Powiedziała, że się odezwie, kiedy ogarnie sytuację.
W niedzielę wieczorem napisała. Kilka żałosnych słów, jakie można by napisać do każdego. Pojechał, przepraszam. Spadaj, kretynie.
Mogła sobie darować dalsze mejle i WhatsAppy, bo nie zamierzałem przeczytać już nic więcej. W poniedziałek widziałem ją tylko z daleka, ale nawet z oddalenia dostrzegłem jej podkrążone oczy. Jeśli nie może spać, niech sobie weźmie do łóżka jakiegoś innego chętnego naiwniaka. Bo ja nie dam się nikomu okładać po twarzy.
Z tych przyjemnych myśli we wtorek wyrwał mnie łokieć Adama, który boleśnie wbił mi się w żebra.
– Stary, zaczynasz mnie wkurzać – syknął, kiedy matematyk odwrócił się do tablicy. – Jesteś dla mnie argumentem numer jeden, żeby trzymać się z daleka od lasek. Serio. Przez ciebie zostanę homo.
Uniosłem głowę i się uśmiechnąłem.
– Sorry, ale jeśli marzyłeś skrycie, żebym został twoim partnerem, to nie jestem jeszcze gotowy na takie eksperymenty – szepnąłem.
Nie wiedziałem, na co jestem gotowy, może na hipnozę, która pomogłaby mi wybić sobie z głowy pewną właścicielkę szarych oczu. I apetycznych piersi.
I nóg, długich pięknych nóg, które…
– Nie wiem, któremu z was mam ochotę przywalić, ale ponieważ jesteś moim kumplem, to chyba zacznę od niej – szepnął Adam.
– Daj spokój, to skomplikowane.
Czasem warto zacytować mądrość starszych sióstr.
– Co ci się stało?! – Adam wyraźnie był wkuty. – Jezu, stary, weź się ogarnij. Chcesz pogadać?
Popatrzyłem na niego, jakby go popieprzyło.
– Okej, no to będziesz dziś na treningu? – chciał wiedzieć.
– Jasne.
Nie miałem ochoty z nikim gadać. Chociaż nie, chętnie pogadałbym z Dominikiem, żeby mu powiedzieć, że świat to raczej trzeba chronić przed Ellą, a nie Ellę przed światem.
Że mnie trzeba chronić przed Ellą.
Zerknąwszy na ekran komórki, zauważyłem, że liczba nieodebranych wiadomości WhatsApp jeszcze wzrosła. Nie mogłem z jej powodu przestać korzystać z aplikacji. Może powinienem ją usunąć z kontaktów? Albo chociaż zablokować?
Dwadzieścia trzy wiadomości od Elli. I zmiana w miejscu jej zdjęcia profilowego, które dotąd było puste. Teraz ukazywało odkręcony słoik Nutelli. Z łyżeczką w środku.
Coś mnie ścisnęło w piersi tak bardzo, że przez chwilę nie byłem w stanie oddychać. Palec nad nieodebranymi wiadomościami zadrżał, ale nie uległ.
Gdybym raz jeszcze mógł dotknąć palcami jej warg… jej obojczyków…
I. Was. So. Fucking. Lost.
Gdy przed wyjściem ze szkoły po wieczornym treningu siatkówki sięgałem do szafki po kurtkę, na podłogę sfrunęła pojedyncza biała karteczka, na której ktoś napisał ślicznym charakterem osiem wersów. Przeczytałem.
Gdybym mogła zapytać anioła,
czy do nieba dziś ponieść mnie zdoła,
wskazałby na mnie rąbeczkiem skrzydła
i powiedział, że Ella mu zbrzydła.
Potem wzniósłby do nieba swe oczy
i oświadczył, żeś mnie zauroczył.
Więc od dziś, tak od razu, na już
Jonasz Elli przeklętej jest stróż.
Zamrugałem. Przełknąłem ślinę. I szeroko się uśmiechnąłem.
To były najstraszniejsze rymy na świecie, które równocześnie porażały słodyczą. Nie zamieniłbym ich ani na malinowy chruśniak Leśmiana, ani na ekscentryczne piękno Dickinson.
Wsunąłem cudowną karykaturkę wierszyka do wewnętrznej kieszeni kurtki i z kartką na piersi powlokłem się do domu. Nałożyłem na siebie zakaz sprawdzania skrzynki mejlowej i zbliżania się do komórki, ale Joda zaskoczyła mnie zaraz po przekroczeniu progu mieszkania.
– Lily tu była – zameldowała. – I wydawała się bardzo rozczarowana, że cię nie ma.
– Mam nadzieję, że wywaliłaś ją na zbity pysk. – Poczułem, jak wzbiera we mnie fala wściekłości wymieszana z żółcią i jadem. Nie byłem świadom, że sama wzmianka o niej ciągle kosztuje mnie tyle emocji.
– Mnie nie było, tata ją przyjął. Podobno wypiła herbatę i zabrała jakąś książkę, którą ci pożyczyła.
Zacisnąłem powieki.
– Ojciec jest w domu? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
– Na spotkaniu wspólnoty mieszkaniowej.
– Powiedz, że nie wpuścił jej do mojego pokoju!
– Nie wiem, Jona. Ale jeśli nawet, to na pewno nie zostawił jej samej, nie przejmuj się.
Zamilkła na chwilę, jakby chciała się upewnić, że już mi przeszło, po czym uśmiechnęła się i dodała:
– Poza tym Ella prosiła, żebym – na wypadek gdybyś cieszył się dobrym zdrowiem, a nie gnił sześć stóp pod ziemią – przypomniała ci o pani Emily D. Podobno będziesz wiedział, o kogo chodzi. Więc właśnie ci przypominam i proszę, żebyście się pogodzili.
Komórka zawibrowała sygnałem WhatsAppa. Odczytałem wiadomość Jody. A może Emily. Czy raczej Elli.
Jestem nikim, nikim jestem.
Mamię słowem, ranię gestem.
Ruszasz ze mną na wygnanie,
czy wybierasz pożegnanie?
Westchnąłem ciężko i pomyślałem, że nie wytrzymałbym z Ellą na wygnaniu i postanowiłem odebrać mejle. Mojemu sercu to i tak nie zaszkodzi.
Nalałem sobie szklankę wody i powlokłem się do pokoju.
Na pierwszy rzut oka niczego nie brakowało, ale nie byłem w stanie powiedzieć tego ze stuprocentową pewnością. Zmora patrzyła na mnie niepewnie.
– Co z ciebie za pies obrończy, co? – ofuknąłem ją i wystawiłem za drzwi.
Proszę bardzo, nie byłem lepszy od Elli.
Opadłem na fotel przy biurku i uruchomiłem laptop, żeby przeczytać mejle od dziewczyny, która wywróciła moje życie do góry nogami. Nie wiedziałem, czy loguję się dlatego, że poprosiła mnie o to siostra, czy też potrzebowałem pretekstu, żeby otworzyć korespondencję. Prawda była taka, że czułem się jak narkoman na odwyku i potrzebowałem słów od Elli choćby w postaci elektronicznej.
Choćby już miały nic dla mnie nie znaczyć.
Wiadomości od niej przyjąłem nieufnie, jakby mogły zawierać wirusy, które sprawią, że znów zachoruję na Nutellę. Wiedziałem, że się na nią nie uodporniłem. Byłem czujny, ale bezbronny jak szczeniak, a jednak postanowiłem to sobie zrobić.
Postanowiłem się przekonać, co miała mi do powiedzenia.
Tłumaczyła się z tego, że mnie wyrzuciła. Jak zwykle słuchała kolejnych pościelowych piosenek. Przekonywała, że jestem kimś, kto mógłby ją uleczyć z popieprzenia.
Słodko.
Nie wiedziała, ile