komu odda serce i rękę! Co to, panie, za wdzięk, co za rozum; doprawdy, czcić ją można jak istną boginię… Nie znajduje pan?

      Wokulski oglądał się po okolicy nie mogąc zdobyć się na odpowiedź. Szczęściem, wybiegł w tej chwili posługacz stacyjny donosząc baronowi, że zajechał powóz.

      – Wybornie! – zawołał baron i dał mu parę złotych. – Odnieś, kochanku, nasze rzeczy, a my, panie, jedźmy… Za dwie godziny pozna pan moją narzeczoną…

      V. Wiejskie rozrywki

      Z kwadrans upłynął, zanim upakowano rzeczy w powozie. Nareszcie Wokulski i baron usiedli, furman w piaskowej liberii192 machnął batem w powietrzu i para dzielnych siwych koni ruszyła wolnym kłusem.

      – O, panią Wąsowską rekomenduję panu – mówił baron. – Brylant, nie kobieta, a jaka oryginalna!… Ani myśli iść drugi raz za mąż, choć lubi pasjami, ażeby ją otaczano. Trudno jej, panie, nie uwielbiać, a uwielbiać rzecz niebezpieczna. Starskiemu płaci dzisiaj za wszystkie jego bałamuctwa. Pan zna Starskiego?

      – Widziałem go raz…

      – Dystyngowany człowiek, ale nieprzyjemny – mówił baron – antypatia mojej narzeczonej. Tak działa jej na nerwy, że biedaczka traci humor w jego towarzystwie. I nie dziwię się, bo to są wprost przeciwne natury: ona poważna – on letkiewicz193, ona uczuciowa, nawet sentymentalna – on cynik.

      Wokulski słuchając gawędy barona oglądał się po okolicy, która powoli zmieniała fizjognomię. W pół godziny za stacją ukazały się na widnokręgu lasy, bliżej wzgórza; droga wiła się między nimi, wbiegała na ich szczyty lub spadała na dół.

      Na jednym z takich wzniesień furman zwrócił się do nich i wskazując batem przed siebie rzekł:

      – O, państwo tam jadą brekiem194.

      – Gdzie? kto? – zawołał baron, prawie wspinając się na kozioł. – A tak, to oni… Żółty brek i gniada czwórka… Ciekawym, kto jedzie? Niech no pan spojrzy…

      – Zdaje mi się, że widzę coś pąsowego – odparł Wokulski.

      – A, to pani Wąsowska. Ciekawym, czy jest i moja narzeczona?… – dodał ciszej.

      – Jest kilka pań – rzekł Wokulski, któremu w tej chwili przypomniała się panna Izabela. „Jeżeli jedzie z nimi, to dobra wróżba” – pomyślał.

      Oba ekwipaże195 szybko zbliżały się do siebie. Na breku gwałtownie strzelano z bata, wołano, wywijano chustkami, w powozie zaś baron coraz wychylał się i drżał ze wzruszenia.

      Powóz stanął, ale rozpędzony brek przeleciał około niego jak burza śmiechów i okrzyków i zatrzymał się o kilkadziesiąt kroków dalej. Widocznie naradzano się nad czymś w sposób hałaśliwy i zapewne coś uradzono, gdyż towarzystwo wysiadło, a brek pojechał dalej.

      – Dzień dobry, panie Wokulski! – zawołał z kozła ktoś wywijając długim batem. Wokulski poznał Ochockiego.

      Baron pobiegł w stronę towarzystwa. Naprzeciw wysunęła się dama w białej narzutce, z białą koronkową parasolką i szła powoli z wyciągniętą do niego ręką, z której zdawał się opadać szeroki rękaw. Baron już z daleka zdjął kapelusz i dopadłszy narzeczonej, prawie zanurzył się w jej rękawie. Po wybuchu czułości, który o ile był krótkim dla niego, o tyle wydał się bardzo długim dla widzów, baron nagle oprzytomniał i rzekł:

      – Pozwoli pani, że przedstawię pana Wokulskiego, mego najlepszego przyjaciela… Ponieważ zabawi tu dłużej, więc w tej chwili obliguję196, ażeby w czasie mojej nieobecności zastępował przy pani moje miejsce…

      Znowu złożył kilka pocałunków w głąb rękawa, skąd do Wokulskiego wysunęła się prześliczna ręka. Wokulski uścisnął ją i poczuł lodowaty chłód; spojrzał na damę w białej narzutce i zobaczył pobladłą twarz z wielkimi oczyma, w których widać było smutek i obawę.

      „Szczególna narzeczona!” – pomyślał.

      – Pan Wokulski!… – zawołał baron zwróciwszy się do dwu pań i mężczyzny, którzy już zbliżyli się do nich. – Pan Starski… – dodał.

      – Już miałem przyjemność… – odezwał się Starski uchylając kapelusz.

      – I ja – odparł Wokulski.

      – Jakże teraz usadowimy się? – spytał baron na widok nadjeżdżającego breku.

      – Jedźmy wszyscy razem! – zawołała młoda blondynka, w której Wokulski domyślił się panny Felicji Janockiej.

      – Bo w naszym powozie są dwa miejsca… – słodko zauważył baron.

      – Rozumiem, ale nic z tego – odezwała się pięknym kontraltem dama w pąsowej sukni. – Narzeczeni pojadą z nami, a do powozu niech siądą, jeżeli chcą, pan Ochocki z panem Starskim.

      – Dlaczego ja? – zawołał z wysokości kozła Ochocki.

      – Albo ja? – dodał Starski.

      – Bo pan Ochocki źle powozi, a pan Starski jest nieznośny – odpowiedziała rezolutna wdówka.

      Teraz Wokulski spostrzegł, że dama ta ma pyszne kasztanowate włosy i czarne oczy, a całą fizjognomię wesołą i energiczną.

      – Już mi pani daje dymisję! – westchnął komicznie Starski.

      – Pan wie, że ja zawsze daję dymisję wielbicielom, którzy mnie nudzą. No, ale siadajmy, moi państwo. Narzeczeni naprzód. Fela obok Ewelinki.

      – O nie! – zaprotestowała blondynka. – Siądę na końcu, bo babcia nie pozwala mi siadać przy narzeczonych.

      Baron z większą elegancją aniżeli zręcznością podsadził narzeczoną i sam usiadł naprzeciw niej. Potem wdówka zajęła miejsce obok barona, Starski obok narzeczonej, a panna Felicja obok Starskiego.

      – Prosimy – odezwała się wdówka do Wokulskiego zbierając w fałdy swoją pąsową suknię, która rozesłała się na połowie ławki.

      Wokulski usiadł naprzeciw panny Felicji i spostrzegł, że dziewczynka patrzy na niego z pełnym zachwytu podziwem, rumieniąc się co chwilę.

      – Czy nie moglibyśmy prosić pana Ochockiego, ażeby lejce oddał stangretowi? – rzekła wdówka.

      – Moja pani, cóż mi pani wiecznie robi jakieś awantury! – oburzył się Ochocki. – Właśnie, że ja będę powoził.

      – Więc daję słowo honoru, że wybiję pana, jeżeli nas wywrócisz.

      – To się jeszcze pokaże – odparł Ochocki.

      – Słyszeliście państwo, ten człowiek mi grozi! – zawołała wdówka. – Czy nie ma tu nikogo, który by się za mną ujął?

      – Ja panią pomszczę – wtrącił Starski dość lichą polszczyzną. – Przesiądźmy się we dwoje do tamtego powozu.

      Piękna wdowa wzruszyła ramionami, baron znowu całował rączki swojej narzeczonej, która uśmiechając się rozmawiała


<p>192</p>

liberia – oficjalny ubiór służby. Pierwotnie był to oficjalny strój noszony przez służących królewskich. [przypis edytorski]

<p>193</p>

letkiewicz – człowiek lekkomyślny. [przypis edytorski]

<p>194</p>

brek – powóz odkryty, z ławkami umieszczonymi naprzeciwko siebie, wzdłuż pojazdu. [przypis redakcyjny]

<p>195</p>

ekwipaż – rodzaj luksusowego powozu konnego. [przypis edytorski]

<p>196</p>

obligować – zobowiązywać. [przypis redakcyjny]