– Uwierzę, jak zobaczę – odrzekła z rezygnacją Erika. – Masz rację. Jedźmy jutro do Uddevalli, jak tylko zaprowadzimy dzieci do przedszkola. Rozejrzymy się. Bo inaczej naprawdę będę musiała brać ślub w dresie. – Przyjrzała się sobie z ponurą miną. – Co jeszcze? – spytała z westchnieniem, wskazując na listę Anny.
Anna pisała, rozdzielając kolejne zadania. Erika nagle poczuła się bardzo zmęczona. To się nie może udać.
Nieśpiesznie przeszli przez ulicę w tym samym miejscu co zaledwie cztery dni temu. Zastanawiali się, co zastaną. Od czterech dni, dłużących się zapewne jak wieczność, Kerstin żyje ze świadomością, że jej partnerki nie ma na świecie.
Patrik spojrzał pytająco na Martina i nacisnął dzwonek. Jakby się umówili, obaj odetchnęli głęboko, żeby choć częściowo rozładować napięcie. Człowiek czuje się podle, gdy spotykanie się z ludźmi w żałobie odbiera jako coś przykrego. Uważa się za egoistę, bo cóż to jest w porównaniu z żałobą po stracie bliskiej osoby. Ta przykrość bierze się zaś z obawy, że się użyje niewłaściwych słów, popełni nietakt i – paradoksalnie – doda bólu, który już i tak nie może być większy.
Usłyszeli kroki, po chwili drzwi się otworzyły. Stanęła w nich Sofie, nie Kerstin, jak się spodziewali.
– Dzień dobry – powiedziała cicho. Wyglądała, jakby przepłakała kilka dni. Stała nieruchomo. Patrik odchrząknął.
– Dzień dobry, Sofie. – Umilkł. – Pewnie nas pamiętasz, ja jestem Patrik Hedström, to Martin Molin. – Spojrzał na Martina, potem znów na Sofie. – Czy… Kerstin jest w domu? Chcielibyśmy z nią porozmawiać.
Sofie wpuściła ich. Poszła w głąb mieszkania i zawołała:
– Kerstin, policja, chcą z tobą rozmawiać.
Kerstin wyszła z pokoju. Ona również miała oczy zaczerwienione od płaczu. Przystanęła w pewnej odległości. Patrik i Martin nie bardzo wiedzieli, jak zacząć. W końcu powiedziała:
– Może wejdziecie?
Zdjęli buty i poszli za nią do kuchni. Sofie chciała pójść z nimi, ale Kerstin, jakby przeczuwała, że nie będzie to temat dla niej, lekko potrząsnęła głową. Przez chwilę Sofie chciała zignorować ten gest, ale wzruszyła ramionami i poszła do swego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi. W końcu wszystkiego się dowie, ale teraz Patrik i Martin woleli, żeby nikt im nie przeszkadzał.
Usiedli, Patrik przeszedł do rzeczy.
– Doszliśmy do wniosku, że w sprawie wypadku Marit są pewne… niejasności.
– Niejasności? – Kerstin patrzyła pytająco to na Patrika, to na Martina.
– Tak – wtrącił Martin. – Przypuszczamy, że część urazów nie powstała wskutek wypadku.
– Przypuszczacie? To znaczy nie jesteście pewni? – Nie, jeszcze nie – przyznał Patrik. – Będziemy wiedzieć, kiedy otrzymamy protokół z sekcji zwłok. Jest jednak tyle znaków zapytania, że chcieliśmy z panią porozmawiać. Dowiedzieć się, czy można założyć, że ktoś chciał jej zrobić krzywdę.
Kerstin drgnęła. Najwyraźniej do głowy przyszło jej coś, co starała się odpędzić. Patrik wiedział, że powinien to coś przytrzymać.
– Jeśli przychodzi pani do głowy ktoś taki, musi nam pani o tym powiedzieć. Choćby po to, żebyśmy go mogli wykluczyć. – Patrik i Martin w napięciu obserwowali, jak Kerstin zmaga się ze sobą. Milczeli, dając jej czas na sformułowanie myśli.
– Dostawałyśmy różne listy – powiedziała w końcu niechętnie.
– Jakie listy? – dociekał Martin.
– Dostawałyśmy je od czterech lat. – Kerstin kręciła złotą obrączką na serdecznym palcu lewej ręki.
– Co w nich było?
– Pogróżki, świństwa, komentarze na temat mnie i Marit.
– Pisane z powodu … – Patrik zawahał się – charakteru waszego związku, tak?
– Tak – przyznała z ociąganiem. – Ten ktoś domyślił się albo podejrzewał, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń, i… – teraz ona szukała słowa – miał nam to za złe.
– Czy to były poważne groźby? Czym groził? – Martin notował wszystko, co mówiła. Nie podważało to jego przekonania, że śmierć Marit nie nastąpiła wskutek wypadku.
– Bardzo poważne. Pisał, że jesteśmy obrzydliwe, że nasze zachowanie jest sprzeczne z naturą, że takich ludzi powinno się uśmiercać.
– Jak często dostawałyście te listy?
Kerstin musiała się zastanowić, nerwowo kręciła obrączką.
– Trzy, cztery razy do roku. Czasem więcej, czasem mniej. Nie było reguły. Pisał je raczej w przypływie natchnienia, jeśli wiecie, co mam na myśli.
– Dlaczego nie złożyłyście doniesienia na policję? – Martin spojrzał na nią znad notatek.
Kerstin uśmiechnęła się krzywo.
– Marit się nie zgadzała. Bała się, że będzie jeszcze gorzej. Że sprawa nabierze rozgłosu i dojdzie do ujawnienia naszego… związku.
– Nie chciała tego? – spytał Patrik. W tym momencie przypomniał sobie, że Kerstin już o tym mówiła. Właśnie dlatego się pokłóciły i dlatego Marit wyszła z domu. I już nie wróciła.
– Nie, nie chciała – wyszeptała Kerstin. – Ale zachowałyśmy listy. Tak na wszelki wypadek. – Podniosła się z krzesła.
Patrik i Martin wymienili zdumione spojrzenia. Nie liczyli na to i nawet nie przyszło im do głowy pytać.
Kerstin przyniosła plastikową torbę z grubym plikiem listów. Wysypała je na stół. Patrik ostrożnie pogrzebał w nich piórem, w obawie, że zniszczy materiał dowodowy, którego i tak dotykało wiele rąk, na poczcie i tu, w domu. Listy były wciąż w kopertach. Patrikowi serce zabiło szybciej na myśl, że może pod znaczkami znajdą DNA ze śliny sprawcy.
– Możemy je zabrać? – spytał Martin. Spoglądał na nie z oczekiwaniem.
– Proszę bardzo – odparła zmęczonym głosem. – Zabierzcie to gówno i spalcie.
– Innych gróźb, poza listami, nie było?
Kerstin zastanawiała się przez chwilę.
– Sama nie wiem – odpowiedziała z wahaniem. – Miewałyśmy głuche telefony. Kiedyś nawet próbowałyśmy ustalić, z jakiego numeru, ale okazało się, że to prepaidowa komórka, więc nie dowiedziałyśmy się, kto to był.
– Kiedy ostatnio był taki głuchy telefon? – Martin czekał w napięciu, z długopisem w pogotowiu.
Kerstin myślała chwilę.
– Kiedy to mogło być? Ze dwa tygodnie temu. – Znów kręciła obrączką.
– Coś jeszcze? Nikt nie próbował szkodzić Marit? A jak się układały jej stosunki z byłym mężem?
Kerstin zwlekała z odpowiedzią. Najpierw rzuciła okiem w stronę przedpokoju, upewniając się, czy drzwi pokoju Sofie są nadal zamknięte. – Z początku, a właściwie dość długo były bardzo trudne. W ciągu ostatniego roku było lepiej.
– Na czym polegały te trudności? – spytał Patrik. Martin