Listy perskie. Charles Montesquieu. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Charles Montesquieu
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
dla tych jest zawsze winny. W wątpliwym wypadku mają za regułę chylić się na stronę surowszą; zapewne dlatego, że uważają ludzi zasadniczo za złych. Ale, z drugiej strony, mają o nich tak dobre mniemanie, że uważają ich wręcz za niezdolnych do kłamstwa, w każdym wypadku; przyjmują bowiem świadectwo śmiertelnych wrogów obwinionego, kobiet złego prowadzenia, ludzi uprawiających haniebne rzemiosło. W wyroku swoim wtrącają parę grzeczności dla tych, którzy stoją odziani w siarczaną koszulę; powiadają, że bardzo im przykro widzieć ich w tak żałosnym odzieniu; powiadają o sobie, że są łagodni, że brzydzą się krwią, że są w rozpaczy, iż musieli ich skazać; aby się zaś pocieszyć, konfiskują dobra nieszczęśliwych na swą korzyść.

      Szczęśliwa ziemia, zamieszkała przez dzieci proroka! Te żałosne widowiska są tam czymś nieznanym. Święta religia, którą przynieśli aniołowie, broni się własną prawdą; nie potrzebuje tych brutalnych środków, aby się utrzymać.

      Paryż, 4 dnia księżyca Chalwal, 1712.

      List XXX. Rika do tegoż, w Smyrnie

      Mieszkańcy Paryża odznaczają się ciekawością, przechodzącą wprost granice. Skoro przybyłem, przyglądano mi się tak, jak gdybym zstąpił z nieba: starcy, mężczyźni, kobiety, dzieci. Kiedym wychodził z domu, wszystko cisnęło się do okien: gdym się zjawił w Tuileriach, tworzyło się zwarte koło; kobiety zwłaszcza otaczały mnie barwnym łukiem tęczy o tysiącznych odcieniach. Kiedym był w teatrze, sto lornetek mierzyło mi prosto w twarz: słowem, nie było człowieka bardziej oglądanego ode mnie. Śmiać mi się chciało, gdym słyszał ludzi, którzy nie wyściubili nosa ze swego podwórka, mówiących: „Trzeba przyznać, że bardzo wygląda na Persa”. Cudowna rzecz! wszędziem spotykał swoje portrety; widziałem swój konterfekt w tysiącach sklepików, na wszystkich kominkach, tak wszystko było spragnione mego widoku.

      Tyle zaszczytów zaczyna ciążyć: nie uważałem się za tak osobliwego i rzadkiego człowieka, i mimo, że mam dobre mniemanie o sobie, nigdy bym nie myślał, że przybywając zupełnie nieznany, mogę zmącić spokój miasta. To sprawiło, że porzuciłem ubiór perski i wdziałem szaty europejczyka, aby się przekonać, czy zostanie jeszcze coś godnego podziwu w mej fizjognomii. Ta próba pouczyła mnie o mej rzeczywistej wartości. Wolny od obcej ozdoby, stałem się przedmiotem słuszniejszej oceny. Mógłbym żywić urazę do krawca, który w jednej chwili pozbawił mnie uwagi i szacunku ogółu: zapadłem bowiem w straszliwą nicość. Zdarzyło mi się bawić godzinę w towarzystwie, nim ktokolwiek spojrzał i zagadał do mnie; ale, gdy ktoś przypadkiem wspomniał, że jestem Persem, natychmiast słyszałem dokoła brzęczenie: „A, a, pan jest Pers! To nadzwyczajne, w istocie! jak to możliwe, aby ktoś był Persem!”

      Paryż, 6 dnia księżyca Chalwal, 1712.

      List XXXI. Rhedi do Usbeka, w Paryżu

      Jestem, drogi Usbeku, w Wenecji. Można widzieć wprzód wszystkie miasta świata, a zdumieć się Wenecją: zawsze wprawi w osłupienie widok miasta, wież, meczetów wynurzających się z wody, i niezliczona mnogość ludu w miejscu, gdzie powinny by być tylko ryby.

      Ale to nieczyste miasto cierpi na niedostatek skarbu najcenniejszego na świecie, to znaczy płynącej wody; niepodobna tu dopełnić bodaj jednej ablucji. Stąd, miasto to jest przedmiotem wstrętu dla proroka: ilekroć spojrzy na nie z niebios, serce jego napełnia się gniewem.

      Gdyby nie to, drogi Usbeku, zachwycony byłbym pobytem w tym miejscu, gdzie umysł mój bogaci się z każdym dniem. Poznaję tajemnice handlu, politykę książąt, kształt ich rządu; nie zaniedbuję nawet przesądów europejskich; zgłębiam medycynę, fizykę, astronomię; przykładam się do sztuk; słowem, wydobywam się z chmur, przesłaniających moje oczy w krainie, gdziem się urodził.

      Wenecja, 16 dnia księżyca Chalwal, 1712.

      List XXXII. Rika do ***

      Wybrałem się obejrzeć dom, w którym utrzymują dość nędznie około trzystu osób27. Byłbym wnet skończył oględziny, kościół bowiem i budynki nie przedstawiają nic ciekawego. Mieszkańcy zdawali się dość weseli; wielu grało w karty i inne gry, których nie znałem. Kiedym opuszczał dom, jeden z nich wychodził równocześnie; usłyszawszy, że pytam o drogę do Marais, najodleglejszej dzielnicy Paryża, rzekł: „Spieszę tam właśnie, zaprowadzę pana; proszę za mną”. Zaprowadził mnie wyśmienicie, ratował mnie po drodze z kłopotów i chronił zręcznie od karoc i pojazdów. Kiedyśmy już byli bliscy celu, zdjęła mnie ciekawość: „Przyjacielu, rzekłem, czy nie mógłbym wiedzieć, kto jesteś? – Jestem ślepy, panie, odparł. – Jak to! wykrzyknąłem, jesteś ślepy? I czemuż nie poprosiłeś tego dobrego człowieka, który grał z tobą w karty, aby nas przeprowadził? – On jest też ślepy, odparł; już od czterystu lat mieszka nas w tym domu trzystu ślepych. Ale trzeba mi pana pożegnać; oto ulica, której szukałeś. Ja wmieszam się w tłum: wstąpię do tego oto kościoła, gdzie, ręczę panu, więcej sprawię kłopotu innym, niż sam go będę doznawał.”

      Paryż, 17 dnia księżyca Chalwal, 1712.

      List XXXIII. Usbek do Rhediego, w Wenecji

      Wino jest tak drogie w Paryżu, wskutek podatków jakimi je obłożono, że chyba zamierzano w ten eposób zniewolić ludność do przepisów świętego Alkoranu28, który zabrania użytku wina.

      Kiedy myślę o zgubnych skutkach tego napoju, widzę w nim najstraszliwszy podarek natury. Jeśli coś skalało życie i reputację naszych władców, to niewstrzemięźliwość; najbardziej zatrute źródło ich gwałtów i okrucieństwa.

      Powiem wręcz, na hańbę ludzi: prawo broni naszym książętom wina29, oni zaś posuwają się do wybryków opilstwa spychających ich poniżej godności ludzkiej. Przeciwnie napój ten dozwolony jest książętom chrześcijańskim, a nie widzi się, aby ich prowadził do jakich zdrożności. Duch ludzki jest samą sprzecznością. W obłąkanej, zaiste, swywoli, buntujemy się przeciw nakazom; prawo, stworzone aby nas czynić sprawiedliwszymi, służy często tylko na to, aby mnożyć liczbę występków.

      Ale, potępiając ów płyn przyprawiający o utratę rozumu, nie potępiam wraz z nim napojów, które dają nam wesele ducha. Jest to mądrością ludów Wschodu, iż szukają lekarstw przeciw smutkowi tak pilnie, jak przeciw najniebezpieczniejszym chorobom. Kiedy na mieszkańca Europy spadnie nieszczęście, nie ma on innego ratunku, jak czytanie filozofa, zwanego Seneką: Azjaci, dorzeczniejsi w tym od nich i lepsi lekarze, uciekają się do napojów zdolnych uczynić człowieka wesołym i uśpić pamięć niedoli.

      Nie ma nic równie żałosnego jak pociechy czerpane z konieczności zła, bezsilności lekarstw, fatalności losu, zrządzenia Opatrzności i z powszechnej niedoli natury ludzkiej. To czyste żarty, chcieć złagodzić ból rozważaniem, iż jesteśmy z urodzenia podatni nieszczęściu: o wiele lepiej jest wyrwać ducha poza krąg myśli, trafiając do naszego czucia raczej niż do rozumu.

      Dusza, zespolona z ciałem, żyje pod jego tyranią. Kiedy obieg krwi jest zbyt powolny, kiedy soki nie są dość oczyszczone lub nie są w dostatecznej ilości, popadamy w przygnębienie i smutek. Otóż, zażywszy owych napojów zdolnych odmienić tę cielną dyspozycję, dusza staje się znowuż skłonna do wrażeń budzących w niej wesele, i czuje tajemną radość, widząc, jak ustrój jej odzyskuje niejako własny ruch i życie.

      Paryż, 25 dnia księżyca Zilkade, 1712 30.

      List XXIV. Usbek do Ibbena, w Smyrnie

      Kobiety w Persji piękniejsze są niż we Francji; Francuzki w zamian są ładniejsze. Trudno nie kochać pierwszych, a nie podobać sobie w towarzystwie drugich: jedne są tkliwsze i skromniejsze, drugie weselsze


<p>27</p>

dom, w którym utrzymują dość nędznie około trzystu osób – przytułek dla trzystu niewidomych, tzw. Quinze-Vingts. [przypis tłumacza]

<p>28</p>

Alkoran, dziś Koran – święta księga islamu, przekazująca nauki Mahometa, zawiera nakazy religijne i podstawy prawa obowiązującego muzułmanów. [przypis edytorski]

<p>29</p>

prawo broni naszym książętom wina, oni zaś posuwają się do wybryków opilstwa spychających ich poniżej godności ludzkiej – Szach Soliman (zm. 1694) oraz Szach Hussein, panujący w Persji w chwili powstania tej książki, hołdowali nałogowi pijaństwa. [przypis tłumacza]

<p>30</p>

25 dnia księżyca Zilkade, 1712 – w wydaniach fr. figuruje tu rok 1713. [przypis edytorski]