Mój głos zabrzmiał tak gorzko, że wcale się nie zdziwiłam, że Aleksandrze Szulc zrobiło się mnie żal.
– Natychmiast skontaktuję się z tą osobą i uświadomię jej, że sprawa jest w toku i że proszę o niepublikowanie tego nagrania w żadnym medium. Zwłaszcza jeśli ta osoba pragnie zachować anonimowość.
Jasne, pomyślałam.
Odebrałam pannie Lily jej własność i teraz ona postanowiła skutecznie zatruć mi życie. Tak właśnie postępowali psychopaci – znajdowali pretekst do tego, żeby zacząć się na kimś mścić, dobierali odpowiednie do tego w ich mniemaniu środki, podpinali pod to wszystko tak zwaną misję i wio! Ich ofiary mogły się pożegnać z karierą, dobrym imieniem, normalnością.
– Pani dyrektor, obawiam się, że na to jest już za późno. Lily postanowiła zniszczyć mi życie i nie spocznie, dopóki nie osiągnie celu. Z całą pewnością świetnie poradziłaby sobie z tym całkiem sama, ale była pewna, że pani mnie boleśnie ukarze, i tym samym oberwę z dwóch stron.
Czułam się strasznie zmęczona i znużona. Nawet nie miałam komu się poskarżyć. Po pierwsze moi rodzice świetnie się bawili na innym kontynencie, a po drugie guzik ich obchodziły moje problemy. Może wcale nie powinnam powstrzymywać Lily przed upublicznieniem filmiku? Im więcej osób go zobaczy, tym więcej będę miała partnerów do rozmowy!
– Jeszcze raz cię zapewniam, że jej zakomunikuję, że nie wyrażasz zgody na rozpowszechnianie swojego wizerunku. A skoro zostałam włączona w tę sprawę i znam autorkę nagrania, uzmysłowię jej, że pogwałcenie braku zgody byłoby czynem karalnym, zwłaszcza że tego rodzaju akty przemocy rówieśniczej nie są dziś, niestety, rzadkością. – Odniosłam wrażenie, że dyrektorka właśnie potwierdziła mi tożsamość anonimowej osoby zaniepokojonej moim zachowaniem na korytarzu i że zdążyła się zorientować, że Liliana to niezłe ziółko (czy raczej chwast!), które trzeba potraktować herbicydem. – Jesteś wolna, możesz wrócić na lekcję.
Podniosłam się powoli, czując, że brak mi sił.
– Przepraszam za nasze zachowanie. Naszym celem nie było deprawowanie kolegów i koleżanek. Do widzenia – powiedziałam i z ciężkim sercem opuściłam gabinet.
Znów w pierwszej chwili ogarnęło mnie pragnienie, żeby uciec, schować się i wszystko przemyśleć. Nikomu o niczym nie mówić, zdusić to w sobie. Ale nowa Ella, która za wszelką cenę pragnęła normalnieć jak kiełbasa zwyczajna, chciała znaleźć ludzi, z którymi mogłaby się podzielić tym niespodziewanym ciężarem. A tymi ludźmi siłą rzeczy byli Jonasz, Aniela i Adam.
Uznałam, że zamiast snuć się po szkole albo kryć w bibliotece, powinnam wrócić na wuef i natychmiast skonfrontować świadków z kolejnym numerem autorstwa Lily. Pomogłam wuefiście z notowaniem czasów koleżanek, a po zakończonej lekcji wyciągnęłam wszystkich troje na korytarz. Wyglądali pięknie. Mieli zmierzwione włosy, zaróżowione policzki i widoczną na twarzach chęć do życia.
Gdybym potrafiła malować, bez wątpienia przeniosłabym ten obraz na płótno.
No proszę, miałam nie tylko liryczne, ale też artystyczne inklinacje.
– Dlaczego nas tu ściągnęłaś? – zapytał Adam, najbardziej niezadowolony z całej trójki.
– Okej, wiem, że przerwa jest krótka, ale chciałabym wam powiedzieć, z jakiego powodu wylądowałam na dywaniku u dyrektorki – powiedziałam tak szybko, jak się dało, powstrzymując Adama przed odejściem.
– Stary, daj jej chwilę, przecież widzisz, że to coś ważnego – poprosił w moim imieniu Jonasz.
Adam westchnął i założył ramiona na piersi, a kolczyk w jego brwi powędrował w górę. Aniela dała mi znak, bym powiedziała, o co chodzi.
– Pamiętacie wczorajszy moment, kiedy Jonasz i ja całowaliśmy się na ławce w korytarzu? – zapytałam. Potwierdzili skinieniem. Wiadomo, kto by zapomniał. – Przed chwilą się okazało, że pewna życzliwa osoba, w domyśle niejaka Liliana Walter – na dźwięk znienawidzonego imienia i nazwiska Jonasz zacisnął szczęki – nagrała i przesłała filmik dyrektorce po to, żeby mi wlepiła naganę. Czy któreś z was ją widziało?
Zgodnie zaprzeczyli.
– A ja? – zdziwił się Jonasz. – Dlaczego mnie nie wezwano, skoro było nas dwoje?
Westchnęłam ciężko.
– Nagranie pokazuje cię od tyłu, a poza tym to oczywiste, że celem jestem tylko i wyłącznie ja. Mam nie deprawować młodzieży i nie zachęcać do destrukcyjnych zachowań – powiedziałam gorzkim tonem.
– Stałem się ofiarą przemocy seksualnej! – Jonasz udał przerażenie. Nie mogłam uwierzyć, że potrafił żartować nawet w takiej sytuacji! – Ha! Przyznaj, Adam, że każdy facet o tym marzy.
Uśmiechnęli się do siebie, trochę rozładowując atmosferę napiętą jak cięciwa łuku. Ucieszyłam się, bo byłam świadoma, że w każdej chwili byłabym gotowa wypuścić kilka strzał. Trujących.
– Cieszę się, że dobry humor was nie opuszcza, bo nie ukrywam, że mogę potrzebować wsparcia i szeroko pojętej kreatywności. Rozumiem, że mogę na was liczyć, prawda?
Skinęli głowami. Jonasz energicznie, Adam i Aniela z wahaniem.
– Na razie cisza i spokój, nie pokazujemy po sobie, że coś się stało. Nie próbujcie napluć Lily w twarz ani nie wrzucajcie jej do szafki szarańczy. Ale miejcie oczy i uszy szeroko otwarte, a nuż coś wam podpadnie.
– Może uda mi się wybadać coś przez Karolę, mogliśmy się trochę poznać, kiedy wy… – Adam chrząknął, zerkając na Jonasza – byliście razem.
Ruszyłam w jego stronę z pełną determinacji miną.
– Nie, nie zbliżaj się do mnie! – zawołał, unosząc ręce. – Nie wiem, co chcesz mi zrobić, ale to na pewno nie jest nic dobrego.
Podchodziłam coraz bliżej, aż w końcu dopadłam go pod ścianą, skąd już nie mógł się cofnąć, chwyciłam za obie dłonie i cmoknęłam w prawy policzek.
– Dzięki, chłopaki, do zobaczenia.
Ujęłam za rękę Anielę, która sekundę temu wyraźnie zesztywniała, kiedy Adam wspomniał o innej dziewczynie, i pociągnęłam ją w stronę szatni.
– Wiem, że masz większe problemy niż moje głupie serce – jęknęła. – Ogarnę się, obiecuję.
– On cię lubi, kochana – zapewniłam bez przekonania. – Za mało go znam, żeby stwierdzić, o co mu chodzi, ale jeśli ci na nim zależy, nie rezygnuj.
– Czy dyrektorka potwierdziła, że za tym wszystkim stoi Lily? – Anielica postanowiła wrócić do meritum.
– Nie wprost, ale nie wyprowadziła mnie z błędu, więc tego się trzymam.
Popatrzyła na mnie ze zrozumieniem.
– Leć do szatni, zaczekam tutaj – obiecałam.
Kiedy drzwi się za nią zamknęły, poczułam, jak ktoś chwyta mnie od tyłu i przyciąga do muskularnej piersi, zamykając w objęciach. Nie musiałam się oglądać, żeby wiedzieć, kto to jest. Zapach słońca, lasu i nieba owionął mnie, przynosząc obietnicę, że wszystko się ułoży. Nie miałam pojęcia, czy można wierzyć obietnicom słońca, lasu czy nieba, ale postanowiłam w tej chwili nie drążyć, tylko cieszyć się tym, co przynosi wiatr.