2. SPORY O STRATEGIĘ ZACHODNICH ALIANTÓW W OKRESIE PRZED OBALENIEM MUSSOLINIEGO
W grudniu 1941 r. Japonia zaatakowała USA (a także europejskie kolonie w południowo-wschodniej Azji), a wkrótce po tym w wojnie tej po jej stronie opowiedzieli się partnerzy z Osi. Waszyngtonowi został w ten sposób oszczędzony trud wypowiadania wojny Niemcom i Włochom, którego to kroku Kongres w ówczesnych okolicznościach by nie zaakceptował. W tym samym miesiącu na konferencji „Arkadia” w Waszyngtonie Połączone Szefostwo Sztabów (Combined Chiefs of Staff) – trzy brytyjskie i trzy amerykańskie sztaby generalne poszczególnych rodzajów sił zbrojnych – osiągnęły porozumienie, co do zasadniczej ogólnoświatowej strategii zachodnich aliantów: najpierw powinna zostać wygrana wojna z Niemcami i ich sojusznikami, a dopiero potem zostanie zaatakowana Japonia.
Po tej konferencji Wydział Operacyjny Armii USA, na którego czele stał generał brygady Dwight D. Eisenhower, zaczął rozważać różne możliwości pokonania państw Osi w Europie. Do kwietnia 1942 r. sztab ten wybrał zasadniczą amerykańską koncepcję strategiczną, którą był atak przez kanał La Manche, a to z dwóch powodów: po pierwsze ponieważ to właśnie w Anglii alianckie środki wojenne mogły zostać najefektywniej skoncentrowane i później stamtąd wprowadzone do akcji, a po drugie dlatego, że Niemcy na zachodzie nie byli chronieni przez żadne znaczniejsze przeszkody naturalne. Natomiast atak z obszaru Morza Śródziemnego musiałby prowadzić przez Alpy, skutecznie blokujące wszystkie drogi prowadzące z Włoch w kierunku północnym. Droga znad Morza Śródziemnego na północ miała jeszcze inne wady: począwszy od olbrzymiej odległości, którą należało pokonać z baz lotniczych w Afryce Północnej do centrów przemysłowych Niemiec, w dodatku z międzylądowaniem na włoskich lotniskach, przez „nieprawdopodobieństwo wymuszenia ostatecznego rozstrzygnięcia” za pomocą wcześniejszego wykluczenia Włoch z wojny, do niezdolności zachodnich potęg do skoncentrowania sił zbrojnych nad Morzem Śródziemnym2.
Rzeczywistość wojenna miała jednak pokrzyżować amerykańską koncepcję strategiczną. Latem 1942 roku alianckie powodzenie wojenne na wszystkich frontach spadło do najniższego poziomu. Niemiecka letnia ofensywa w południowej Rosji wzmogła wątpliwości, co do tego, czy Armia Czerwona jest w stanie dalej toczyć wojnę, skoro musiała ona przecież już wcześniej i tak znieść straszliwy upływ krwi będący efektem niemieckiej letniej ofensywy w 1941 roku i sowieckiej kontrofensywy zimą lat 1941/2. Moskwa desperacko domagała się teraz otwarcia drugiego frontu, który zmusiłby Niemców do rozdzielenia swoich sił. W lipcu 1942 roku alianci podjęli więc decyzję o zajęciu francuskiej Afryki Północnej (operacja „Torch”), aby zagrozić tyłom wojsk niemiecko-włoskich stojących w Libii i jednocześnie spróbować przeciągnąć na stronę aliantów znajdujące się na tym terytorium francuskie władze i siły zbrojne. Inwazja w Afryce miała też umożliwić świeżym wojskom amerykańskim zdobycie doświadczenia frontowego oraz wiedzy na temat prowadzenia wojny przy pomocy desantu3. Amerykanie nie widzieli w tej operacji nic innego poza tymi bliskimi celami, Brytyjczycy natomiast prawdopodobnie byli myślami już krok dalej.
Zwycięskie przeprowadzenie operacji „Torch” stworzyło tymczasem nową sytuację, ponieważ ilość wprowadzonych przy tym do walki sprzętu i żołnierzy uczyniła niemożliwym inwazję Francji w roku 1943. Wydaje się, że amerykańskie kierownictwo wojskowe odniosło teraz wrażenie, że w pewnym sensie zostało oszukane, a ich podstawowy koncept strategiczny został zaprzepaszczony. Pojawiła się wówczas nawet mglista groźba, że w tych okolicznościach decyzja o rzuceniu na kolana w pierwszej kolejności Niemców powinna zostać zrewidowana4.
Tymczasem po opanowaniu francuskiej Afryki Północnej wyłoniła się kwestia, co należy robić dalej. Z jednej strony atak przez kanał był w 1943 roku już niemożliwy do wykonania, z drugiej zaś strony fakt, że Niemcy i Włosi – w odróżnieniu od statycznych aliantów – zaczęli przerzucać do Tunezji silne jednostki czynił zdobycie tego kraju ciężkim zadaniem, które zajęłoby przynajmniej pół roku. Czy więc alianckie wojska miały teraz nie robić nic, w czasie gdy Sowieci coraz rozpaczliwiej pytali, dlaczego nie został jeszcze otwarty drugi front, i swoim zachodnim sojusznikom zarzucali nikczemne zamiary, że rzekomo chcą oni, aby naziści i bolszewicy nawzajem się powybijali? Co będzie, gdy Związek Radziecki zdecyduje się na zawarcie separatystycznego pokoju z Niemcami?
Brytyjczycy ze swojej strony mieli już jednak dokładne wyobrażenie o tym, co czynić dalej. Ledwie 7 listopada 1942 roku wojska alianckie wylądowały w Maroku i Algierii, a już 9 listopada Churchill poinformował swoich szefów sztabów, że w roku 1943 zamierza zgodzić się jedynie na taki plan inwazji Francji przez kanał, która tylko zwiąże siły niemieckie w tym kraju, natomiast w rzeczywistości zamierza zaatakować Włochy albo południową Francję. Chciał też skłonić Turcję do przejścia na stronę aliantów oraz „współpracować z Rosjanami podczas operacji lądowych na Bałkanach”. W końcu miesiąca podkreślił jeszcze, że po zdobyciu Afryki Północnej pierwszym zadaniem musi być wykorzystanie tego regionu jako bazy do zaatakowania stamtąd „miękkiego podbrzusza” państw Osi. Najbliższym celem wojny miała być teraz Sycylia lub Sardynia, przy czym Churchill dał do zrozumienia, że on akurat preferuje Sycylię5. Nawet Roosevelt, będąc z powodu sukcesów w Afryce Północnej w bardzo podniosłym nastroju, przychylał się teraz do strategii śródziemnomorskiej. Jego generałowie jednak nie podzielali tego zdania: szef sztabu wojsk lądowych generał George C. Marshall uważał ekspedycję północnoafrykańską za chwilowe tylko zejście z głównej