Cholerny Zakrzewski!
Usiadła na łóżku, sięgnęła do ekspresu do kawy i włączyła go, zanim jeszcze na dobre otworzyła oczy. Zalety posiadania łóżka w kuchni. Można było sięgnąć do kawiarki i do lodówki, prawie nie wstając. Marcin zawsze śmiał się z niej, że sypia w kuchni.
– Dość – mruknęła do siebie. – Zapomnij o tym palancie, kobieto.
Powlekła się do łazienki i wzięła krótki prysznic. Potem stała przed lustrem i szczotkując zęby, oglądała się krytycznie w wielkim łazienkowym lustrze. Zmarszczki pod oczami, skóra na szyi już nie taka jak kiedyś, nowe fałdki tłuszczu na bokach, biodra pewnie znowu trochę szersze. Westchnęła i przepłukała usta.
Uczesała się, trochę dłuższą grzywkę spadającą na oczy ułożyła starannie na boku i zawinięta w szlafrok usiadła w kuchni, pijąc kawę. Wspomnienie o Zakrzewskim gdzieś się rozpłynęło. Jak co rano zaczęła myśleć o pracy. Od prawie dwóch tygodni w sprawie morderstwa znanego pisarza nie posunęli się ani o krok do przodu. Paulina miała wrażenie, że z każdym dniem coraz bardziej grzęzną w gównie. Sprawdzili kilkanaście tropów i na razie żaden nie okazał się przełomowy. Nie mieli ani motywu, ani podejrzanego, ani narzędzia zbrodni.
Ona sama coraz bardziej skłaniała się w kierunku motywu na tle seksualnym.
Prześwietlili dokładnie życie zamordowanego Mirosława Rudnickiego i zupełnie nieoczekiwanie odkryli, że miał skłonności homoseksualne. Było to o tyle dziwne, że w przeszłości miał trzy żony i nic nie wskazywało na to, że może być gejem. Z pierwszą rozwiódł się przed wielu laty. Przyczyną były liczne zdrady – on zdradzał ją, z kobietami. Druga żona pojawiła się zaraz po pierwszej. I kolejny skok w bok, poważny na tyle, że doprowadził do rozwodu oraz trzeciego małżeństwa, które przetrwało ponad dziesięć lat. Z żadnego związku nie doczekał się potomstwa.
O skłonnościach homoseksualnych pisarza ze szczegółami opowiedziała jego trzecia żona. Właśnie z tego powodu Rudnicki rozwiódł się po raz ostatni, wiele lat temu. Po prostu któregoś dnia powiedział żonie, że dłużej nie chce jej oszukiwać, kocha ją, lecz seks z kobietą pociąga go coraz mniej, nie chce dłużej udawać i tak dalej. Wtedy był już znanym pisarzem, więc kupił sobie milczenie ostatniej żony, przelewając jej sporą sumę. Milczała przez wiele lat aż do czasu, kiedy do drzwi jej domu zapukali Paulina Czerny i Andrzej Szmidt. Uznała, że skoro Rudnicki nie żyje, tajemnica przestała ją obowiązywać.
Na potwierdzenie jej słów w komputerze pisarza znaleźli dużo gejowskiej pornografii, a w poczcie korespondencję z nowymi znajomymi z portali gejowskich. Nic jednak nie wskazywało na to, że miał stałego partnera. I tu hipoteza Pauliny się załamywała.
Telefon zadzwonił, kiedy wsiadała do swojej kilkuletniej toyoty RAV4.
– Już na chodzie? – rzuciła do słuchawki zamiast powitania. – Myślałam, że prokuratorzy nie wstają o tak wczesnej porze.
Było kilka minut przed ósmą.
– Ja też cię serdecznie witam o poranku. – Głos Marka Grabskiego miał być miły, ale zabrzmiał wyjątkowo chropowato.
– Znowu stoisz w korku w Psarach? – domyśliła się. – Sam chciałeś mieszkać na wsi.
– O dziesiątej mamy naradę z szefami komendy wojewódzkiej – powiedział bez wstępów, ignorując jej zaczepkę.
Skrzywiła się, oparła o maskę samochodu, wyciągnęła z paczki mentolowego papierosa typu slim i zapaliła.
– Dlaczego nic nie mówisz? – zapytał.
– A co mam mówić? Czuję, że gromadzą się nade mną czarne chmury za Rudnickiego.
– Dziwisz się? Media ciągle jeszcze nie zapomniały. Facet już za życia był na topie. Teraz jego książki biją rekordy sprzedaży. Wiesz, że zbliżają się wybory i pewnie wygra opcja zmiany i rozliczenia się z dotychczasową władzą. Naczelnik policji zaczyna się niepokoić o stołek. Nierozwiązana sprawa głośnego zabójstwa pisarza, znanego ze swoich prawicowych poglądów i obracającego się w tych kręgach, nie będzie jego atutem po zmianie władzy.
Paulina zaciągnęła się dymem. Polityczne pomyje rozlewają się czasem bardzo szerokim strumieniem. Człowiek może sobie wmawiać, że nic go nie obchodzi polityka, trzymać się z dala od układów, ale to na nic. Od czasu do czasu musi nieprzyjemnie wdepnąć.
– Pewnych rzeczy nie da się przyspieszyć – powiedziała.
– Ty to wiesz, ja to wiem, naczelnik to wie. Ale można zwiększyć środki.
– Zaczyna się robić ciekawie. Nie dalej jak w zeszłym tygodniu usłyszałam, że firma nie ma wolnych mocy.
– Priorytety się zmieniają. Wzmacniamy ekipę.
Paulina paliła w milczeniu. Domyślała się, do czego zmierza Grabski. Był tylko jeden śledczy, który mógłby być wzmocnieniem.
– Rozmawiałem z naczelnikiem wydziału kryminalnego. Postanowiliśmy zmienić taktykę. Wzorem FBI chcielibyśmy powołać do życia niezależną, mniejszą ekipę śledczych. Dwie, trzy osoby. Taka strategia w Stanach sprawdziła się w wielu trudnych śledztwach. Obie ekipy nie dzielą się informacjami, żeby się nie sugerować, z założenia ta mniejsza ma sprawdzać każdą, nawet najbardziej nieprawdopodobną czy wręcz głupią teorię.
Paulina rzuciła niedopałek i zgniotła go obcasem.
– Nie musisz mi mydlić oczu FBI i ich metodami – powiedziała. – Powiedz wprost, że Marcin Zakrzewski wchodzi do gry.
– Taak – potwierdził przeciągle prokurator. – Właśnie jego miałem na myśli.
– Do cholery, Marek, z nim nie da się normalnie procować! Nie znam większego indywidualisty.
– Przy tamtej sprawie poszło wam całkiem nieźle. Powiedziałbym nawet, że byliście cholernie skuteczni.
– Wtedy były inne okoliczności, zresztą wiesz, jak to się skończyło.
– Dlatego Marcin będzie pracował niezależnie.
Paulina zapatrzyła się za okno. Pomimo rosnącej z każdą minutą temperatury poczuła nieprzyjemny, zimny dreszcz na karku.
– Nie podoba mi się taka rywalizacja – powiedziała.
– Nie możemy mówić o rywalizacji. Dwa niezależne zespoły…
– Wiem, jak to się skończy – przerwała mu.
– Nie masz wyjścia.
Milczała.
– Poza tym jest coś jeszcze. – Grabski zawiesił na moment głos. – Zabójstwo Rudnickiego jest prawdopodobnie jednym z kilku. Chyba mamy serię.
17 Powiązanie
1 lipca, środa przed południem
Czarno-biała fotografia zajmowała cały ekran. Czterech uśmiechniętych mężczyzn i piękna kobieta w środku, na tle budynku kojarzącego się z ośrodkiem wypoczynkowym z czasów peerelowskich.
Paulina Czerny próbowała się rozejrzeć po twarzach osób siedzących przy stole konferencyjnym, ale zgaszone światło i zaciągnięte żaluzje skutecznie ukryły w półmroku wszelkie przejawy emocji. Mogła obserwować tylko dłonie na stole oświetlonym blado światłem rzutnika. Prokurator Marek Grabski uderzał się nerwowo długopisem po nadgarstku lewej ręki. Naczelnik wydziału kryminalnego, inspektor Godlecki bębnił niecierpliwie palcami po swoim notatniku z logo komendy wojewódzkiej policji, a złożone dłonie komisarza Andrzeja Szmidta drgały niespokojnie.