‒ Dzień dobry, aniołku dziadka – powiedział, całując jej czuprynę i prawie przewracając ją z klęczek. Angolo pomógł mu, merdając radośnie ogonem i próbując lizać jego twarz. Marianna upadła na pupę i głośno się roześmiała, kiedy Angolo skierował swoje czułości na nią, okazując swoją radość za pomocą oślinionego języka.
‒ Chodź na śniadanie, Marianno. Jak znam Vicki i Tima, pewnie nic nie zjadłaś przed podróżą.
‒ Nie, nie jedliśmy – w głosie Marianny nadal było słychać śmiech. – Mama powiedziała, że mogę zjeść śniadanie tutaj.
‒ No widzisz, znam nasze dzieciaki – powiedziała Irene do Rolanda, który wkładał właśnie sweter, aby wyjść do skrzynki na listy. Pogoda w kwietniu była kapryśna, rano wiał chłodny wiatr, mimo że zbliżał się już maj.
‒ Nie trzeba, Marianna już przyniosła pocztę – powiedziała Irene, kiedy zauważyła, co chce zrobić. Wlała kawę do kubka i postawiła go obok gazety.
Roland usiadł posłusznie i przypomniał Mariannie, że podano śniadanie. Znów bawiła się z psem. Od początku byli ze sobą mocno związani.
‒ Dziennikarze szybko działają. Już jest na pierwszej stronie – stwierdziła Irene.
Roland podniósł gazetę i przeczytał nagłówek. Poniżej zobaczył zdjęcie Juliusa Habekosta, wyglądało jak z paszportu, i drugie zdjęcie: policyjny radiowóz na tle budynku mieszkalnego. Nie był zaskoczony ‒ kiedy odjeżdżali z Markiem z miejsca zdarzenia, widział, że sępy się zlatują. Przyciągały je policyjne radiowozy i wozy techników. Pewnie mieli też jakieś własne sposoby na wyczuwanie śladów śmierci i tragedii. Przynajmniej mieli na tyle dobrego smaku, aby nie publikować zdjęcia ogromnej czerwonej plamy na chodniku.
‒ Widzę, ale nie podkręcają wyników sprzedaży samobójstem, a faktem, że w sprawę jest zamieszanych dwóch oficerów policji.
‒ Oczywiście – powiedziała Irene – Samobójstwa nie są tak rzadkie, więc…
Roland szybko przebiegł wzrokiem po artykule, mrucząc coś pod nosem parę razy. Julius Habekost pracował w więzieniu przez 25 lat, ostatnich parę lat spędził w Instytucie Enner Mark, jak eufemistycznie mówiono na wschodniojutlandzkie więzienie stanowe. Słowo „więzienie” nie było ostatnio mile widziane, gdyż niektórzy uważali je za upokarzające w stosunku do osadzonych oraz ich rodzin.
Roland zerknął na Mariannę, która usiadła u szczytu stołu i patrzyła badawczo na zdjęcie z pierwszej strony gazety. Była blada, a jej oczy otworzyły się szeroko.
‒ Co się stało, skarbie? – zapytał.
‒ To… ojciec Matyldy.
‒ Matyldy?
‒ Mojej najlepszej koleżanki ze szkoły. Kiedy to się stało? Dopiero co go widziałyśmy, kiedy…
‒ Jesteś pewna, Marianno? Ten mężczyzna mieszkał w Horsens.
‒ Dokładnie. Rodzice Matyldy się rozwiedli i jej tata wyprowadził się do Horsens, żeby mieć bliżej do pracy, do więzienia. Matylda była u niego w zeszły weekend, odwiedziłam ją tam i dużo z nim rozmawiałam. Jest bardzo miły i zabawny. Co się stało?
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.