Wacław. Juliusz Słowacki. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Juliusz Słowacki
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
>Wacław

      Są przedmioty, których by się pióro poety tknąć nie powinno; takim zapewne jest śmierć Wacława, którego nam Antoni Malczewski tak cudownymi kolorami w poemacie Maria odmalował. Jakiś jednak mimowolny pociąg, chciałbym go nazwać natchnieniem, zmusił mnie do napisania następnego poematu; a od prawdziwych nie odstępując podań, starałem się ile możności zidealizować rzecz pełną czarnych mętów i okropności. Może kilka strof spowiedzi Wacława wyjednają mi u czytelnika nieco pobłażającego sądu dla reszty i ogólnego układu pisma, którego już ani poprawić, ani przemienić nie jestem zdolny; a dwa poprzedzające poemata przybiegną w pomoc broniącemu się od zupełnego potępienia poecie.

      I

      Witaj mi, ziemio stepów gładka, cicha,

      Gdzie kwiat dla Boga kwitnie i usycha;

      Gdzie dwa kurhany1 na błękitnym niebie

      Przez całe stepy patrzą się na siebie;

      Gdzie przerywają trupy sen grobowy,

      Orłami z sobą prowadząc rozmowy;

      Lub gdy je przyjaźń w mogiłach nie zbliża,

      To krzyż się groźnie pogląda na krzyża

      I oba drewna niby grożą sobie

      Przez całe stepy zemstą śpiącą w grobie.

      Krzyżowe groźby i poselstwa ptaków

      Lecą przez krwawe doliny bodiaków2;

      I czuć w powietrzu, że tu myśli wojna,

      Choć słońce złote, choć ziemia spokojna.

      Bo choć się skończą rycerstwa i waśnie,

      To ziemia mogił tak prędko nie zaśnie;

      Ale w jej sercu wolność się odzywa,

      Kiedy się orzeł gdzie z mogiły zrywa,

      Kiedy zatętni jaki wicher głuchy,

      Gdy zaszeleszczą powojów łańcuchy;

      Albo gdy śmignie jaki złoty sumak,

      Myśli, że biały Puławskiego rumak;

      Albo gdy kosa o kamień zadzwoni,

      Myśli, że Sawa jedzie w tysiąc koni;

      Ale już w grobach są ci sławo-kraśni.

      Ziemio kurhanów, nie marz o nich – zaśnij!

      II

      Znasz ty tęczowe rusałek upiory?

      Czy znasz prorocką dumę Wernyhory3?

      Czy wiesz, co będzie w jarze Janczarychy,

      Gdzie teraz gołąb lub jelonek cichy,

      Ze łzą przeczystą w szafirowym oku,

      Gdzieś w księżycowym się przegląda stoku?

      Czy wiesz, że wszystkie te się sprawdzą śnicia

      W jednej godzinie rycerskiego życia?

      Że zemścisz syna, ojca, matkę, brata

      W tej błyskawicy, co na szabli lata?

      Niech tylko serce rycerza, o Chryste!

      Jako lilija będzie we krwi czyste,

      Niech tylko wprzódy nie splami zgryzota

      Duszy, co jako ptak się w sidłach miota;

      Niechaj się tylko każdy dumnie waży

      Złotym aniołem w ojczyźnie na straży:

      To chyba w końcu na takich aniołów

      Wróg będzie piorun miał w ręku – nie ołów.

      III

      Jeśli pod tobą wolny koń stepowy,

      Omijaj zamek ten i te parowy;

      Niech cię nie wabi ten na zamku czole

      Napis, co błyska od słońca na pole:

      Bo to jest kłamstwo marmurów ohydne,

      Złotem pisane i z daleka widne.

      Uciekaj stepem przez burzanu4 fale,

      Nie wierz napisom, nie zazieraj w sale,

      Bo tam owionie i męstwo ci zetrze

      Gorsze niż w grobach – zdradziectwa powietrze!

      Gorsze niż dżuma, co zabija ciało!

      Gorsze! – Choć pałac ten wygląda biało,

      Choć za nim widać lipy starożytne,

      Białe kościółki, jeziora błękitne;

      Chociaż łabędzie śpią na tych jeziorach;

      Choć róże stoją w jutrzenki kolorach;

      Chociaż słowiki mieszkają w topolach,

      A dalej błękit i kłosy na polach:

      Nie wierz zdradzieckiej natury obłudzie,

      Ten zamek pełny – w tym zamku są ludzie!

      IV

      Od czasu jeszcze dawnych Pelopidów,

      Od wygaśnienia rodziny Atrydów5

      Nigdzie krwi tyle na gmachu kamieniach,

      Nigdzie plam tyle od zbrodni w sumnieniach6,

      Nigdzie rodziny tak czarnej nie było,

      Tak czarnych prochów pod żadną mogiłą…

      Chciałbym powiedzieć… W imię Ojca, Ducha!

      Kto tak okropnej powieści wysłucha?

      V

      Choć w zamku gości częstują wspaniale,

      Gospodarz dawno nie schodzi na sale.

      Niegdyś widziano go w gromadnym kole,

      Jak trup śród ludzi, jak upiór przy stole.

      Zimne po sercach przechodziło mrowie,

      Kiedy co mówił, gdy pił jakie zdrowie;

      A gdy wziął kielich w rękę trupią, siną,

      W kielichu krew się zdawała, nie wino.

      Każdy, co z gości do stołu zasiadał,

      Nie znał go prawie, nigdy z nim nie gadał;

      Gdy wszedł – nie wstawał nikt przed tym człowiekiem,

      Choć orderami był srebrny i wiekiem;

      Ani posłane z poselstwem od matki

      Kiedy go w rękę całowały dziatki;

      Jakby przed marą piekielną, szkaradną,

      Stają przed ojcem zalęknione; bladną

      I uciekają nie wyrzekłszy słowa

      Lub kamienieją. Nie twarz to surowa —

      Bo miłą miał twarz ten człowiek z natury;

      Ani wzrok jego dziki i ponury —

      Bo na swe dziatki patrząc łzy miał w oku;

      Lecz przerażenie z boskiego wyroku

      Wisiało nad nim jako krwawa tęcza;

      A gorzej – wiedział to sam, że odstręcza;

      Że coś pomiędzy nim a światem stoi,

      Czego się sługa, dziecko, słońce boi.

      Więc już od dawna zaniechał z rozpaczą

      Przepraszać serca, które nie przebaczą;

      Ujmować dusze, co chcą nienawidzić;

      A


<p>1</p>

kurhan – rodzaj mogiły w formie ziemnego kopca. [przypis edytorski]

<p>2</p>

bodiak (z ukr.) – kolczasty chwast stepowy. [przypis edytorski]

<p>3</p>

Wernyhora – legendarny śpiewak i wróżbita kozacki z XVIII w., wieścił rozbiory i odrodzenie Polski. [przypis edytorski]

<p>4</p>

burzan – zarośla stepowe. [przypis edytorski]

<p>5</p>

Pelopidzi, Atrydzi (mit. gr.) – rody obłożone klątwą przez bogów. [przypis edytorski]

<p>6</p>

sumnienie (daw.) – dziś: sumienie. [przypis edytorski]