Erling z kolei nie potrafił zrozumieć, dlaczego Jörn nadal chce pozostawać w zarządzie. On na jego miejscu po tak sromotnej porażce w głosowaniu wycofałby się z podkulonym ogonem. Ale skoro Jörnowi ta upokarzająca sytuacja nie przeszkadza, proszę bardzo. Obecność tego starego lisa, choćby znużonego i – dosłownie – bezzębnego, ma nawet pewne zalety: jego wierni zwolennicy zachowują spokój, jak długo Jörn może działać.
– No to bierzemy się do roboty. O pierwszej osobiście przyjmę ekipę telewizyjną, oczywiście będziecie mile widziani. Jeśli się nie zjawicie, widzimy się na czwartkowym zebraniu. – Wstał, dając sygnał, że zebranie skończone.
Uno, wychodząc, mruczał coś pod nosem, ale Erling był zdania, że udało mu się doprowadzić do zwarcia szeregów. Czuł, że to będzie sukces.
Zadowolony z siebie wyszedł na werandę i dla uczczenia zwycięstwa zapalił cygaro. Viveka w milczeniu sprzątała ze stołu.
– Da da da da – gaworzyła Maja, siedząc na krzesełku i zręcznie unikając łyżki. Erika dłuższą chwilę celowała do jej buzi. W końcu jej się udało, ale radość nie trwała długo. Maja postanowiła pokazać, że umie warczeć jak samochód. – Blllll – powiedziała z uczuciem, obryzgując kaszką twarz Eriki.
– Bachor cholerny – zmęczonej Erice wymknęły się słowa, których natychmiast pożałowała.
– Blllll – powtórzyła radośnie Maja. Reszta kaszki z jej buzi wylądowała na stole.
– Bachor olerny – powiedział Adrian, a starsza siostra natychmiast z gniewem go upomniała:
– Nie wolno przeklinać.
– Ale Ika przeklinała.
– Ale i tak nie wolno, prawda, ciociu? Prawda, że nie wolno? – Emma wzięła się pod boki i wyzywająco spojrzała na Erikę.
– Oczywiście, że nie wolno. Bardzo źle zrobiłam, Adrianku.
Emma, zadowolona z odpowiedzi, jadła dalej. Erika patrzyła na nią z czułością i niepokojem. Musiała szybko dorosnąć. Czasem odnosiła się do Adriana bardziej jak matka niż starsza siostra. Anna chyba tego nie widziała, ale dla Eriki było to oczywiste. Dobrze wiedziała, jak to jest, gdy wchodzi się w tę rolę w zbyt młodym wieku.
Ją samą znów to spotkało. Znowu jest mamą młodszej siostry, nie przestając być mamą Mai oraz zastępczą mamą Emmy i Adriana. Pozostanie nią, dopóki Anna nie otrząśnie się z odrętwienia. Sprzątając ze stołu, rzuciła okiem na piętro. Było cicho. Anna rzadko budziła się przed jedenastą, a Erika pozwalała jej spać. Nie wiedziała, co innego mogłaby zrobić.
– Nie chcę dziś iść do przedszkola – oznajmił Adrian, przybierając minę, która wyraźnie mówiła: „i lepiej nie próbuj mnie zmuszać”.
– Właśnie że pójdziesz – odezwała się Emma i znów wzięła się pod boki.
Zajęta wycieraniem ośmiomiesięcznej córeczki Erika postanowiła nie dopuścić do kłótni.
– Emmo, idź się ubrać. Adrianku, nie mam ochoty na takie rozmowy. Pójdziesz razem z Emmą do przedszkola, bez dyskusji.
Adrian otworzył buzię, żeby się sprzeciwić, ale ze spojrzenia ciotki wyczytał, że tego ranka lepiej posłuchać, i bardzo jak na niego potulnie wyszedł do przedpokoju.
– A teraz włóż tenisówki. – Erika postawiła przed nim tenisówki, ale Adrian potrząsnął głową.
– Nie umiem, włóż mi.
– Właśnie że umiesz. W przedszkolu sam wkładasz.
– Nie umiem. Jestem mały – dodał na wszelki wypadek.
Erika westchnęła i posadziła Maję, która ledwie dotknęła podłogi, pomknęła przez przedpokój. Wcześnie zaczęła raczkować. Zdążyła już osiągnąć mistrzostwo w tej dziedzinie.
– Maju, zatrzymaj się – powiedziała Erika, wkładając Adrianowi but. Maja postanowiła nie zwracać uwagi na mamę i wesoło ruszyła dalej. Erika poczuła, jak po krzyżu i spod pach spływają jej strużki potu.
– Mogę iść po Maję – ofiarowała się jak zawsze pomocna Emma. Brak odpowiedzi uznała za zachętę. Po chwili wróciła, niosąc Maję, która wyrywała się jak niesforny kociak. Poczerwieniała na buzi, co zapowiadało wybuch potężnej awantury. Erika pośpiesznie wzięła ją na ręce i lekko wypchnęła dzieci za drzwi, do samochodu. Nienawidziła takich poranków.
– No już, do samochodu, pośpieszcie się, bo znów się spóźnimy i pani Eva powie, co o nas myśli.
– Nie spodoba jej się to. – Emma z troską pokręciła głową.
– Masz rację – odparła Erika, przypinając Maję do fotelika.
– Ja chcę siedzieć z przodu – oznajmił Adrian, krzyżując ręce na piersi i przygotowując się do wojny. Erika straciła resztki cierpliwości.
– W tej chwili siadaj w foteliku! – wrzasnęła i z satysfakcją obserwowała, jak mały niemal frunie na fotelik. Emma usiadła na środku tylnego siedzenia i sama zapięła pasy. Erika gwałtownymi ruchami przypinała Adriana, gdy nagle poczuła na policzku rączkę.
– Wiesz, Ika, kocham cię – powiedział przymilnie.
Erika nie miała wątpliwości, że chce jej się przypodobać, ale to zawsze działało. Zrobiło jej się ciepło na sercu. Nachyliła się i dała mu siarczystego całusa.
Cofając na podjeździe, z niepokojem spojrzała w okno Anny. Roleta wciąż była opuszczona.
Jonna przyłożyła czoło do chłodnej szyby autobusu i obserwowała krajobraz. Wszystko było jej obojętne. Jak zwykle. Obciągnęła rękawy swetra, żeby zakryły dłonie. Jakiś czas temu stało się to jej natręctwem. Nie mogła zrozumieć, ani jak w to wszystko wdepnęła, ani dlaczego ludzi tak zafascynowało jej życie, jej codzienność. Tak zawsze odstaje, taka z niej pocięta, wewnętrznie połamana i samotna dziewczyna. Może właśnie dlatego przez kolejne tygodnie widzowie głosowali za tym, żeby pozostała w Domu. Bo w całym kraju jest mnóstwo takich dziewczyn jak ona. Rozpoznają w niej siebie, gdy wojuje z innymi uczestnikami, gdy potem płacze w łazience i tnie sobie żyletką ramiona. Gdy bije od niej bezsilność, a jednocześnie taka desperacja, że pozostali uczestnicy odsuwają się od niej jak od zadżumionej. Może właśnie dlatego.
– Boże, jak fajnie! Super, że dali nam jeszcze jedną szansę! – Barbie aż dyszała z przejęcia.
Jonna się nie odezwała. Mdliło ją od samego jej imienia, ale tabloidy były zachwycone. BBBarbie znakomicie nadawała się na tytuł, chociaż naprawdę nazywała się Lillemor Persson. Wygrzebała to jedna z gazet. Znalazła również jej stare zdjęcia, jeszcze z czasów, gdy była chudą, drobną, ciemnowłosą dziewczynką w za dużych okularach i w niczym nie przypominała dzisiejszej, napakowanej silikonem blond seksbomby. Jonna uśmiała się z tych zdjęć. Przynieśli im do Domu egzemplarz tej gazety. Barbie się popłakała, a potem spaliła gazetę.
– Spójrz, ile ludzi! – Wskazywała na tłum, w którego stronę zmierzali. – Wyobrażasz sobie? Przyszli dla nas! – Z podniecenia ledwo mogła usiedzieć.
Jonna rzuciła jej pogardliwe spojrzenie, nałożyła słuchawki empetrójki i zamknęła oczy.
Patrik powoli obchodził dookoła samochód. Stoczył się po stromym zboczu i w końcu zatrzymał na drzewie. Przód mocno się zgniótł, ale poza tym auto było nietknięte. Nie mogło jechać z wielką prędkością.
– Kierowca