Zaślubiona . Морган Райс. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Морган Райс
Издательство: Lukeman Literary Management Ltd
Серия: Wampirzych Dzienników
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9781632914729
Скачать книгу
się do niej w odpowiedzi.

      – Ty może i im wybaczysz – powiedział król McCleod, zsiadając z wierzchowca i podchodząc bliżej – lecz ja im nie wybaczę, że w taki sposób zadrwili z moich ludzi! – powiedział i wybuchnął gromkim śmiechem. – Zwłaszcza Polly. Wasza dwójka zawstydziła moich najlepszych wojowników. Najwyraźniej musimy się wiele od was nauczyć, podobnie jak od reszty tutaj. Wampiry przeciwko ludziom. To nigdy nie będzie sprawiedliwa walka – powiedział, potrząsając głową i śmiejąc się serdecznie po raz wtóry.

      McCleod zrobił kilka kroków, podchodząc do Caitlin i Caleba. Król spodobał się jej. Był skory do śmiechu, miał głęboki, podnoszący na duchu głos i zdawał się wprowadzać wszystkich w dobry nastrój.

      – Witajcie na naszej wyspie – powiedział, po czym wziął dłoń Caitlin i, ukłoniwszy się, złożył na niej pocałunek. Później sięgnął po dłoń Caleba, objął ją swoimi i uściskał w ciepłym powitaniu. – Na wyspie Skye. Drugiego takiego miejsca nie ma na całej ziemi. Ostatnia przystań dla najwybitniejszych wojowników. Ten zamek należy do mojej rodziny od wielu pokoleń. Zamieszkajcie z nami. Aiden będzie uradowany. Moi ludzie również. Oficjalnie witam was w moim zamku! – powiedział niemal krzycząc, a wszyscy jego ludzie wiwatowali.

      Caitlin była pod wrażeniem jego gościnności. Nie wiedziała, jak zareagować.

      – To dla nas wielki zaszczyt – powiedziała.

      – I dziękujemy za okazaną nam łaskawość – powiedział Caleb.

      – Jesteś królem? – spytała Scarlet, kiedy podeszła nieco bliżej. − Jest tu prawdziwa królewna?

      Król spojrzał na nią i wybuchnął hałaśliwym śmiechem, donośniejszym i głębszym niż kiedykolwiek dotąd.

      – Cóż, jestem królem, to prawda – ale obawiam się, że nie ma tu królewny. Tylko my, sami mężczyźni. Ale może ty to naprawisz, moja piękna! – powiedział przez śmiech, po czym podszedł dwa kroki, chwycił Scarlet i zakręcił z nią koło. – I jakież ty możesz mieć imię?

      Scarlet zarumieniła się, nagle onieśmielona słowami króla.

      – Scarlet – powiedziała, spuściwszy wzrok. – A to jest Ruth – dodała, wskazując niżej.

      Ruth zaskomlała, jakby w odpowiedzi. McCleod postawił Scarlet na ziemi, po czym pogłaskał Ruth.

      – Jestem pewien, że wszyscy umieracie z głodu – powiedział. – Do zamku! – krzyknął. – Czas to uczcić!

      Jego ludzie zawtórowali okrzykiem, odwrócili się jak na komendę i skierowali ku wejściu na zamek. W tej samej chwili całe rzędy strażników stanęły na baczność.

      Sam objął Caitlin ramieniem, a Caleb Polly i razem ruszyli do zamku. Caitlin, choć wiedziała, że nie powinna, pozwoliła sobie ponownie mieć nadzieję, że znaleźli wreszcie dom, miejsce, w którym wszyscy mogli zamieszkać w spokoju.

       ROZDZIAŁ SZÓSTY

      Było to najmilsze i najbardziej wystawne powitanie, jakie Caitlin mogła sobie wyobrazić. Ich pobyt był niczym jedno, wielkie świętowanie. Spotykali coraz to innego członka klanu, co rusz zauważali nowe twarze, których nie widzieli od niepamiętnych czasów – Barbarę, Caina i wielu innych. Wszyscy zasiedli do obiadu przy ogromnym, biesiadnym stole, w ogrzanym, kamiennym zamku, mając pod nogami futra, w świetle zatkniętych na murach pochodni, przy odgłosach huczącego w kominku ognia i biegających wokół psów. Sala sprawiała wrażenie przytulnej i ciepłej i dopiero teraz Caitlin uzmysłowiła sobie, że na zewnątrz było zimno – był już koniec października, według tego, co jej powiedzieli. Tysiąc trzysta pięćdziesiąty rok. Caitlin nie mogła w to uwierzyć. Cofnęła się w czasie niemal siedemset lat, od dwudziestego pierwszego wieku.

      Zawsze próbowała wyobrazić sobie, jak mogło wyglądać życie w tym okresie, w czasach rycerzy, noszenia zbroi, mieszkania w zamkach…, ale nigdy nie przyszło jej na myśl coś podobnego. Pomimo całkowitej zmiany otoczenia, braku miast i mniejszych miejscowości, ludzie wciąż byli serdeczni, bardzo inteligentni, bardzo życzliwi i szlachetni. W wielu kwestiach nie różnili się od tych, których znała w dwudziestym pierwszym wieku.

      Caitlin czuła się tu jak w domu. Całymi godzinami rozmawiała z Samem i Polly, nadrabiając zaległości, słuchając ich opowieści, ich wersji wydarzeń w Anglii. Ze zgrozą wysłuchała relacji o tym, co zaszło między Polly i Sergeiem. Była dumna z Sama, kiedy dowiedziała się, iż uratował Polly.

      I przez cały ten wieczór mimowolnie co rusz zauważała, że Sam praktycznie nie spuszczał Polly z oczu. Jako starsza siostra wyczuła, że zaszła w nim duża zmiana. Nareszcie dojrzał i po raz pierwszy prawdziwie się zakochał.

      Polly natomiast zdawała się nieco bardziej powściągliwa. Caitlin z trudem przychodziło określić jej stanowisko, jej uczucia względem Sama. Może dlatego, że Polly bardziej się pilnowała. A może dlatego, że tym razem Polly rzeczywiście się przejmowała. Caitlin wyczuła, w głębi serca, że Sam przesłaniał Polly cały świat, i że była podwójnie ostrożna, nie chciała okazać swych uczuć i zepsuć wszystkiego. Caitlin zauważyła, że kiedy Sam odwracał wzrok, Polly spoglądała na niego ukradkiem, po czym szybko odwracała głowę, aby Sam jej nie przyłapał.

      Caitlin czuła, wiedziała ponad wszelką wątpliwość, że jej brat i przyjaciółka byli na najlepszej drodze do zostania parą. Świadomość tego sprawiała jej ogromną radość. A ich widok, wypierających się przed całym światem uczucia, udających wręcz coś przeciwnego, bawił ją niezmiernie.

      Przy stole zasiadali również nowo poznani, serdeczni ludzie i Caitlin poznała wielu, z którymi połączyły ją bliskie więzi. Wszyscy oni byli wojownikami. Król zasiadał u szczytu stołu w otoczeniu dworzan i rycerzy. Przez całe popołudnie raczyli wszystkich pijackimi przyśpiewkami, głośnym śmiechem i licznymi opowieściami o stoczonych przez siebie bitwach i odbytych wyprawach łowieckich. Caitlin z łatwością zauważyła, że ludzie ci byli serdeczni, przyjacielscy, gościnni, że uwielbiali pić i byli świetnymi gawędziarzami. A mimo to, byli też szlachetnymi, dumnymi i wspaniałymi wojownikami.

      Uczta i towarzyszące jej opowieści przeciągnęły się do późnego popołudnia. Pochodnie gasły i trzeba było zapalać je na nowo; do kominka dołożono wiele ogromnych polan; na stołach pojawiły się kadzie powtórnie napełnione winem. W końcu nawet psy się zmęczyły i ułożyły na dywanach do snu. Scarlet również usnęła, położywszy głowę na kolanach Caitlin, a Ruth zwinęła się w kłębek tuż obok niej. Ruth najadła się do syta dzięki Scarlet, która nie ustawała w podsuwaniu jej pod nos kawałków mięsa. Wokół stołu kręciło się wiele psów, ale miały na tyle rozumu, by trzymać się od Ruth z daleka. Zadowolona Ruth również nie była nimi zainteresowana.

      Niektórzy wojownicy, znużeni jadłem i piciem, również w końcu przysnęli na swych futrach. Caitlin zaczęła odpływać, zwracać się myślami ku innym czasom, miejscom i sprawom. Zaczęła się zastanawiać, jaka będzie jej następna wskazówka; czy jej tata będzie w tej epoce i miejscu; dokąd wyruszy w następną wyprawę. Jej oczy zaczęły powoli się zamykać, kiedy nagle usłyszała swoje imię.

      Król McCleod zwrócił się do niej osobiście ponad gwarą rozmów.

      – A co ty o tym sądzisz, Caitlin? – spytał jeszcze raz.

      Kiedy to zrobił, cały wesoły nastrój wyparował. Wszyscy ucichli i zaczęli odwracać się w jej stronę.

      Caitlin była zażenowana, bo nie przysłuchiwała się rozmowie. Król spojrzał na nią jakby oczekiwał odpowiedzi. W końcu odchrząknął.

      – Co myślisz o Świętym Graalu? – spytał powtórnie.

      Świętym Graalu? zdziwiła się Caitlin. Czy to o tym właśnie rozmawiali?

      Nie