Jest to jeden z wielu fragmentów, w których David Sudnow analizuje swoje pięcioletnie próby nauki jazzu, które dostarczyły mu wielu okazji do przemyślenia porażek w osiągnięciu tego, co nazywa dobrą frazą – opanowaniu improwizowanych pochodów. Obserwując szczegóły ruchów swego ciała, pokazuje, jak wiele różnorodnych umiejętności – skoordynowanie sposobów patrzenia, poruszania, sięgania, myślenia – musi zostać opanowanych, jeśli chcemy uzyskać poprawne następstwo akordów. […]
To, czego nauczyliśmy się z przykładów opisanych przez Prousta i Sudnowa, powinno zostać teraz połączone w pewne ogólne stwierdzenia dotyczące natury nawyku i jego wpływu na wcielone praktyki.
Nawyki są czymś więcej niż tylko technicznymi umiejętnościami. Kiedy myślimy o zachowaniu nawykowym w kategoriach chodzenia, pływania, robienia na drutach czy pisania na maszynie, zazwyczaj myślimy o nawykach jako o umiejętnościach, technicznych kompetencjach o różnym stopniu złożoności, które pozostają na naszych usługach, wiodąc zarazem egzystencję niezależną od naszej woli, bez pośpiechu, pochopności czy widocznego nacechowania emocjonalnego. Traktujemy je więc jak umiejętności oczekujące na wezwanie przy stosownej okazji. Dewey sugeruje, że jeśli chcemy docenić osobliwą rolę i siłę nawyku w naszych czynnościach, powinniśmy rozważyć raczej przypadek nałogów – uzależnienia od alkoholu i narkotyków, hazardu i próżnowania. Kiedy zastanowimy się nad takimi nawykami, uderzy nas rola, jaką w zachowaniach nawykowych pełni pragnienie. W przypadku nałogów możemy bowiem zaobserwować przemożny wpływ, jaki na nas wywierają, sposób, w jaki zmuszają nas do podjęcia określonych działań. Tego rodzaju nawyki pociągają za sobą wewnętrzną skłonność do zachowywania się w pewien sposób, pragnienie dostatecznie silne, by doprowadzić nas do odruchowego robienia rzeczy, których wolelibyśmy wcale nie robić, i zachowywania się w sposób, który podważa czy lekceważy nasze świadome decyzje i oficjalne postanowienia. Dewey pokazuje nam, że cecha ta nie jest wcale zarezerwowana dla złych nawyków – te cechy złych przyzwyczajeń są w gruncie rzeczy charakterystyczne i kluczowe dla wszystkich nawyków. To przypomina nam, podobnie jak refleksje Marcela Prousta i Davida Sudnowa nad nawykowymi umiejętnościami, że wszystkie nawyki mają charakter emocjonalnych skłonności. Predyspozycja ukształtowana poprzez częste powtarzanie konkretnych działań staje się intymną i głęboko zakorzenioną częścią nas samych. Nawyki mają właściwą sobie moc właśnie dlatego, że tak głęboko w nas wrosły.
Nawyk to coś więcej niż tylko skłonność. Lepiej niż określenie „dyspozycja”, słowo „nawyk” pozwala nam odnieść się do tych rodzajów działań, w ramach których zestaw cech zostaje zebrany razem, aby uformować czynność: działanie, które jest nabywane, gdyż wyznaczają je poprzednie działania, a które zarazem może manifestować się w sposób otwarty i wywiera pewien ukryty wpływ nawet wówczas, kiedy nie jest czynnością jawnie dominującą. Możemy użyć słowa „skłonność”, żeby opisać to wszystko, byłoby to jednak nieco mylące. Określenie to sugeruje raczej coś ukrytego czy potencjalnego, coś, co do aktywacji wymaga pozytywnego bodźca przychodzącego spoza nas. Określenie „nawyk” niesie w sobie poczucie działania, nieustannie wykonywanej czynności. Przywodzi na myśl fakt ćwiczenia, wzmacniającego się efektu wciąż powtarzanych działań. Jest to cecha nawyku, której wagę uświadamiamy sobie, rozważając techniczne umiejętności, w przypadku których ćwiczenie zmniejsza świadomą uwagę wymaganą do poprawnej realizacji czynności. Kiedy uczymy się chodzić, pływać, jeździć na rowerze czy wrotkach albo też śpiewać, często przerywamy sobie niewłaściwymi ruchami i fałszywymi nutami. Kiedy osiągniemy biegłość, rezultaty przychodzą przy minimalnym zaledwie wysiłku mięśni i pozostają pod pełną kontrolą. Dzięki ćwiczeniu ciało osiąga koordynację coraz większej liczby czynności mięśniowych w coraz bardziej automatyczny sposób, aż wreszcie świadomość wycofuje się, a ruchy wykonują się „poza kontrolą woli”. Pojawia się wówczas pewna i wyćwiczona sekwencja działań, które przybierają właściwy sobie kurs. Wyczyny akrobatów i żonglerów ukazują ekstremalną wersję takich działań, podobnie jak obdarzone wysokim prestiżem umiejętności opisywane przez Prousta i Sudnowa. Ale banalne, automatyczne działania, podobnie jak te prestiżowe, zamiast płynności i harmonii mogą być nawykowo niezdarne i pozbawione wdzięku. Sposoby posługiwania się ciałem nabywane są w toku naszych interakcji z przedmiotami. Tak też dzieje się w przypadku wyraźnie automatycznych, dobrze przyswojonych ruchów rzemieślników. Kiedy stolarz prowadzi strug, a tkacz pracuje na krosnach, robią to w sposób tak nawykowy, że jeśli ich zapytać, odpowiedzieliby, że poczucie właściwego posługiwania się narzędziem mają w rękach. Podobnie jest w przypadku, gdy praca przy maszynie lub biurku wymusza na nas zespół określonych postaw ciała, które postrzegamy jako „przynależne” pracownikowi z fabryki czy wykonującemu siedzącą pracę białemu kołnierzykowi. Postawy i ruchy, które stanowią formy pamięci nawykowej, osadzają się w toku formowania ciała. Aktorzy potrafią mimiką wyrażać stany emocjonalne, lekarze potrafią odczytywać wyniki badań.
Przede wszystkim jednak nawyk jest czymś więcej niż tylko znakiem. Ucieleśnione doświadczenie, którego praktyki nawykowe tworzą istotną część, podporządkowane zostało ostatnio kognitywnemu imperializmowi i odczytywane jest zazwyczaj w ramach lingwistycznego modelu znaczenia. Społeczeństwo, stworzone na obraz i podobieństwo języka, uznaje się za zapis znaczenia w fizycznych ciałach i zachowaniach jednostek. Ciało, zredukowane do statusu znaku, może znaczyć dzięki temu, że jest wysoce podatnym na zmiany nośnikiem wyrażającym kategorie umysłowe. Metafory działań cielesnych, takie jak „upadanie”, postrzegane są jako wyrażające ideę w kategoriach cielesnego obrazu. Oznacza to, że rozumienie ukazujemy jako proces, w którym zmysłowe dane przyporządkowywane są do idei, ciało zaś uważamy za przedmiot arbitralnie przenoszący znaczenia. A jednak, jak słusznie zauważył Merleau-Ponty, fenomen nawyku powinien zmusić nas do zrewidowania naszego spojrzenia na „rozumienie” i ciało70. Umiejętność pisania na maszynie, na przykład, nie jest tożsama ze znajomością pozycji każdej litery wśród klawiszy, ani też z nabyciem odruchu warunkowego dla każdej litery, który uruchamia się, gdy poszczególne znaki pojawiają się w zasięgu wzroku. Wiemy, gdzie litery znajdują się na klawiaturze, w ten sam sposób, w jaki wiemy, gdzie szukać którejś z naszych kończyn. Pamiętamy to dzięki wiedzy wynikającej z oswojenia naszej przestrzeni życiowej. Ruchy palców osoby piszącej na maszynie mogą poddawać się opisowi, a jednak dla samego piszącego nie istnieją one jako trajektoria w przestrzeni, która mogłaby zostać opisana, lecz jako określone dostosowania jego ruchów. Znacząca praktyka nie ma tu więc nic wspólnego ze znakiem. Znaczenie nie może zostać zredukowane do znaku, który istnieje na oddzielnym „poziomie” poza niezapośredniczoną sferą działań ciała. Nawyk opiera się na wiedzy i pamiętaniu zawartych w rękach i w ciele, kiedy zaś podtrzymujemy nawyk, tym, co pamięta, jest właśnie nasze ciało.
Podstawa wyboru: Paul Connerton, Jak społeczeństwa pamiętają, przeł. Marcin Napiórkowski, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2012, s. 66–70, 75, 85, 145–156, 171–181 (pominięto część przypisów, śródtytuły pochodzą od redaktorów tomu).
II RZECZ, ŚLAD, ZAPIS
Marcel Proust
W poszukiwaniu straconego czasu
Przedrukowany poniżej fragment jest zapewne najczęściej