Zbieranie kości. Jesmyn Ward. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jesmyn Ward
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Современная зарубежная литература
Год издания: 0
isbn: 9788366517554
Скачать книгу
9b5428-3b48-5401-b16c-2fd927db75ea.jpg" alt="ZKCover.jpg"/>

      Tytuł oryginału: Salvage the Bones

      Copyright © 2011 by Jesmyn Ward

      All rights reserved, including the right of reproduction

      in whole or in part in any form.

      Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2020

      Copyright © for the Polish translation

      by Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2019

      Redaktor prowadzący • Adrian Tomczyk

      Redakcja • Gabriela Niemiec

      Korekta • Mirosław Ruszkiewicz, Mirosław Krzyszkowski

      Projekt typograficzny wnętrza • Mateusz Czekała

      Łamanie • MELES-DESIGN

      Projekt okładki • Ula Pągowska

      Konwersja pubikacji do wersji elektronicznej • Dariusz Nowacki

      Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

      eISBN 978-83-66517-55-4

      Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o.

      ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

      tel.: 61 853-99-10

      [email protected]

      www.wydawnictwopoznanskie.com

      Dla mojego brata Joshui Adama Dedeaux,

      który mnie prowadzi, a ja podążam za nim.

      Patrzcie teraz, że Ja jestem,

      Ja jeden, i nie ma ze Mną żadnego boga.

      Ja zabijam i Ja sam ożywiam,

      Ja ranię i Ja sam uzdrawiam,

      że nikt z mojej ręki nie uwalnia.

      Biblia Tysiąclecia, Księga Powtórzonego Prawa 32,39

      Choć jestem mała, wiem wiele,

      A moje ciało jest nieskończonym okiem,

      Przez które, niestety, widzę wszystko.

      Gloria Fuertes, Teraz

      Leżymy na plecach, gapiąc się w gwiazdy na niebie,

      Gadając o tym, kim będziemy, jak dorośniemy.

      Zapytałem, kim chcesz być. Odpowiedziała: „Żywa”.

      Outkast, Da Art of Storytellin’ (cz. I), Aquemini

      DZIEŃ PIERWSZY

      Narodziny pod gołą żarówką

      China zakręciła się wokół własnego ogona. Jakbym jej nie znała, pomyślałabym, że chce zjeść swoje przednie łapy. Pomyślałabym, że jej odbiło. Co w pewnym sensie jest prawdą. Nie pozwala się nikomu dotknąć, tylko Skeetowi. Jak była szczeniakiem, pitbullem o wielkim łbie, ukradła wszystkie buty z domu, wszystkie nasze czarne tenisówki kupione przez Mamę, bo nie widać na nich brudu i trzymają się, póki się nie rozpadną. Tylko zapomniane przez Mamę sandałki na niskim obcasie wyglądały inaczej: różowe, z czerwonym błotem, które do nich bez przerwy przywierało. China ukryła wszystkie buty pod meblami, za kiblem, ułożyła je w sterty i spała na nich. Kiedy dorosła i mogła sama uciekać, potykając się na schodach, wyniosła buty na dwór i zakopała je w płytkich dołkach pod domem. Sztywniała jak sosna, kiedy chcieliśmy je odebrać. Teraz China oddaje, jak kiedyś brała, obdarowuje nas, jak kiedyś kradła. Będzie się szczenić.

      To, co robi China, to nic w porównaniu z tym, co robiła Mama, jak rodziła mojego najmłodszego brata, Juniora. Rodziła w domu, w którym wszyscy przyszliśmy na świat, tu, w tej przecince w lesie, którą wyrąbał jej ojciec i którą nazywamy Glinianką. Byłam jedyną, najmłodszą dziewczynką, miałam zaledwie osiem lat, więc nie mogłam jej pomóc, choć Tata powiedział, że ona i tak nie potrzebuje żadnej pomocy. Tata mówił, że Randall i Skeetah, i ja urodziliśmy się bardzo szybko, że Mama rodziła nas we własnym łóżku pod gołą świecącą się żarówką, więc jak nadeszła pora na Juniora, myślała, że też tak będzie. Ale było inaczej. Pod koniec Mama wyła, siedząc w kucki. Junior urodził się fioletowosiny jak hortensja – ostatni kwiatuszek Mamy. Kiedy Tata podał jej Juniora, dotknęła go samymi opuszkami palców, jakby bała się, że strąci z niego pyłek, a kwiatek zwiędnie. Powiedziała, że nie chce jechać do szpitala. Tata wyciągnął ją siłą z łóżka i zapakował do półciężarówki, zostawiała za sobą kałuże krwi; już nigdy jej nie zobaczyliśmy.

      Teraz China walczy – po to przyszła na świat. Walczyła z naszymi butami, walczyła z innymi psami, a teraz walczy z tymi szczeniakami, które chcą się z niej wydostać, ślepe i mokre. Poci się, a chłopcy są rozpromienieni, widzę też Tatę przez okno szopy: twarz mu lśni jak rybie łuski, gdy padnie na nie słońce pod wodą. Jest cicho. Duszno. Chyba będzie padać, ale jeszcze nie zaczęło. Nie ma gwiazd, w naszej Gliniance palą się tylko gołe żarówki.

      – Nie stój w progu. Denerwujesz ją.

      Skeetah wygląda jak skóra zdarta z Taty: ciemny, niski i szczupły. Z węzłami i sznurami mięśni na całym ciele. Jest drugi z kolei, ma szesnaście lat, ale dla suki liczy się tylko on. Gapi się w niego jak w obrazek.

      – Wcale się na nas nie patrzy – odpowiada Randall.

      Jest najstarszy, ma siedemnaście lat. Jest wyższy od Taty, ale równie czarny. Ma wąskie ramiona i wyłupiaste oczy. Dzieciaki w szkole biorą go za ofermę, ale wystarczy, że pojawi się na boisku do koszykówki: skacze szybko i z wdziękiem jak zając na długich nogach. Jak Tata idzie na polowanie, zawsze kibicuję zającom.

      – Potrzebuje przestrzeni, żeby oddychać. – Skeet głaszcze ją po sierści, pochyla głowę i wsłuchuje się w jej brzuch. – Musi się odprężyć.

      – Nikt jej w tym nie przeszkadza.

      Randall stoi przy framudze otwartych drzwi, trzymając prześcieradło, które Skeet przybił do nadproża. Skeet śpi w szopie od tygodnia, czekając na miot. Każdej nocy wyglądałam, aż zgasi światło i uśnie, po czym wymykałam się pod tylne drzwi szopy i stawałam tu, gdzie teraz stoję, żeby sprawdzić, co się z nim dzieje. Otulał Chinę całym sobą, owijał się wokół niej jak długi paznokieć wokół palca.

      – Chcę zobaczyć! – Junior obejmuje nogi Randalla, pochyla się, żeby coś dojrzeć, ale wściubia do środka tylko koniec nosa.

      China nie zwraca na nas zazwyczaj uwagi, a Junior nie zwraca uwagi na nią. Ale ma siedem lat i jest ciekawski. Kiedy przed trzema miesiącami jeden chłopak z Germaine przywiózł do Glinianki psa, pitbulla, żeby go skrzyżować z Chiną, Junior przykucnął na blaszanej beczce nad przygotowanym naprędce wybiegiem, na którym psy miały się parzyć: starą, zdjętą z półciężarówki skrzynią wkopaną w ziemię i zabezpieczoną z boku i od góry gęstą siatką ogrodzeniową; przykucnął i się gapił. Gdy psy zaczęły, zasłonił twarz dłońmi, ale nie chciał wrócić do domu, choć na niego wrzeszczałam. Ssał skórę na przedramieniu albo pstrykał palcem w płatek ucha, tak jak wtedy, kiedy ogląda telewizję albo zasypia. Kiedyś zapytałam go, po co to robi, na co mi odpowiedział, że słyszy wtedy szum wody.

      Skeet nie zwraca uwagi na Juniora i zajmuje się tylko Chiną, jak mężczyzna zajmujący się kobietą, która do niego należy, co po części jest prawdą. Randall nic nie mówi, wyciąga rękę do framugi po przeciwnej stronie, nie pozwalając Juniorowi przejść.

      – Nie, Junior!

      Blokuję dodatkowo przejście nogą, oddzielając siedmiolatka od psa: od żółtego sznura wydzieliny wylewającej się z Chiny w kałużę pod jej zadem.

      – Dajcie mu popatrzeć – mówi Tata. – Jest już na tyle duży, że może to oglądać.