Nie pojechały na Teneryfę i nie odwiedziły dziadka, to znaczy jej ojca, o którym teraz myśli Malin. Bilety były kupione, zarezerwował im pobyt w uroczym ośrodku. Ale nagle, zaledwie tydzień przed wylotem, zmienił zdanie. Twierdził, że dostał zapalenia płuc, ale Malin widziała na Facebooku, że grał w golfa z jakąś nową kobietą u boku. Pewnie czuł się samotny, chciał odnowić kontakt z rodziną, ale później kogoś poznał i znów się wycofał.
Chciała do niego zadzwonić.
Napisać.
Ale odpuściła sobie. Pokazała Tove zdjęcie i gdy rozmawiały pewnego wieczoru na Skypie, zgodnie stwierdziły, że nie chcą mieć z nim więcej nic wspólnego, będą tylko czekać, aż umrze, a później wydadzą spadek na coś ekstra.
– Najchętniej trzepnęłabym go w łeb – powiedziała Tove. – Tak się nie robi. To się musi kiedyś skończyć.
Malin podnosi komórkę, wchodzi na stronę „Corren”.
Na stronie głównej wiadomość o chłopcu:
Zostawiła dziecko w nagrzanym samochodzie. Chłopiec zmarł.
Dziewczyna, która napisała artykuł i zrobiła zdjęcia, nazywa się Vilda Wredesman. Imię i nazwisko to na pewno pseudonim. W tekście pobrzmiewa pogarda dla rodziców, ich braku odpowiedzialności, ich błędu. Artykuł kończy się stwierdzeniem, że zdaniem policji nie doszło do popełnienia przestępstwa. W felietonie obok inny dziennikarz pyta: „Kiedy zapominanie o swoim dziecku stanie się przestępstwem?”.
Zapominanie nie jest w Szwecji zabronione, myśli Malin. Więcej osób powinno częściej zapominać o różnych rzeczach. Jesteśmy krajem rozpamiętujących ludzi, zgorzkniałych dusz. A ja jestem jedną z nich, choć wcale tego nie chcę.
Zamyka oczy. Anders i Fanny Anderssonowie zostali już wystarczająco ukarani. Co dałoby zamknięcie ich? Postawienie przed sądem?
Wyszukuje w sieci Fanny Andersson z Linköpingu. Znajduje jej profil na Facebooku, jest ustawiony jako publiczny, pod ostatnim postem, zdjęciem Olivera na kąpielisku, zaczął się już zalew hejtu.
Będziesz smażyć się w piekle, ty kurwo.
Dzieciobójczyni!!!!!!!
Życzę ci śmierci w męczarniach. Dla takich świń jak ty nie ma wystarczająco surowych kar. Mam ochotę udusić cię własnymi rękami.
I tak dalej.
Masa ślepej nienawiści. Malin zastanawia się, czy nie powinni zapewnić Fanny Andersson ochrony. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że hejterzy z Facebooka i innych portali społecznościowych bardzo rzadko przechodzą od słów do czynów. To prawie zawsze tchórzliwi obskuranci, którzy kopią leżącego i zawsze uważają się za moralnie lepszych od innych.
A z drugiej strony, myśli Malin, Oliver naprawdę umarł straszną, zdecydowanie przedwczesną śmiercią w wyniku błędu swojej mamy.
Wyłącza telefon.
Podnosi się. Idzie dalej wśród drzew w stronę komendy.
Kiedy patrzy na pnie, myśli o chłopcu na łące. Przypomina sobie o literze L, którą znalazła w Trädgårdsföreningen, wyrytą na drzewie niedaleko miejsca, gdzie dawniej wieszano ludzi, podobnej do litery A wypalonej na piersi chłopca. Grafolog, którego zna jeszcze z czasów szkoły policyjnej, stwierdził, że najprawdopodobniej ta sama osoba napisała obie litery. L na drzewie w Trädgårdsföreningen zniknęło, nie było go, kiedy przyszła tam następnym razem, przygląda się teraz pniom, szuka wyrytych liter, ale wie, że ich nie znajdzie.
Dlaczego miałyby tam być?
Morderca raczej nie zrobiłby czegoś takiego tak blisko komendy, nawet jeśli są mordercy, którzy uwielbiają drwić sobie z policji.
Czasami zastanawiała się, skąd morderca mógł wiedzieć, że będzie przechodziła obok tego drzewa w Trädgårdsföreningen. Na ogół nigdy tamtędy nie chodzi, więc to musiał być przypadek. Ale może morderca jakimś cudem wie, że znaleźli literę wyrytą w pniu drzewa. Przecież wkrótce potem została zniszczona.
Pot cieknie jej spod włosów, jej jasnych włosów upiętych w kok. Ciało pracuje, kiedy maszeruje pod górkę.
Do niczego nie doszli w sprawie chłopca na łące.
Kolejna znaleziona litera niczego nie wniosła. Karin oczywiście nie mogła jedynie na podstawie zdjęcia stwierdzić, kiedy ją wyryto, a na ziemi wokół drzewa niczego nie znalazła. Malin chciała zobaczyć filmy z monitoringu z okresu, od kiedy znalazła literę, do momentu aż zniknęła, lecz nagrania niczego nie pokazały, a kamera, która najprawdopodobniej mogła uchwycić potencjalnego mordercę, była zepsuta. Jak to często bywa z kamerami.
Nie chcę, nie chcę.
Słowa chłopca wracają do niej czasami w snach, ale też na jawie, tak jak teraz, kiedy powoli zmierza w stronę komendy, budynku, który stał się jej życiem, pochłonął to, co powinno być jej najlepszymi latami i co może rzeczywiście nimi było.
Malin zaczęła tak patrzeć na swoje życie.
Jak na dobre życie.
Życie, które nie mogło potoczyć się inaczej, w którym to, co kiedyś postrzegała jako błędy, teraz wydaje się czymś oczywistym. Stała się dokładnie takim człowiekiem, jakim mogła się stać.
Fuck-upem.
Poszukiwaczką prawdy, która wszystkie swoje wątpliwości, cały swój lęk, tłumi używką, jaką akurat ma pod ręką: alkoholem, seksem, pracą.
Spogląda na komendę.
Chłopiec i jego zmiażdżone kości.
Nie chcę.
Malin oddycha. Krótkie, gwałtowne oddechy, a później długie. Jest coś przyjemnego w tym, że stajemy się starsi, myśli. Człowiek zdaje sobie sprawę, że żałowanie tego, co się zrobiło, jest pozbawione sensu.
12
Zeke wyłączył silnik, klimatyzacja natychmiast przestaje pracować. W samochodzie wciąż jest ciepło, ale trochę lepiej niż wtedy, gdy otworzył drzwi na parkingu przed szpitalem.
Siedzi przez chwilę w aucie. Do spotkania zostało jeszcze trochę czasu.
Wciąż ma przed sobą obraz chłopca. Jak leży martwy w objęciach swojej mamy, obraz smutku i kruchości tego życia.
To mogła być Tess. On i Karin mogli pewnego razu o niej zapomnieć.
Nie usłyszeć krzyków.
Pod sklepem ICA Maxi. Pod Ikeą. Gdziekolwiek. Ale czy na pewno? Czy rzeczywiście każdy mógłby popełnić