Zapach śmierci. Simon Beckett. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Simon Beckett
Издательство: PDW
Серия: Dr David Hunter
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 9788381432863
Скачать книгу
podnośnik, sanitariuszom udało się go ustabilizować. Źrenice reagują, to dobry znak, ale pełny obraz sytuacji uzyskamy dopiero po prześwietleniu i rezonansie.

      – Wyciągnęli go przez strych?

      – To było szybsze niż rozwalanie ściany. – Schyliła się i zaczęła zdejmować ochraniacze z butów. – Trochę nam zajęło, żeby znaleźć to cholerstwo, mimo że wiedzieliśmy, czego szukamy. Zabudowali ścianą coś w rodzaju poczekalni na końcu jednego z oddziałów i pomalowali tak, żeby pasowało do reszty. Komuś musiało bardzo zależeć, żeby nikt tego nie znalazł.

      Następne pytanie było tak oczywiste, że samo się nasuwało.

      – Myśli pani, że to ma jakiś związek z tą kobietą ze strychu?

      – Szczerze? Nie mam pojęcia. – Rzuciła zwiniętym w kulkę ochraniaczem do plastikowego kosza. – Jeśli nie, to byłby kosmiczny zbieg okoliczności, ale dopóki się porządnie nie rozejrzymy po tym zamurowanym pokoju, nie zamierzam wyciągać żadnych pochopnych wniosków.

      Kiwnąłem głową w stronę klockowatej kamery zamontowanej wysoko na ścianie szpitala, z obiektywem wycelowanym w obramowane kolumnami wejście.

      – Co z monitoringiem?

      Ten, kto zamurował wejście na tajemniczy oddział, musiał jakoś wejść i wyjść, ale Ward pokręciła głową.

      – To atrapa. Deweloper najwyraźniej uznał, że nie opłaca się inwestować w prawdziwy sprzęt. Zresztą i tak niewiele by nam to dało. Nagrania kasuje się zwykle po paru tygodniach, a nas interesuje znacznie dawniejszy okres.

      – Czyli nie było tu w ogóle żadnego zabezpieczenia?

      – Na początku było paru ochroniarzy, ale oni mieli głównie odstraszać protestujących. Budowa biurowca wzburzyła lokalnych mieszkańców. Działacze społeczni uważają, że grunty powinno się przeznaczyć pod budowę mieszkań, a towarzystwa miłośników przyrody i architektury chcą wpisania Świętego Judy na listę zabytków i objęcia całej działki ochroną. Na tyłach jest lasek, w którym stoją podobno ruiny jakiegoś normańskiego kościoła czy coś takiego. Jest też kampania, żeby uznać cały obszar za szczególnie ważny dla nauki, tak jak Lesnes Abbey Woods w Bexley. Tyle że tam są opactwo i skamieliny, więc tutaj raczej nie ma szans.

      Ward rozsunęła zamek i zaczęła się wyplątywać z kombinezonu. Zauważyłem, że chyba trochę jej się przytyło, ale nie zastanawiałem się nad tym głębiej.

      – Kiedy firma deweloperska się zorientowała, że trochę to potrwa, ograniczyli ochronę – ciągnęła, uwalniając jedną rękę. – Tak to zwykle bywa. Dali ogrodzenie, znaki „zakaz wstępu” i zostawili budynek odłogiem, czekając na pozwolenie na rozbiórkę.

      – Ale pojawiły się nietoperze.

      Uśmiechnęła się cierpko.

      – Pojawiły się nietoperze.

      Spojrzałem na zabity deskami budynek.

      – Myśli pani, że to może mieć jakiś związek z protestami?

      – Można od tego zacząć. Ale zanim kogoś tam wpuścimy, musimy się upewnić, że budynek jest bezpieczny. Nie chcę ryzykować kolejnych wypadków, a zresztą zanieczyściliśmy dziś już dość potencjalnych miejsc zbrodni. Cokolwiek jest w tej ukrytej sali, wolałabym, żeby nie spadał już na nią żaden sufit. – Szarpnęła drugi rękaw, który się zakleszczył. – Boże, zapomniałam już, jak bardzo nienawidzę tych cholernych kombinezonów.

      Stęknęła i wreszcie się wyswobodziła. W pierwszej chwili pomyślałem, że przytyła jednak znacznie więcej, niż wcześniej mi się zdawało, ale nagle się domyśliłem. Przekornie uniosła brew.

      – No co? Aż taka ze mnie gruba beka?

      Uśmiechnąłem się.

      – Który miesiąc?

      – Dopiero szósty z kawałkiem, ale mam wrażenie, że trwa to już wieki. I zanim cokolwiek pan powie: tak, wiem, co robię. Nie jestem w patrolu pieszym, więc mogę pracować tak długo, jak będę chciała. Nie zamierzam odpuścić możliwości prowadzenia śledztwa, żeby siedzieć w domu i dziergać buciki na drutach.

      Wreszcie zrozumiałem, dlaczego Whelan tak się o nią martwił, kiedy wróciła na strych. I dlaczego Ward była aż tak poruszona widokiem zwłok kobiety i nienarodzonego dziecka. Ofiara była mniej więcej w tym samym miesiącu ciąży co ona.

      – Chłopiec czy dziewczynka? – zapytałem, czując znajome ukłucie straty na wspomnienie ciąży mojej żony.

      – Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Mąż ma nadzieję na chłopca, ale powiedziałam mu, że jeśli chce poznać płeć, to niech sam sobie zajdzie w ciążę.

      Wiedziałem, że ma męża, ale nigdy go nie poznałem. Chociaż nieraz mieliśmy okazję współpracować, nie utrzymywaliśmy kontaktów towarzyskich, a przy poprzednich spotkaniach tematy życia osobistego jakoś nie wypływały.

      Wieść o ciąży stanowiła jedyny jasny akcent tej ponurej nocy. Zaczekałem przy samochodzie, podczas gdy Ward poszła na naradę z podwładnymi i oficerami straży pożarnej w mobilnym stanowisku dowodzenia. Wkrótce dołączyły do nich jeszcze trzy osoby: obcięty na jeża mężczyzna po czterdziestce roztaczający wokół siebie aurę autorytetu – być może przełożony Ward, a także drugi, młodszy mężczyzna i kobieta, którzy szli za nim niczym obstawa. Żadne z tej trójki nie wyglądało na zadowolone. Nie dość, że patolog uległ poważnemu wypadkowi, to jeszcze mieliśmy do czynienia z kilkoma zabójstwami, które mogły okazać się powiązane.

      Początkowo z pozoru rutynowe śledztwo zmieniło się w zupełnie inną bajkę.

      Dwadzieścia minut później podeszła do mnie jedna z policjantek i powiedziała, że właściwie mogę jechać do domu. Śledztwo zostało zawieszone do czasu zabezpieczenia strychu i uzyskania pozwolenia na dalsze prace od specjalistów w dziedzinie bezpieczeństwa i higieny pracy. Skontaktują się ze mną, kiedy będą mnie znów potrzebować.

      I tak wróciłem do Ballard Court. Nie było mowy, żebym położył się spać przed wyjazdem Rachel, więc po prysznicu i śniadaniu siedzieliśmy przy stole kuchennym, pijąc kawę i próbując udawać, że to poranek jak każdy inny. Przychodziło nam to jednak coraz trudniej, w miarę jak zbliżał się czas, kiedy musiała wyjść. Nie chciała, żebym odwiózł ją na lotnisko, bo to tylko przedłużyłoby pożegnanie, więc kiedy jej telefon brzęknięciem oznajmił przybycie taksówki, poczułem, że pęka mi serce. Przytuliłem ją mocno, wdychając czysty zapach jej włosów, żeby jak najlepiej go zapamiętać.

      – Do zobaczenia za trzy miesiące – powiedziała i pocałowała mnie po raz ostatni.

      Kiedy zamknęły się za nią drzwi, odwróciłem się i spojrzałem na pusty apartament. Lśniąca nowością kuchnia wyglądała jeszcze bardziej sterylnie niż zwykle, abstrakcyjne obrazy na ścianach salonu i holu – jeszcze bardziej odstręczająco i bezosobowo. Chociaż przywykłem do samotnego mieszkania, teraz nieobecność Rachel wyzierała głośno z każdego kąta.

      Byłem zmęczony, ale wiedziałem, że i tak nie zasnę, więc załadowałem naczynia po śniadaniu do zmywarki i zaparzyłem sobie kolejną kawę. Kuchnię wyposażono w zaawansowany ekspres godny baristy, z młynkiem, spieniaczem do mleka i tysiącem innych ezoterycznych funkcji. Rachel uwielbiała tę maszynę, ale ja uważałem, że to za dużo zachodu o głupią kawę. Sięgnąłem do szafki po słoik rozpuszczalnej i w dwa razy krótszym czasie miałem już pełen kubek, z którym mogłem usiąść przy granitowym blacie wyspy kuchennej.

      Bez Rachel nie potrafiłem sobie znaleźć miejsca. Za jakiś czas mogłem iść na wydział, ale do tej pory musiałem zabić kilka godzin. Żeby czymś się zająć, postanowiłem sprawdzić w internecie, czy wiadomość o makabrycznym odkryciu