– Jak się poznaliście? – spytał.
– Podczas studiów – odpowiedziała Karen. – Jake miał wykłady z psychologii u nas na roku. Potem pojawił się na jakiejś imprezie i jakoś tak wyszło.
– Rozumiem, że Jake jest wybitnym psychologiem? – Slade uśmiechnął się i pociągnął mały łyk trunku.
– Psychiatrą i psychoterapeutą. A czy wybitnym, to nie wiem. – Jake odwzajemnił uśmiech i sięgnął po kieliszek z winem.
– Daj spokój z tą skromnością. Urodziłem się w Nowym Jorku i wiem, że w tej dzielnicy nie mieszkają nieudacznicy.
– To prawda! – Karen zaśmiała się głośno. – Faktycznie zna się na swojej robocie. No i wiesz… Czegokolwiek się dotknie, to musi być zrobione idealnie. A że w Nowym Jorku nie brakuje ludzi z problemami, ja mogę się realizować w FBI i jeszcze wystarcza nam na dobre wino. Z tym że Jake musi wysłuchiwać sfrustrowanych pacjentów.
– Karen wspominała, że studiowałeś filozofię – Jake zmienił temat.
– Dawne dzieje, ale to ciekawe, że ludzie zawsze mnie o to pytają.
– No wiesz, to trochę niecodzienne, że ktoś z takim profilem wykształcenia zostaje śledczym.
– Wiesz, jak jest. Trudne dzieciństwo w rodzinie polskich imigrantów zebrało żniwo. Z czegoś trzeba było żyć – odparł Slade półżartem. – Filozofia zawsze mnie interesowała, ale trochę za mało w niej działania. Przypomina matematykę. To świetne narzędzie, tylko że narzędzie musi być jakoś używane.
– Trafne spostrzeżenie. Czyli pomimo zamiłowania do matki wszystkich nauk, jak niektórzy nazywają filozofię, czyn przedkładasz nad myśl? – kontynuował Jake.
– Nigdy o tym nie myślałem, ale przypuszczam, że jedno bez drugiego po prostu nie może funkcjonować. Piękno fizyki i matematyki najlepiej widać, kiedy patrzysz na startujący samolot.
– Coś w tym jest – włączyła się do rozmowy Karen. – A w czym byś widział piękno kryminologii lub psychiatrii, John? – Uśmiechnęła się, zaciekawiona.
– Psychiatria to jedyny dział medycyny, z którym mam problem.
– Jaki? – spytali równocześnie Karen i Jake.
– Psychiatra jest właściwie diagnostą. Nikogo nie może wyleczyć. Choroby psychiczne nie są uleczalne. Lekarz psychiatra może jedynie przepisywać leki, żeby jakoś kontrolować chorobę, i to pewnie też nie w każdym przypadku.
– No, nie do końca, chociaż jest sporo racji w tym stwierdzeniu – przyznał Jake. – Ale przecież okulista też często nie może wyleczyć pacjenta, może jedynie przepisać protezę w postaci okularów.
– Zgoda. A co do kryminologii, Karen – ciągnął Slade – to ciężko w niej znaleźć jakieś piękno. To, czym się zajmuję od ponad dziesięciu lat, a ty od kilku dni, niewiele ma wspólnego z pięknem. Kiedyś słyszałem, że gdy wódka zaczyna smakować, powinno się przestać pić. Jeśli zobaczysz piękno w zbrodni, Karen, to zmień pracę.
– Zapamiętam. – Kobieta przechyliła niemal pusty kieliszek.
– Mamy ze sobą coś wspólnego, John – Jake znów zmienił temat.
– Co takiego? – Karen spojrzała z zaciekawieniem na narzeczonego.
– Matka mojego ojca, moja babcia, pochodziła z Warszawy. Przyjechała do Nowego Jorku, uciekając przed Holokaustem. Tutaj poznała młodego żydowskiego krawca. Pobrali się, mieli dzieci. No i jestem ja. Syn jednego z ich synów.
– Nigdy o tym nie mówiłeś! Ale niespodzianka! – Karen niemal podskoczyła na krześle.
– Jeśli ktoś jest Żydem i mieszka w Nowym Jorku, to na osiemdziesiąt procent ma przodków z Europy, zazwyczaj środkowej lub wschodniej – skomentował Slade wyznanie Jake’a.
– No, ale przyznacie, trochę to niesamowite, że obaj macie polskie korzenie.
– Faktycznie, niecodziennie spotykam kogoś, kto miał rodzinę w Warszawie. A ty, Karen? Skoro już się spowiadamy z pochodzenia naszych przodków.
– Ojciec przyjechał z Korei i osiedlił się na zachodnim wybrzeżu, w Oregonie. Mama pochodziła z Kanady. Podobno miała indiańskie korzenie. Niestety, zmarła, gdy byłam mała. Ojciec sam mnie wychowywał. Dzieciństwo spędziłam w remizie strażackiej, gdzie pracował tata.
– Przynajmniej się nie nudziłaś. – Slade uciął trudny temat. – Jeszcze trochę zostało. – Wskazał na resztkę wina w butelce.
– O czym myślisz? – spytała Karen, widząc, że się zasępił.
– O tym, że musimy jutro pogadać z tym strażnikiem z apartamentowca, w którym mieszkał prokurator – skłamał, bo w rzeczywistości myślał o Karen, jej narzeczonym i o tym, jak odmienne jest ich życie od tego, które on wiedzie na co dzień.
Dokończyli kolację i rozmawiali jeszcze o pracy, korzystając z tego, że nie gonił ich czas ani nie dzwoniły telefony. Kilkanaście minut przed drugą w nocy Slade zamówił taksówkę i wyraźnie zmęczony, ale w dobrym nastroju opuścił elegancki apartament Karen i Jake’a. Cisza, jaka panowała w tej części miasta, była uderzająco odmienna od zgiełku za oknem jego mieszkania przy Bowery na Manhattanie. Żółty ford crown victoria zatrzymał się przy krawężniku i czekał na klienta, który żegnał się z gospodarzami. Na dachu taksówki świeciła reklama nocnego klubu ze striptizem.
– Tylko nie zabłądź nigdzie po drodze. Rano mamy robotę! – zawołała Karen, zerkając na reklamę.
– Bez obaw – odparł, śmiejąc się, i wsiadł do taksówki.
Po półgodzinie był na miejscu; kierowcy taksówki dał dziesięciodolarowy napiwek. W mieszkaniu przywitały go swojskie zapachy i dźwięki. Zdjął marynarkę, krawat i włączył telewizor. Głos lektora wiadomości wypełnił puste mieszkanie. Znudzony słuchaniem jałowych politycznych sporów, uruchomił odtwarzacz DVD, w którym od dawna tkwiła płyta z filmem Zabójcze ryjówki – starym, niskobudżetowym horrorem, tak złym, że większość ludzi nie dałaby rady oglądać go nawet przez kwadrans. Z niewiadomych – nawet jemu samemu – przyczyn Slade mógł go oglądać godzinami, a nawet tylko słuchać idiotycznych dialogów, czytając jednocześnie klasyków filozofii. Nieważne, co mówili ludzie w telewizorze. Ważne, że coś mówili. Na ekranie pies nieudolnie przebrany za morderczą ryjówkę forsował drewniany płot, chcąc pożreć wrzeszczących ludzi. Slade wyłączył dźwięk, wziął tablet i znalazł w internecie utwór Pendereckiego. Słuchając monumentalnych dźwięków Lacrimosy, czuł, że pierwszej zbrodni, tej w mieszkaniu prokuratora Williamsa, nie przypadkiem towarzyszyła muzyka polskiego kompozytora.
33 MAIDEN LANE
MANHATTAN, NOWY JORK
WTOREK, 15 MAJA 2018 ROKU
Apartamentowiec przy Maiden Lane stanowił swego rodzaju enklawę ciszy i spokoju pośród zgiełku, który otaczał go ze wszystkich stron. Kiedy weszli do środka, Slade zwrócił uwagę, że i tym razem hall jest pusty, jak gdyby nikt nie mieszkał w tym wielkim budynku. Jednak wcześnie rano trudno spodziewać się tłumów w miejscu, gdzie mieszkają ludzie aktywni zawodowo. Panującą tu ciszę przerywały jedynie stukanie obcasów Karen i ciche skrzypienie butów Slade’a.
– Skąd