Wygrane marzenia. Diana Palmer. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Diana Palmer
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Wyoming Men
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-4691-0
Скачать книгу
odwróciła się do dziewczynki i posłała jej uśmiech.

      – Potrzebujesz trenera, który pomoże ci opanować podstawy. Czy Lindy nauczyła cię podstawowych elementów? Jazdy na wewnętrznej i zewnętrznej krawędzi, chassé, toe-loopów…? – Urwała, bo Janey patrzyła na nią, jakby mówiła po chińsku. – Nic a nic?

      Janey wykrzywiła twarz.

      – Każe mi robić ósemki na lodzie. O co chodzi z tą wewnętrzną i zewnętrzną krawędzią?

      O rany! – pomyślała Karina.

      Lindy uczyła Janey starych, obowiązkowych figur. Nie było w tym nic złego, ale do niczego się nie przydadzą, gdyby Janey zaczęła startować w zawodach, nawet takich, które organizowano dla dzieci posiadających zaledwie elementarne umiejętności. Może Lindy, podobnie jak ojciec Janey, uważała, że dla niej to tylko zabawa i sytuacja nie jest na tyle poważna, żeby trzeba było angażować profesjonalnego trenera.

      Na widok jej miny Janey posmutniała.

      – Nie uczę się tego, co powinnam, prawda? – spytała żałosnym tonem.

      – Uczysz się tego, co było kiedyś obowiązkowe, lecz od końca lat dziewięćdziesiątych już nie jest. Ale to nic złego – dodała stanowczo. – Te figury uczą cierpliwości i samokontroli. Wiesz, jak wykorzystywać zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną krawędź?

      – Jeszcze raz, co to takiego ta wewnętrzna i zewnętrzna krawędź? – spytała Janey.

      Karina westchnęła, po czym oznajmiła:

      – Okej. Nauczę cię tyle, ile potrafię. Ale jeśli poważnie myślisz o zawodach, to potrzebujesz prawdziwego trenera. – Zawahała się, obejmując dziewczynkę czułym spojrzeniem. – Łyżwiarstwo figurowe to nie rozrywka, tylko ciężka praca. Ludzie, którzy je uprawiają, podchodzą do tego wręcz obsesyjnie. Każdą wolną minutę spędzają na lodzie i trenują. To zobowiązanie wobec siebie i ewentualnych sponsorów, które wymaga pełnego zaangażowania. Jeśli cię to wciągnie, nie będziesz miała chwili dla siebie, żadnego życia towarzyskiego – skwitowała.

      – Już teraz go nie mam – wyznała z westchnieniem dziewczynka. – Nikt mnie nie lubi z wyjątkiem Bess. Bess jest otyła i jej też dokuczają.

      Karina zmarszczyła brwi.

      – A dlaczego dokuczają tobie?

      Janey spojrzała na nią smutnymi oczami.

      – Bo jestem niezdarą – oświadczyła. – Ciągle się przewracam i wszystkich to bawi. Któregoś razu się potknęłam i wpadłam na dyrektora, który wylądował głową w wiadrze z pomyjami. – Wciągnęła głośno powietrze. – Jestem… no, jestem szkolnym pośmiewiskiem.

      Karina przypomniała sobie swoje dzieciństwo. Ona również była niezdarna i inne dzieci się z niej śmiały.

      Przysunęła się do Janey.

      – Zawsze znajdą się jacyś okrutnicy – powiedziała łagodnie. – Nawet jak dorośniesz. Musisz się nauczyć, jak sobie z nimi radzić. Przechodzisz właśnie trudny okres w życiu, ale z wiekiem będzie łatwiej. Naprawdę, przyrzekam.

      – Tobie też dokuczali w szkole? – spytała Janey.

      – Odkąd pamiętam – odparła z uśmiechem. – Miałam pewne hobby, które było moją obsesją. Moi rówieśnicy uważali, że jestem dziwna i głupia. Musiałam się nauczyć, jak zachować równowagę między tym, co robiłam po szkole, a tym, co powinnam robić w szkole. Co wieczór przysiadałam do nauki i poprawiłam oceny.

      – Co to za hobby?

      – A takie jedno. Nic szczególnego – dodała, żeby uciąć dalsze pytania. – Powinnyśmy już jechać.

      – Okej. – Janey chwyciła torbę z łyżwami i spojrzała na Karinę. – Znasz się na jeździe figurowej?

      Karina skinęła głową.

      – Moja mama startowała w zawodach. – Przemilczała fakt, że była mistrzynią olimpijską, i to dwukrotną.

      – Ty też jeździsz, prawda? To znaczy jeśli możesz – poprawiła się Janey, spoglądając na jej ortezę.

      – Owszem.

      – Chciałabym, żebyś jeździła ze mną. Nie będziesz na mnie krzyczała, jak zrobię coś nie tak, prawda? – Uśmiechnęła się z rezygnacją.

      Lindy najwyraźniej krzyczała, a nie tak należy uczyć. Trzeba być miłym, ale również konkretnym, i w taki sposób przekazywać wiedzę, żeby uczeń – w tym przypadku początkująca na lodowisku dziewięciolatka – zrozumiał, o czym mowa i czego się od niego wymaga.

      – Ja nigdy nie krzyczę – odparła.

      – Jak tata wróci do domu, to znów zacznę go męczyć o trenera – stwierdziła Janey, gdy wsiadły do auta i ruszyły długim podjazdem prowadzącym do szosy. – Tylko że jego nigdy nie ma.

      – To duże ranczo i mnóstwo przy nim roboty – zauważyła Karina.

      – Racja, no i ma jeszcze te swoje firmy i rafinerie naftowe – wyjaśniła Janey. – Ale wolałabym, żeby zarabiał mniej, za to częściej bywał w domu.

      – On pewnie też by tego chciał.

      – Dobrze, że przynajmniej mam ciebie – oznajmiła z uśmiechem dziewczynka. – Jestem pewna, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami.

      Karinie od razu poprawił się humor, a jej usta rozciągnęły się w uśmiechu.

      Lodowisko było prawie puste, ale nic dziwnego, skoro był środek tygodnia i wiele dzieci ślęczało w domu nad podręcznikami. Rodzice Kariny również nie odpuszczali i nalegali, żeby co wieczór przysiadała do lekcji, nawet jeśli przez to miało jej przepaść kilka godzin treningu.

      To jednak nie służyło interesom. Żeby się utrzymać, lodowisko powinno przyciągać wielu łyżwiarzy. Byłoby szkoda, gdyby trzeba było je zamknąć z powodu braku stałych bywalców.

      Karina zmarszczyła brwi. W środku nie grała żadna muzyka. I najwyraźniej nie było też wypożyczalni łyżew. Swoje zostawiła w wynajętym mieszkaniu, które opłaciła z góry za cały rok, gdy jeszcze dobrze jej się wiodło. Nie chciała się go pozbywać, w razie gdyby nie wyszło jej z tą pracą i musiała szukać nowej. To było mądre i przezorne z jej strony.

      Ale nie wzięła ze sobą łyżew. Cóż, w sumie dobrze. Była zbyt przerażona, by wrócić na lód; bała się, że znów złamie kostkę. Kryła się za laską i ortezą, które traktowała jako wymówkę, żeby unikać lodowiska. Ale jej terapeuta sportowy nie widział żadnych przeciwwskazań. Twierdził, że musi jedynie przezwyciężyć strach.

      Westchnęła na to wspomnienie.

      – Szkoda, że nie możemy jeździć razem – rzuciła Janey, kiedy Karina pomagała jej zasznurować łyżwy. – Hmm, Lindy wiąże je inaczej – dodała, marszcząc czoło.

      Karina również się zasępiła. Nie była zachwycona tym, na jakich łyżwach jeździ Janey. Nie powinna tak zaczynać nauki.

      – Dlaczego jeździsz na hokejówkach? – spytała.

      – Hokejówkach? – powtórzyła zdziwiona Janey, spoglądając na swoje stopy.

      – Owszem. Te nie mają ząbków na czubku. Nie możesz w nich skakać. – Na widok smutnej miny dziewczynki poczuła się głupio. – Przepraszam, nie powinnam była o tym wspominać.

      – Lindy powiedziała, że takie mi wystarczą, bo i tak niczego się nie nauczę – powiedziała z westchnieniem Janey.

      Karinie