Gdy tym sposobem zawiodły cię wszystkie ziemskie rozumy i potęgi, zwróciłeś się do bogów. Boso, z głową posypaną popiołem, przyszedłeś jako pokutnik do tej wielkiej świątyni, gdzie za pomocą modlitw i umartwień oczyściłeś ciało swoje, a wzmocniłeś ducha. Bogowie, a w szczególności potężna Hator wysłuchała twych próśb i przez niegodne moje usta da ci odpowiedź, którą obyś głęboko zapisał w sercu!…
„Skąd on wie – myślał tymczasem książę – że ja wypytywałem pisarzy i nomarchów?… Aha, powiedział mu o tym Mefres i Mentezufis… Zresztą oni wszystko wiedzą!…”
– Posłuchaj – mówił Pentuer – a odsłonię ci, za pozwoleniem obecnych tu dostojników, czym był Egipt czterysta lat temu, za panowania najsławniejszej i najpobożniejszej dynastii dziewiętnastej, tebeńskiej, a czym jest dziś…
Kiedy pierwszy faraon tamtej dynastii, Ramen-pehuti-Ramessu, objął władzę nad krajem, dochody skarbu państwa w zbożu, bydle, piwie, skórach, kruszcach i rozmaitych wyrobach wynosiły sto trzydzieści tysięcy talentów. Gdyby istniał naród, który wszystkie te towary mógłby nami wymienić na złoto, faraon miałby rocznie sto trzydzieści trzy tysiące min13 złota. A że jeden żołnierz może dźwigać na plecach dwadzieścia sześć min ciężaru, więc dla przeniesienia tego złota trzeba by użyć około pięciu tysięcy żołnierzy.
Kapłani zaczęli szeptać między sobą, nie ukrywając zdziwienia. Nawet książę zapomniał o człowieku zamęczonym w podziemiach.
– Dziś – mówił Pentuer – roczny dochód jego świątobliwości, we wszystkich produktach tej ziemi, wart jest tylko dziewięćdziesiąt osiem tysięcy talentów. Za co można by dostać tyle złota, że do przeniesienia go potrzeba by tylko czterech tysięcy żołnierzy.
– O tym, że dochody państwa bardzo zmniejszyły się, wiem – wtrącił Ramzes – ale dlaczego?
– Bądź cierpliwym, sługo boży – odparł Pentuer. – Nie tylko dochód jego świątobliwości uległ zmniejszeniu…
Za dziewiętnastej dynastii Egipt miał pod bronią sto osiemdziesiąt tysięcy ludzi. Gdyby za sprawą bogów każdy ówczesny żołnierz zamienił się w kamyk wielkości winnego grona…
– To być nie może – szepnął Ramzes.
– Bogowie wszystko mogą – surowo rzekł arcykapłan Mefres.
– Albo lepiej – mówił Pentuer – gdyby każdy żołnierz położył na ziemi jeden kamyk, byłoby sto osiemdziesiąt tysięcy kamyków i spojrzyjcie, dostojni ojcowie, kamyki te zajęłyby tyle miejsca…
Wskazał ręką czerwonawej barwy prostokąt, który leżał na dziedzińcu.
– W tej figurze mieściłyby się kamyki rzucone przez każdego żołnierza z czasów Ramzesa I. Figura ta ma dziewięć kroków długości i około pięciu szerokości. Figura ta jest czerwona, ma barwę ciała Egipcjan, gdyż w owych czasach wszyscy nasi żołnierze składali się tylko z Egipcjan…
Kapłani znowu zaczęli szeptać. Książę sposępniał, zdawało mu się bowiem, że jest to przymówka do niego, który lubił cudzoziemskich żołnierzy.
– Dziś – ciągnął Pentuer – z wielkim trudem zebrałoby się sto dwadzieścia tysięcy wojowników. Gdyby zaś każdy z nich rzucił na ziemię swój kamyk, można by utworzyć taką oto figurę… Patrzcie, dostojni…
Obok pierwszego leżał drugi prostokąt, mający tę samą wysokość, ale znacznie krótszą podstawę. Nie miał też barwy jednolitej, lecz składał się z kilku pasów różnego koloru.
– Ta figura ma około pięciu kroków szerokości, lecz długa jest tylko na sześć kroków. Ubyła więc państwu ogromna ilość żołnierzy, trzecia część tej, jaką posiadaliśmy.
– Państwu więcej przyda się mądrość takich jak ty, proroku, aniżeli wojsko – wtrącił arcykapłan Mefres.
Pentuer skłonił się przed nim i mówił dalej:
– W tej nowej figurze, przedstawiającej dzisiejszą armię faraonów, widzicie, dostojni, obok barwy czerwonej, która oznacza rodowitych Egipcjan, jeszcze trzy inne pasy: czarny, żółty i biały. Przedstawiają one wojska najemnicze: Etiopów, Azjatów i Libijczyków tudzież Greków. Jest ich razem ze trzydzieści tysięcy, ale kosztują tyle, co pięćdziesiąt tysięcy Egipcjan…
– Należy czym prędzej znieść obce pułki!… – rzekł Mefres. – Drogie są, nieprzydatne, a uczą nasz lud bezbożności i zuchwalstwa. Dziś już wielu Egipcjan nie pada na twarz przed kapłanami, ba! niejeden posunął się do kradzieży w świątyniach i grobach…
Zatem precz z najemnikami… – mówił zapalczywie Mefres. – Kraj ma z nich same szkody, a sąsiedzi podejrzewają nas o nieprzyjacielskie zamysły…
– Precz z najemnikami!… Rozpędzić buntowniczych pogan!… – odezwali się kapłani.
– Gdy po latach, Ramzesie, wstąpisz na tron – mówił Mefres – spełnisz ten święty obowiązek względem państwa i bogów…
– Tak, spełnij!… Uwolnij twój lud od niewiernych!… – wołali kapłani.
Ramzes pochylił głowę i milczał. Krew uciekła mu do serca, czuł, że ziemia chwieje mu się pod nogami.
On ma rozpędzić najlepszą część wojska!… On, który chciałby mieć dwa razy większą armię i ze cztery razy tyle walecznych pułków najemnych!…
„Bez miłosierdzia są nade mną!…” – pomyślał.
– Mów, z nieba zesłany Pentuerze – odezwał się Mefres.
– Tak więc, święci mężowie – ciągnął Pentuer – poznaliśmy dwa nieszczęścia Egiptu: zmniejszyły się dochody faraona i jego armia…
– Co tam armia!… – mruknął arcykapłan, pogardliwie wstrząsając ręką.
– A teraz, za łaską bogów i waszym zezwoleniem, okażę wam: dlaczego tak się stało i z jakich powodów skarb i wojska będą zmniejszały się w przyszłości.
Książę podniósł głowę i patrzył na mówiącego. Już nie myślał o człowieku mordowanym w podziemiach.
Pentuer przeszedł kilkanaście kroków wzdłuż amfiteatru, za nim dostojnicy.
– Czy widzicie u stóp waszych ten długi a wąski pas zieloności, zakończony szerokim trójkątem? Po obu stronach pasa leżą wapienie, piaskowce i granity, a za nimi obszary piasku. Środkiem płynie struga, która w trójkącie rozdziela się na kilka odnóg…
– To Nil!… To Egipt!… – wołali kapłani.
– Uważajcie no – przerwał wzruszony Mefres. – Obnażam rękę… Czy widzicie te dwie niebieskie żyły, biegnące od łokcia do pięści?… Nie jestże to Nil i jego kanał, który poczyna się