A dzisiaj jest mi naprawdę trudno wyjść. Nie mogę uwierzyć, że to mój ostatni dzień. Boże, nigdy bym nie pomyślała, że będzie mi żal tej roboty! Pożegnaj się, Saro – myślę, mówiąc „do widzenia” kolegom i wracając do domu bez pracy, bez marzeń i bez perspektywy dowiedzenia się, kim jest mój tajemniczy mężczyzna.
***
– Co się stało? – Bryn wraca do domu i zastaje mnie tonącą we łzach. Na jej widok czuję taką ulgę, że zaczynam płakać jeszcze bardziej. Chyba naprawdę jest tak, jak mówią: „Chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach”.
Wow, teraz musi naprawdę pękać ze śmiechu!
– Wylali mnie. Nie miałam pojęcia, że planują cięcia i że ja pójdę na pierwszy ogień. Co ja teraz zrobię? – Siąkam nosem i byle gdzie wyrzucam chusteczkę, a Bryn bierze kosz na śmieci, wrzuca do niego wszystkie zużyte chusteczki oraz puste pudełko po nich, po czym stawia przede mną nowe pudełko.
– Znajdziesz nową pracę. – Siada obok mnie.
Boże, wiedziałam, że niepotrzebnie wypatrywałam ogłoszeń o naborze do przedstawień tanecznych! Pozwoliłam, żeby płonne nadzieje i marzenia odciągnęły mnie od prawdziwej pracy. Powinnam była bardziej się skupić na tym, co tu i teraz…
– To nie takie proste…
– Możesz razem ze mną wyprowadzać psy – przerywa mi Bryn.
– Ale to twoja fucha.
– Podzielę się z tobą – upiera się Bryn. – I tak nie będę w stanie poświęcać temu tyle czasu, ile bym chciała, bo przecież będę zajęta rozkręcaniem start-upu.
– Serio? – Uważnie mierzę ją wzrokiem. – Skąd pewność, że zdobędziesz na to pieniądze?
Nienawidzę być „popsuj-zabawą”, ale musimy być realistkami. Szczerze mówiąc, to wydaje mi się, że to zwykła mrzonka. Bryn jest naprawdę bystra, a projektowanie ubrań świetnie jej idzie, ale przecież nie wystarczy być utalentowanym, trzeba też mieć szczęście.
A szczęście najwyraźniej nie ma zamiaru zamieszkać pod tym adresem…
– Ponieważ dziś wieczorem znowu się z nim widziałam i mam nadzieję, że uda mi się go urobić. – Bryn jest pełna optymizmu.
No dobrze, on to dla Bryn odpowiednik mojego Gorącego Pracoholika. Nazywa się Aaric Christos. Najgorętszy kawaler Manhattanu, który jednak wkrótce ma się ożenić. Miliarder, inwestor, potentat. To prawdziwy cud, że Bryn udało się z nim spotkać.
– Czy to nie tylko pobożne życzenie? – dopytuję. Ile cudów przypada na jedną dziewczynę z Manhattanu? – Przepraszam, że to mówię, kochana współlokatorko – mówię miękko – ale połowa tego miasta liczy na jego wsparcie. Każdy myśli, że ma genialny pomysł albo szuka kogoś, kto przerobi jego głupi pomysł na genialny.
– Może. Ale i tak mam zamiar go urobić. – Niewzruszona w swoim optymizmie Bryn idzie do kuchni, żeby nalać nam herbaty. – Wszystko w porządku? – pyta z troską w głosie, kiedy wraca i wręcza mi kubek.
– Nie wiem – przyznaję wreszcie, żałując, że nie potrafię patrzeć teraz w przyszłość z takim optymizmem jak Bryn. – Po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego nic mi się w życiu nie układa. – Wycieram nos, zgniatam chusteczkę i sięgam po następną, jednocześnie wyliczając wszystkie swoje życiowe porażki. – Poszłam do szkoły baletowej Tisch School of Arts na New York University. Ale tuż przed pierwszym ważnym występem złamałam nogę w kostce. Minęły dwa lata, rehabilitacja szła cholernie opornie, ale kiedy wreszcie byłam zdrowa, moja kariera nadal stała w miejscu. Żadnych głównych ról, żadnych wygranych przesłuchań. W takim razie zostałam konsjerżką, ale choć to takie proste, nawet tu poniosłam porażkę.
– Nie poniosłaś porażki, Saro. To nie była twoja praca marzeń, tylko sposób na przeżycie od pierwszego do pierwszego.
– No tak. – Myślę o tym przez chwilę, ale dochodzę do wniosku, że wcale mnie to nie pociesza, praca konsjerżki była przynajmniej czymś konkretnym. Nie jakimś marzeniem. Dzięki niej miałam na jedzenie, na ciuchy i miałam czym się zająć. – Zaczynam się zastanawiać, czy przeznaczeniem większości z nas nie jest właśnie życie od pierwszego do pierwszego.
– Może i bym się z tobą zgodziła… ale właśnie kogoś spotkałam. Kogoś, kto był w naprawdę nieciekawej sytuacji, a jednak udało mu się wspiąć na sam szczyt. Nie dlatego że miał szczęście, ale bo ciężko na to pracował. Tak to działa. Jeśli dajemy z siebie wszystko, prędzej czy później osiągniemy sukces.
– Ty naprawdę go lubisz – stwierdzam.
Nagle czuję w sercu ukłucie niepokoju. Aaric Christos jest tak nieosiągalnym facetem, że chyba nie mógłby być bardziej nieosiągalny. Poza tym jest w związku z jakąś rozkapryszoną lalunią z najwyższych kręgów towarzyskich. Czy tej Bryn życie jest niemiłe?
– Nie. To znaczy ja… podziwiam go – prostuje. Chodziliśmy razem do liceum, już wtedy podobała mi się jego determinacja. No i chyba byłam trochę nim zauroczona – przyznaje. – Ale nigdy nie rozumiałam, co tak naprawdę do niego czuję. Myślę, że lubiłam go na tyle, że namieszało mi to w głowie. – Energicznie potrząsa głową, jakby bała się, że zapeszy. – Ale wystarczy na ten temat! Jestem podekscytowana swoim start-upem. Jeśli sprawa wypali, a ty nadal nie będziesz miała pracy, zatrudnię cię.
– To kiedy zaczynam? – Uśmiecham się szelmowsko.
– Kto to wie? Zadzwoń do Pana Boga, może on ci powie. – Macha mi przed nosem wizytówką Christosa, a ja próbuję jej ją odebrać.
– Daj mi to! – mówię, ale ona błyskawicznie cofa rękę. A przecież ja bardziej niż ona potrzebuję tego numeru.
– Po moim trupie! To mój Złoty Bilet i nie oddam go nikomu, nawet tobie. Za to mogę się z tobą podzielić czekoladą. – Znika na chwilę, po czym pojawia się z tabliczką czekolady Godiva i rzuca mi ją na kolana. Aż mruczę z rozkoszy! Czekolada to moja słabość, a moja współlokatorka w mig odkryła mój sekret.
– Mamy lody? – pytam, a ona wyciąga z zamrażarki pudełko lodów i przynosi je na kanapę razem z łyżeczkami.
– Coś jeszcze?
– Tak. Mogę cię adoptować? – Prostuję się na kanapie i patrzę, jak sadowi się wygodnie obok.
– Oj, przestań. Jestem dwa lata starsza od ciebie – mówi, otwierając pudełko z lodami, i puszcza do mnie oko.
– Wiem, czego mi brakuje. Wiary w siebie. Zagubiłam ją gdzieś po drodze – wyznaję ze wzrokiem utkwionym w milczący telewizor po drugiej stronie salonu.
Myślę o Bryn i jej wymarzonym start-upie, o tym, jak długa jeszcze przed nią droga.
Myślę o sobie samej i o swoich marzeniach, marzeniach, które – jakkolwiek wspaniałe by były – ciągle wchodzą mi w drogę, kiedy próbuję znaleźć porządną pracę i się ustatkować.
Myślę też o swojej mamie i jej marzeniach oraz sercu złamanym przez mojego tatę. Jej największe marzenie – o kochającym mężu i rodzinie – właśnie się rozprysło na tysiąc kawałków.
Boże, za każdym razem, kiedy o tym myślę, totalnie mnie to rozpieprza. Sama myśl o tym, że mama cierpi, sprawia mi ból. Ale przecież nie może odzyskać taty. On jej już nie kocha.
Teraz mama musi nauczyć