Bałem się, że będą się na mnie gniewali.
Bałem się, że powiedzą: „Głowę dzieciom zawraca”.
Albo: „Dzieci mają czas myśleć o tym wszystkim, gdy będą już starsze”.
Albo: „I tak dzieci nie bardzo chcą się słuchać, a teraz na dobre dopiero zaczną krytykować dorosłych”.
„Będzie im się zdawało, że wszystko wiedzą, będą zarozumiałe…”.
Dawno, bardzo dawno chciałem napisać taką książkę, ale ciągle odkładałem próbę.
Bo to jest próba.
Próba może się nie udać.
Jeżeli się nawet uda, muszą być błędy. Bo kto robi coś nowego, popełnia omyłki.
Będę ostrożny. Będę się starał, żeby książka była zajmująca, chociaż to ani podróż, ani powieść historyczna, ani opowiadanie przyrodnicze.
Długo szukałem i nie wiedziałem, jak książkę nazwać.
Aż raz powiedział chłopiec:
– Dużo zmartwień mamy dlatego, że nie znamy prawideł życia. Czasem dorośli wytłomaczą1 spokojnie, a często gniewają się. Nieprzyjemnie, gdy się gniewają.
I zrozumieć trudno. I zapytać się nie można. I przychodzą do głowy różne przeciwne myśli.
Tak właśnie powiedział chłopiec:
„Przychodzą do głowy różne przeciwne myśli”.
Wziąłem kartkę papieru i napisałem:
„Prawidła życia”.
Patrzę:
Chłopiec prawdę powiedział – tak dobrze.
I ułożyłem plan.
Napiszę o domu, o rodzicach, braciach i siostrach, o zabawach i zmartwieniach w domu.
Potem o ulicy.
Potem o szkole.
Potem o chłopcach2, którzy myślą, co widzą w domu, na ulicy i w szkole.
Bo nie każdy się tylko bawi, ale każdy patrzy, słucha, co mówią inni, i sam rozważa.
To nie powieść ani książka szkolna – to książka naukowa.
Są ludzie, którzy wolą książki awanturnicze, czarodziejskie, straszne przygody, smutne albo zabawne. A są ludzie, którzy mówią, że najciekawsze są właśnie książki naukowe.
Z książek szkolnych człowiek się uczy, powieść czyta się prędko, przy czytaniu książki naukowej człowiek sam dużo myśli. Troszkę przeczyta, potem różne rzeczy sobie przypomina, czasem dziwi się i zastanawia, czy naprawdę tak, czy nie.
Bo zdarza się, że jeden mówi inaczej i drugi inaczej.
Młodzi mają różne własne sprawy, własne zmartwienia, własne łzy i uśmiechy, własne młode poglądy i młodą poezję.
Często ukrywają przed dorosłymi, bo się wstydzą, nie ufają, bo boją się, żeby się z nich nie śmieli.
Lubią słuchać, kiedy dorośli rozmawiają ze sobą – i bardzo chcą wiedzieć.
Chcą poznać – prawidła życia.
Najbliżsi
Pierwszy wyraz małego dziecka: „mama”.
Nie pamiętam, czy mi ktoś powiedział, czy w książce czytałem, że najstarszy wyraz, który dzicy jeszcze ludzie wymyślili – też właśnie był: „mama”, i dlatego we wszystkich językach ten pierwszy wyraz ludzki jest podobny.
Po grecku – meter, po łacinie – mater, po francusku – mère, po niemiecku – Mutter.
Moja mama – ma mère – meine Mutter – mea mater – mia meter.
Już maleńkie dziecko zna swoją matkę. Jeszcze mówić ani chodzić nie umie, a ręce do matki wyciąga. Pozna nawet w ogrodzie, gdy się zbliży – i śmieje się z daleka. Nawet w nocy pozna po głosie, po oddechu. Nawet dzieci niewidome i ociemniałe, gdy dotkną ręką twarzy, wiedzą i mówią:
– Mama – mamusia – mateczka.
Raz chłopiec powiedział tak:
– Ja i dawniej myślałem, ale teraz mam trudniejsze myśli. Kiedy byłem mały, miałem łatwe myśli.
Jakie są łatwe myśli o matce?
Że mama jest dobra, że jest wesoła albo się gniewa, albo smutna, zdrowa czy chora.
Że mama pozwala, daje albo zabrania, że chce albo nie chce.
Dopiero później spotyka się różne inne matki, nie tylko własną.
Więc są matki młode, wesołe i uśmiechnięte, są skłopotane, zmęczone, zapracowane, są wykształcone bardzo albo mniej, bogate i biedne, w kapeluszu albo w chustce na głowie.
Nieprzyjemnie, jeżeli mama wyszła i długo nie wraca. Bywa, że mama co dzień wychodzi do pracy albo wyjechała na długo. Ciężko myśleć, że są sieroty.
A jeszcze później usłyszy się albo przeczyta w gazecie, że matka podrzuciła dziecko na ulicy. Dziecko nie pamięta nawet, nie ma fotografii ani żadnej pamiątki po matce. Właśnie ta mama, która powinna być najbliższa, jeszcze bliższa niż ojciec.
– Tatuś – ojczulek.
I znów:
Łatwe myśli, że ojciec pracuje i zarabia, i daje mamie pieniądze. Ale nie zawsze tak bywa: ojciec chory albo nie może znaleźć zajęcia. Czasem ojciec w domu pracuje, czasem gdzieś na mieście albo wyjeżdża często do innego miasta, albo wyjechał daleko i tylko listy przysyła.
Łatwe myśli są wtedy, gdy rodzice zdrowi, gdy jest w domu wszystko, czego potrzeba, gdy wszyscy żyją w zgodzie i nie ma zmartwień.
Ja, który piszę tę książkę, znam bardzo wiele rodzin, a w każdym domu jest choć trochę inaczej. Moje dorosłe myśli są bardzo trudne i długie. Ty, miły Czytelniku, możesz obliczyć, ile znasz domów znajomych i kolegów, ja już nie mogę: dużo – bardzo dużo.
Znam chłopca, który mieszka u babci, i dziewczynkę, którą ciocia wzięła do siebie. A bardzo wiele dzieci mieszka u obcych: w szpitalach, internatach, schroniskach, na stancjach.
Rodzice mieszkają na wsi, gdzie nie ma szkoły, więc posyłają do miasta. Albo rodzice w mieście, a doktór3 kazał posłać chorego na wieś do uzdrowiska.
W szkole poznaje się kolegów i rozmawia – i dowiaduje się raz wraz czegoś nowego. Czyta się powieści i poznaje, jak różnie jest na świecie, jak jednym dobrze, innym niedobrze.
Każdy chce, żeby wszyscy w domu byli spokojni i uśmiechnięci, żeby nie było zmartwień. Ale trzeba się pogodzić, że nie wszystko i nie zawsze może być najlepiej. Jeden dzień wesoły, drugi smutny, jedno się uda, drugie nie. Raz słońce świeci, raz deszcz pada.
– Trudno, już takie jest życie – powiedział chłopiec.
Czy lepiej być jedynakiem, czy lepiej mieć brata, czy siostrę? Czy lepiej być młodszym, czy starszym?
Ktoś był jeden, potem urodził się mały braciszek. Czy się cieszy?
Nie można nawet obliczyć, jak różnie bywa.
Może być mały brat, duży brat i prawie dorosły. Może być jeden starszy, drugi młodszy. Dwie starsze siostry, dwie małe. Mały brat, duża siostra. Duży brat, mała siostra.
Co lepiej?
Nie mogę dać odpowiedzi, nie wiem, i nikt tego nie wie.
– Co wolisz?
– Wolę tak, jak jest – powiedziała dziewczynka.
Są ludzie, którzy łatwo się cieszą, weseli, zadowoleni. Wszystko im się podoba. Nawet nie myślą, żeby było inaczej. Inni łatwo i często się złoszczą.
Jeżeli można coś zmienić, warto się