– Dziadku, to jest Poppy Connolly. A to mój dziadek, Poppy, Giuseppe Castiglione.
– Buongiorno, come stai? Miło mi panią poznać. – Starszy pan uśmiechnął się szeroko.
Przywitała się uprzejmie, zastanawiając się, czy będzie bardzo niegrzecznie, jeśli zaraz się pożegna i wyjdzie. Już miała to zrobić, kiedy telefon komórkowy szefa znowu się rozdzwonił. Sebastiano zerknął na wyświetlacz i zaklął.
– Scusa un momento, dziadku.
Czyżby to znowu ta zapłakana dziewczyna? – zastanawiała się Poppy. Pomyślała jednak, że biedna kobieta pewnie nie zna jego prywatnego numeru, bo inaczej dzwoniłaby na komórkę, a nie stacjonarny telefon biura. To wskazywało na jej niską rangę w życiu szefa. Poppy zastanawiała się, co takiej tymczasowej kochance należy się po rozstaniu z jurnym Sebastianem Castiglione. Brylanty czy szafiry?
Otrząsając się z bezsensownych rozmyślań o człowieku, który bez wątpienia miał ochotę wpisać ją na czarną listę działu kadr, uśmiechnęła się do jego dziadka i spytała, próbując po raz kolejny ratować sytuację:
– Czy napije się pan czegoś? Może kawy? Albo wody sodowej?
– Nie, proszę się zrelaksować. – Usiadł na jednym z krzeseł stojących przy dużym dębowym biurku. – Od jak dawna zna pani mojego wnuka?
– Niezbyt długo. Od jakichś pięciu tygodni. – A właściwie od godziny, pomyślała, jeśli liczyć spotkanie twarzą w twarz.
– Va bene. Jest bardzo wymagający, prawda? Potrzebuje mocnej ręki.
Wyobrażenie sobie kogoś, kto dyryguje Sebastianem, rozśmieszyło ją, ale odparła posłusznie:
– O tak.
– Ale jakoś sobie pani z nim radzi?
Zdecydowanie nie, pomyślała. Udało jej się zawiązać mu krawat, ale kiedy znajdowała się tak blisko niego, zupełnie traciła głowę.
– Nie zawsze. Pana wnuk jest sam sobie szefem.
– Lepiej mu na wszystko nie pozwalać. To mu nie służy.
Po co jej to mówi?
– Będę o tym pamiętać – odparła, uśmiechając się do miłego staruszka. Istniała jednak niewielka szansa, że po zakończeniu praktyk zobaczy się jeszcze z szefem. Jeśli w ogóle dotrwa do końca przyszłego tygodnia. Zwłaszcza po tym, jak wpatrywała się w jego usta.
Miał opinię kobieciarza i prezentował się wspaniale. Wysoki i władczy, o szerokich ramionach. Nie każdy ośmieliłby się do niego zbliżyć, a już na pewno nie ona. Wolała trzymać się od takich dominujących facetów z daleka. A właściwie od wszystkich mężczyzn. Miała konkretne plany na przyszłość i chciała piąć się po szczeblach kariery, a nie zadurzyć w jakimś przystojnym i bogatym ważniaku.
Niestety, zanim oderwała od niego wzrok, spojrzał na nią i znowu przeszedł ją dreszcz. Pewnie czuł, jakie wywiera na niej wrażenie, bo jego zielone oczy pociemniały, nabierając takiego wyrazu, jakby znał jej najbardziej sekretne myśli.
– Sei la persone giusta – powiedział starszy pan, kiwając głową z uśmiechem.
– Co takiego? Och… tak. – Spojrzała na niego, z ulgą wyrywając się spod uroku spojrzenia jego wnuka. – Zwilżyła wargi i odwróciła się dokładnie w chwili, gdy Sebastiano zrobił krok do przodu, tak że omal na siebie nie wpadli. – Przepraszam. – Cofnęła się szybko. – Pójdę już… skoro macie spotkanie. Miło mi było pana poznać, signor Castiglione.
– Jak to? Nie zrobi nam pani kawy? – spytał Sebastiano. – Oczywiście, to głupi żart – dodał, widząc jej udręczoną minę. – Dziękuję za zawiązanie krawata. – Zabrzmiało to niemal czule.
– Cieszę się, że się na coś przydałam – odparła i szybko wyszła z gabinetu.
Odetchnęła dopiero w windzie. Oparła się o ścianę, zastanawiając się, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę.
Gdy tylko zamknęła drzwi, Sebastiano zwrócił się do dziadka:
– Jak minął lot?
– Dobrze. A ta dziewczyna… – Staruszek pokiwał powoli głową. – Podoba mi się.
Sebastiano przypomniał sobie dotyk jej zwinnych palców, zawiązujących mu krawat. Jemu też się spodobała, a przynajmniej tak reagowało jego ciało.
Od pierwszej chwili, gdy zobaczył ją w drzwiach gabinetu, poczuł się jak zaczarowany. Zrobił jakąś nieuprzejmą uwagę na temat jej stroju, ale przecież miała prawo ubrać się zwyczajnie na weekend, jeśli chciała. Nie był tyranem. Zauroczyły go jej szczere niebieskie oczy, wpatrujące się w niego bez udawania.
W ogóle wyglądała nieźle. Zgrabna, o szczupłych biodrach, jędrnych piersiach, które opinał cienki sweterek, i gęstych brązowych włosach ściągniętych w koński ogon, odsłaniający smukłą szyję. Nie była w jego typie, ale ta niewinność i figlarność, jakie miała w sobie, dziwnie go pociągały. Z pewnością miała też duży temperament. Widział błyski w jej inteligentnych błękitnych oczach.
Zaczerwieniła się, pytając, dlaczego złapał ją za rękę, a wtedy zapragnął obudzić się u jej boku po namiętnej nocy i znowu zobaczyć te rumieńce.
Naraz otrząsnął się z zamyślenia. Była praktykantką w biurze, a więc automatycznie znajdowała się poza jego zasięgiem, bez względu na to, jak bardzo go pociągała. Musiał się więc zachowywać stosownie do sytuacji, zbytnio jej nie komplikując.
– Cieszę się, że ci się podoba – powiedział do dziadka. – Ale wolałbym, żebyś równie przychylnie spojrzał na mój pomysł dotyczący przejęcia kierownictwa nad Castiglione Europa. Nie możesz co drugi dzień jeździć do Rzymu, żeby wydawać polecenia, i zdajesz sobie z tego sprawę. Wiesz też, jak bardzo babcia chce, żebyś odszedł na emeryturę. Już pora.
– Pora na co? Na grę w bule? Zbieranie winogron? A może zabawy z wnukami? – Dziadek wskazał palcem Sebastiana. – Wtedy może warto byłoby odejść na emeryturę.
A więc powracamy do „operacji małżeństwo”, pomyślał Sebastiano. Niezła nazwa, ale i tak zamierzał nazajutrz rano złajać Paulę za to, że nie powiedziała mu nic o zakładzie, jaki urządzili sobie jego pracownicy.
– Tak, wiem, o co ci chodzi – odparł. – Właśnie nad tym pracuję.
– A więc dlaczego ciągle zwlekasz? Czy żadna kobieta nie chce się zgodzić z tobą być?
Wprost przeciwnie. Sebastiano wiedział jednak, że jest samotnikiem i nie potrafi długo wytrzymać w związku, co wiele jego dawnych partnerek mogło potwierdzić.
– Dajmy z tym spokój – odparł. – Lepiej powiedz mi to, co chcę usłyszeć. Powinieneś odejść na emeryturę. A teraz, kiedy sfinalizowałem nową umowę, jest doskonały czas na połączenie SJC z rodzinnym biznesem. Wiesz o tym tak dobrze jak ja.
Dziadek ułożył dłonie w wieżyczkę i oparł na nich podbródek, jakby ociągał się z odpowiedzią.
– Teraz powiem tylko, że dobre wrażenie zrobiło na mnie to, co właśnie zobaczyłem – rzekł powoli. – Powinieneś wcześniej powiedzieć nam o Poppy.
O Poppy? Czyżby wciąż rozmawiali o tej praktykantce?
– Dlaczego miałbym mówić? – spytał Sebastiano zdziwiony.
– Och,