Chociaż w większości opracowań dotyczących Sorel i jej związku z królem można przeczytać, że kobieta była naprawdę zakochana w monarsze, nie brakuje historyków podważających jej wierność. Według nich „najpiękniejsza z pięknych” miała romans z Étiennem Chevalierem, królewskim skarbnikiem, człowiekiem bardzo wpływowym, czego dowodzić miał fakt, iż to właśnie on zamówił dyptyk z kontrowersyjnym przedstawieniem Agnès jako Madonny. Gdyby tak było rzeczywiście, to mężczyzna nawiązując intymne relacje z królewską metresą, ryzykowałby własnym życiem, gdyż w razie wyjścia na jaw prawdy zemsta władcy mogła być okropna. Być może skarbnik, podobnie jak wielu innych mężczyzn po prostu podkochiwał się w najpiękniejszej dworskiej kobiecie, a między nim a Agnès nigdy do niczego nie doszło.
Według niektórych źródeł w życiu panny Sorel był pewien okres, w którym żyła samotnie, odseparowana od króla, i właśnie wówczas mogła nawiązać romans z potężnym skarbnikiem. Wszystko za sprawą nienawidzącego jej delfina, który pewnego dnia 1442 roku na zamku w Chinon wdał się w tak ostry spór z metresą ojca, że stracił panowanie nad sobą, policzkując ją publicznie. Urażona Agnès spakowała lary i penaty, by zamieszkać w swoim zamku w Loches, gdzie spędziła kilka lat i tam podejrzanie często odwiedzał ją Chevalier... Z królem pojednała się w 1449 roku i to dość skutecznie, skoro po raz kolejny zaszła w ciążę.
Chevalier zamówił dyptyk już po śmierci królewskiej metresy, zapewne jako swego rodzaju podziękowanie, gdyż niespodziewanie skorzystał po opuszczeniu doczesnego świata przez piękną Agnès. Faworyta Karola umarła jako bardzo majętna kobieta, a monarcha jako egzekutora testamentu wyznaczył właśnie skarbnika, który sprytnie obracając majątkiem zmarłej, powiększył swój stan posiadania. Może właśnie dlatego, w dowód wdzięczności dla zmarłej, a nie z miłości do niej, kazał Fouquetowi namalować ją na dyptyku? Z dokumentów wynika jednak, że pierwotnie całe arcydzieło miało szeroką, obitą aksamitem w kolorze błękitnym, ramę. Widniał na niej wyszyty perłami oraz srebrnymi kokardami, w kształcie regularnych ósemek, inicjał fundatora. W ówczesnej Francji stanowiło to symbol uczucia zwany „sidłami miłości”... Z polecenia Chevaliera obraz wisiał nad grobem Sorel do czasu, kiedy na tronie zasiadł syn Karola Ludwik, który rozkazał go stamtąd usunąć. Wówczas Etienne umieścił dyptyk... nad grobem swojej zmarłej małżonki Katarzyny, znajdującym się w kościele Notre-Dame w Melun. Trzeba przyznać, że powieszenie konterfektu kochanki nad grobem nieżyjącej żony jest dość osobliwym pomysłem, o ile królewski skarbnik i metresa monarchy rzeczywiście mieli romans.
Po niespodziewanym zgonie swojej kochanki Karol wpadł w niekłamaną rozpacz, dając jednocześnie posłuch plotkom o rzekomym otruciu Agnès. Pierwszym podejrzanym był oczywiście delfin, lecz królewski tatuś pomimo dość chłodnego stosunku do syna nie poważył się go jednak oskarżyć. W końcu znaleziono kozła ofiarnego w osobie wielkiego podskarbiego Coeura, który naraził się władcy, sprzeniewierzając fundusze królewskie. Po osiemnastu miesiącach stanął przed sądem, jednak niczego mu nie udowodniono. Przez wieki wierzono, że piękna Agnès nie zmarła śmiercią naturalną, a jej zgon nastąpił w wyniku otrucia, zapewne za sprawą delfina, dopóki za zagadkę śmierci „najpiękniejszej z pięknych” nie zabrała się współczesna nauka.
W 2004 roku otwarto jej grób znajdujący się w kościele Saint-Ours w Loches i dokonano autopsji znalezionych tam zwłok. Badania szczątków pozwoliły ustalić, że Agnès w chwili śmierci miała dwadzieścia osiem lat i zmarła na skutek otrucia rtęcią, co nie potwierdziło tezy, jakoby jej zgon nie nastąpił z przyczyn naturalnych. Patolog Philippe Charlier skłaniał się raczej ku temu, iż przyczyną śmierci królewskiej faworyty był błąd w sztuce lekarskiej, a do tego wniosku skłoniły go znalezione na szczątkach martwe jajeczka pasożytów atakujące organizm Sorel. W owych czasach dolegliwości związane z takimi niechcianymi gośćmi panoszącymi się we wnętrzu ludzkiego ciała leczono, stosując rtęć. Bywało, że specyfik, oczywiście w dobrej wierze, przedawkowano, powodując śmierć chorej lub chorego, i właśnie to, według patologa, najprawdopodobniej spotkało kobietę. Zanim ponownie złożono szczątki Agnès do grobowca, zeskanowano jej czaszkę i za pomocą specjalnego programu zrekonstruowano jej wygląd, co można obejrzeć na jednym z najpopularniejszych kanałów internetowych. Naukowcy odtwarzający twarz „najpiękniejszej z pięknych” dowiedli, że urodziwa kochanka Karola także i dziś uchodziłaby za piękność.
Mona Lisa,
Leonardo da Vinci, 1503–1507
ROZDZIAŁ 2.
Tajemniczy uśmiech
Mony Lisy
Paryski Luwr niewątpliwie poraża obfitością prezentowanych tam zbiorów, wśród których dosłownie roi się od arcydzieł sztuki, ale każdego dnia tysiące zwiedzających tłoczą się, by na własne oczy ujrzeć tylko jeden obraz – uwiecznioną przed sześcioma wiekami na desce z topolowego drewna o stosunkowo niewielkich wymiarach, 53 na 77 cm, Monę Lisę. Wielu bezskutecznie próbuje zrobić zdjęcie arcydzieła, a odbijające się w ochraniającej go szybie błyski lamp błyskowych zakłócają kontemplowanie obrazu pozostałym zwiedzającym. Co ciekawe, jest to bodaj jedyne dzieło sztuki w paryskim muzeum, w stosunku do którego nie obowiązuje zakaz zgromadzenia przed jednym eksponatem większej liczby osób niż trzydzieści.
Widnieje na nim młoda dama, której oblicze zwrócone jest w stronę widza. Prawa ręka kobiety spoczywa na lewej, ta z kolei opiera się o poręcz krzesła, na którym siedzi. Nie ma na sobie żadnej biżuterii, ubrana jest w ciemną, niezbyt strojną suknię. A jej ciemnobrązowe, sięgające ramion włosy oraz ciemną szatę okrywa przezroczysty welon. Znajduje się albo w ogrodzie, albo, jak chcą niektórzy, na balkonie, za balustradą którego rozciąga się odległy, aczkolwiek bardzo urozmaicony pejzaż. Po lewej stronie dominują malownicze formacje skalne, jezioro i wijąca się droga, natomiast po prawej widać rzekę, przeciętą drewnianym mostem. Najbardziej charakterystyczną cechą widniejącej na renesansowym obrazie damy jest jej tajemniczy, wręcz intrygujący, uśmiech.
Bez wątpienia ten namalowany przez wszechstronnego geniusza renesansu Leonarda da Vinciego wizerunek jest najsłynniejszym dziełem sztuki malarskiej wszech czasów. Portret Mony Lizy, który już w ubiegłym stuleciu stał się częścią kultury masowej, obecnie jest najczęściej wykorzystywanym dziełem sztuki w reklamie. A przecież przedstawiona przez mistrza kobieta nie jest żadną pięknością, nawet biorąc pod uwagę kryteria urody obowiązujące w renesansie, o współczesnych kanonach piękna nie wspominając. Co więcej, obraz jest statyczny i z pewnością nie niesie ze sobą żadnego głębszego przesłania, jak chociażby znajdująca się w innej sali Luwru Wolność wiodąca lud na barykady; nie opowiada też żadnej historii, zasięgniętej z mitów, religii chrześcijańskiej ani z codziennego życia. Wiszący nieopodal monumentalny obraz Veronesego Wesele w Kanie nie przyciąga żadnej uwagi zwiedzających, podobnie jak znajdujący się na przeciwległej ścianie Koncert wiejski, przypisywany Tycjanowi – a przecież oba to dzieła wybitne. Czemu zawdzięcza więc Mona Lisa swoją sławę i co sprawia, że od pokoleń fascynuje ludzi, nawet tych zupełnie niewrażliwych na sztukę?
Oryginalność swojego dzieła docenił nie tylko sam da Vinci, który nie chciał się z nim rozstawać przez kolejne siedemnaście lat od zlecenia, by ostatecznie sprzedać portret królowi Francji, jego niezwykłość uznali także ludzie żyjący w tej samej epoce. Jednym z głównych piewców był Giorgio Vasari, włoski architekt i malarz, urodzony trzydzieści lat po śmierci Leonarda, a jednocześnie historiograf sztuki. Portret Mony Lizy ocenił następująco: „Ktokolwiek chce wiedzieć, jak sztuka jest zdolna naśladować naturę, tutaj dojrzy to bez trudności. Albowiem najmniejsze szczegóły oddane są z możliwą delikatnością. Oczy mają blask i wilgotność żywych. Wokół oczu dają