Nocna droga. Kristin Hannah. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Kristin Hannah
Издательство: PDW
Серия: Kolekcja 20-lecia
Жанр произведения: Контркультура
Год издания: 0
isbn: 9788381395717
Скачать книгу
od razu przeprosić, skwitować śmiechem niedoszły pocałunek. Powiedzieć, że była pijana i nic nie pamięta? Czy taki wykręt przejdzie?

      Gdy się zbliżała, Zach wyszedł jej naprzeciw, podając biały goździk z niebieskimi rąbkami w przezroczystym pudełku.

      – Dziękuję – wymamrotała.

      – Ma gumkę recepturkę, zakłada się na przegub – rzekł. – Amanda mówi, że właśnie takie są najlepsze.

      – Dziękuję – powtórzyła, nie śmiąc na niego spojrzeć. Napomknął o swojej dziewczynie, zrozumiała aluzję.

      – Okej, czas na zdjęcia – odezwała się Jude.

      Miles podszedł do żony.

      – A tobie zdejmiemy odciski palców, Tylerze – rzekł.

      – Tato! – pisnęła Mia, oblewając się rumieńcem.

      Lexi niezdarnie przesunęła się i stanęła obok Zacha. Otoczył ją ramieniem, ale nie przygarnął. Stali jak postacie na starej fotografii z Dzikiego Zachodu, sztywni i poważni.

      Błysk. Trzask.

      Sesja fotograficzna przeciągała się, aż Zach nie wytrzymał.

      – Dość tego, dos amigos! – krzyknął. – Zmywamy się stąd.

      Kiedy ruszyli do drzwi, Lexi odsunęła się od niego. Weszła do przedpokoju, gdzie zostawiła przy stoliku brązową torbę na zakupy. Sięgnęła do środka i wyciągnęła mały pojemnik z zielonego plastiku, służący za opakowanie dla fioletowej petunii w doniczce.

      – To dla ciebie – rzekła do Jude, czując, jak płoną jej policzki. Taki skromny prezent, z półki z kwiatkami za pół ceny w lokalnym sklepie ogrodniczym. Pewnie to było okropnie niewłaściwe, ale tylko na tyle mogła sobie pozwolić. – Wiem, że tak naprawdę niczego nie potrzebujesz, ale rozejrzałam się... nie masz petunii, więc pomyślałam... tak w ogóle, dziękuję za sukienkę.

      – Dziękuję, Lexi – odparła Jude z uśmiechem.

      – Chodź, Lexster – ponagliła Mia od progu.

      Lexi podeszła do drzwi razem z Jude, a potem ruszyła za Mią do mustanga.

      – Powrót najpóźniej o pierwszej! – zawołała Jude.

      Zach jakby nie słuchał. Szedł na przodzie do zaparkowanego przed domem auta. Otworzył drzwi i nie czekając, aż Lexi wsiądzie, od razu przeszedł na stronę kierowcy.

      Kiedy Mia i Tyler usadowili się z tyłu, Lexi zajęła miejsce obok Zacha. Uruchomił silnik i włączył muzykę.

      Przez całą drogę do liceum Mia i Tyler szeptali między sobą. Zach wpatrywał się w drogę. Wydawał się wściekły na Lexi albo na to, że właśnie z nią jedzie na bal. Nie miała mu tego za złe. Na szkolnym placyku zaparkował blisko schodów i we czwórkę wtopili się w kolorową rzekę nastolatków płynącą do sali gimnastycznej, którą przekształcono w tandetną replikę Nowego Orleanu, z nieodłącznymi serpentynami i sztucznym mchem. Kiedy weszli na salę, jedna z opiekunek wręczyła im kilka sznurów jaskrawych, wielobarwnych korali dopełniających motyw przewodni balu: Mardi Gras, czyli karnawałowe ostatki.

      Grano piosenkę Hella Good i na parkiecie kłębili się tańczący.

      Najpierw ustawili się do zdjęć – każda para osobno, potem dziewczęta, później Mia i Zach.

      Lexi widziała, że chłopak jest spięty. Wszystkie dziewczyny z ostatniej klasy oglądały się za nim. Zapewne Amanda poprosiła o pełne sprawozdanie, a Zach nie zamierzał zrobić nic, co mogłoby urazić uczucia jego dziewczyny. Nawet nie spoglądał na Lexi.

      Wreszcie wziął ją za rękę i poprowadził na parkiet. Kiedy tam dotarli, zagrano coś wolniejszego. Wziął ją w ramiona.

      Wlepiła wzrok w jego pierś, starając się poruszać razem z nim i nie nadepnąć mu na nogę. Właściwie nie umiała tańczyć i ze zdenerwowania z trudem oddychała. W końcu podniosła wzrok i napotkała jego nieprzeniknione spojrzenie.

      – Wiem, że nie chciałeś zabrać mnie na bal, Zachu. Przykro mi.

      – Nic nie wiesz.

      – Przepraszam – rzekła, bo nic innego nie przyszło jej na myśl.

      Chwycił ją za rękę i pociągnął przez tłum. Potykając się, starała się dotrzymać mu kroku. Posyłała uśmiechy tym, których potrącała, by nie wydawało się dziwne, że Zach ściąga ją z parkietu.

      Cały czas parł naprzód, minął wazę z ponczem, rządek czuwających rodziców i nauczycieli, aż w końcu wydostał się przez duże drzwi na boisko. Było tam ciemno i cicho. Gwiazdy na niebie do spółki z jasnym księżycem dobywały blask ze słupków bramki.

      Wreszcie się zatrzymał.

      – Dlaczego próbowałaś mnie pocałować?

      – Nie próbowałam. Straciłam równowagę. Byłam głupia... – Westchnęła i spojrzała na niego, od razu żałując, że to zrobiła.

      – A jeżeli tego chciałem?

      – Nie podrywaj mnie, Zachu – powiedziała. Głos jej się załamał zdradziecko. Wiedziała, jaką on ma opinię. Pewnie ciągle mówił takie rzeczy. Zmieniał dziewczyny tak, jak ona zmieniała błyszczyk do ust. – Proszę.

      – Czy mogę cię pocałować, Lex?

      W myślach powiedziała: nie, ale kiedy na nią popatrzył, potrząsnęła tylko głową, nie mogąc dobyć głosu.

      – Jeżeli zamierzasz mnie powstrzymać – rzekł, przyciągając ją bliżej – to teraz jest odpowiedni moment.

      I zaraz potem zaczął ją całować, a ona opadała, odlatywała, wkręcała się w kogoś – w coś! – innego. Kiedy w końcu się cofnął, był blady i roztrzęsiony zupełnie jak ona. Ucieszyło ją to, bo płakała.

      Płakała. Co za idiotka...

      – Zrobiłem coś nie tak?

      – Nie.

      – To czemu płaczesz?

      – Nie wiem.

      – Zach!

      Lexi usłyszała głos Mii i odsunęła się chwiejnie od Zacha, ocierając głupie łzy.

      Mia podbiegła do nich.

      – Będzie koronacja króla i królowej balu. Chodźcie do środka.

      – Gówno mnie to obchodzi. Rozmawiam z Lexi...

      – Idź! – ponagliła Mia.

      Zach popatrzył znów na Lexi, ściągając brwi. Potem odszedł, zmierzając w stronę sali gimnastycznej.

      – Co tu robiliście? – spytała Mia.

      Lexi też ruszyła w stronę sali. Nie śmiała spojrzeć na przyjaciółkę.

      – Chciał mi coś powiedzieć o dzisiejszym meczu. – Zaśmiała się z przymusem. – Wiesz, jak jest. Nie mam zielonego pojęcia o futbolu.

      Skrzywiła się. Znów okłamuje przyjaciółkę. W kogo ona się zmienia?

      To wtedy ostatni raz była sam na sam z Zachem aż do momentu, gdy odprowadził ją pod drzwi przyczepy; Mia siedziała w samochodzie i ich obserwowała.

      Pod drzwiami Lexi nie miała pojęcia, co powiedzieć. Czuła się zupełnie wytrącona z równowagi. Była jak zagonione zwierzę, zastygłe ze strachu, z wyostrzonymi zmysłami. Pocałunek zachwiał jej światem, ale czy zostawił ślad w jego świecie?

      Patrzył na nią. Widziała, jak złote włosy